Aktualności

  • Patryk Małecki: Diabeł ciągle we mnie siedzi

Świetny wywiad z Patrykiem Małeckim znaleźć można w dzisiejszym wydaniu Przeglądu Sportowego. "Mały" opowiada o trudnych momentach z którymi zmagał się podczas rehabilitacji i o trenerach z którymi nie było mu po drodze. Poniżej fragmenty.


Nie zmieniłeś się?

Jeden z trenerów, który mnie nie znał, powiedział, że jestem fajny. Ale jak już ze mną popracował, to podsumował, że cieżko mu się pracowało. A ze mną ciężko się nie trenuje. Ze mną trzeba grać w otwarte karty. Jeśli ktoś czegoś ode mnie oczekuje i jest w porządku, czuję, że na mnie liczy, to proszę mi wierzyć, że oddam mu serce. Będę zapierdalał na boisku aż się zrzygam z wysiłku.

Czyli wychodzi na to, że...

- Pozwól dokończyć, bo to dla mnie ważne. Lubię, jak trener mówi jasno: "Słuchaj Mały, wymagam od ciebie tego i tego. Jak się podporządkujesz, będzie dobrze". Nie lubię takich, którzy gadają, że liczą na ciebie, że jesteś zajebisty, a jak mam słabsze mecze, to nagle te słowa przestają mieć znaczenie. Stajesz się obcy. Takich trenerów nie trawię.

Może dlatego część z tych, którzy ze mną pracowali, powiedzą o Małeckim, że to cham, buc, postrak i się nie dogadywaliśmy. Właśnie oni gadają, że jestem krnąbrny i trzeba być moim przyjacielem, by zdobyć zaufanie. Nie, dla mnie trener może być skurwysynem i chamem byleby postępował uczciwie. Najlepiej grało mi się u Skorży czy Maaskanta, bo oni nigdy mnie nie kłamali. Czułem od nich pozytywną energię. Chciałem grać nie tylko dla siebie, kibiców czy klubu, ale też dla trenera, żeby mu się odpłacić dobrymi występami.

Chyba właśnie dostaliśmy instrukcję obsługi Patryka Małeckiego.

- Taki jestem. Nie lubię podlizywać się trenerom, nie mam potrzeby rozmawiać z nimi codziennie. Muszę jedynie czuć zaufanie.

Dostałeś je od Czesława Michniewicza?

- U tego trenera nie grałem żadnego meczu, dopiero się poznajemy. Jedyne, co mi się rzuciło w oczy to świetne treningi piłkarskie.

Miałeś się nie podlizywać.

- Nie podlizuję się, mówię jak jest. Z jego asystentem Marcinem Wlewskim miałem treningi indywidualne. Byłem zdumiony, jak on to wszystko przygotował, zaplanował zajęcia w nadrobniejszych szczegółach.

Michniewicz mówi, że musi cię wręcz hamować na treningach.

- Chcę coś udowodnić tym osobom, którzy mówili, że po kontuzji Małecki jest skończony. Nawet się cieszę, że tak powiedzieli, bo mam większą motywację.

Co było najtrudniejsze w ciągu tych ośmiu miesięcy bez piłki?

- Monotonność. Kontuzji doznałem pod koniec października. W listopadzie i grudniu zacząłem pracę, ale najgorzej było od stycznia do marca. Zimno, za oknem szaro. Miałem różne fazy. Wstawałem rano podłamany, że czeka mnie to samo, czasem miałem zapał, potem znów zjazdy. Nie oglądałem meczów, żeby się nie dołować. Człowieka by trzęsło, że nie może grać. Skupiłem się na swojej pracy, żeby starannie się rehabilitować. I przekonałem się, że przyjaciół poznaje się w biedzie.

Coś w tym jest.

- Życie po raz kolejny mi pokazało, że na palcach jednej ręki mogę policzyć tych, którzy mnie wspierają. W Krakowie mieszkałem dwanaście lat, a w czasie rehabilitacji dostałem pomoc od jednej osoby z tego miasta. Powiem ci, że nawet się cieszę. Lepiej mieć dwóch-trzech sprawdzonych przyjaciół niż tysiąć pięciuset leszczy, któzy są z tobą, jak jest tylko dobrze. Oni dla mnie nie istnieją.

CAŁA ROZMOWA DO PRZECZYTANIA TUTAJ!

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: Przegląd Sportowy
Wyświetleń: 1847
tekst alternatywny

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...