Aktualności

Kibice Pogoni Szczecin powoli oswajają się z myślą, że Czesław Michniewicz nie będzie prowadził Pogoni Szczecin w kolejnym sezonie.


Gdy Michniewicz przejmował drużynę rok temu, byłem niemal pewien, że na grę w grupie mistrzowskiej nie ma praktycznie żadnych szans. Kolegów redakcyjnych, którzy skrupulatnie liczyli punkty, ganiłem za niepoprawny optymizm. Trzy zwycięstwa z rzędu sprawiły, że Michniewicz wprowadził Pogoń do grupy mistrzowskiej i zyskał dla siebie czas na budowę zespołu na kolejny sezon. W ostatnich siedmiu spotkaniach ubiegłorocznych rozgrywek testował, przestawiał i wyrabiał sobie zdanie na temat poszczególnych piłkarzy. Jeszcze przed końcem rozgrywek od składu odstawił Radosława Janukiewicza, Maksymiliana Rogalskiego i Michała Janotę. Wszystko to, aby budować drużynę wedle własnego uznania na nowy sezon.

Sezon, który drużyna rozpoczęła znakomicie. Punktowała, a co najważniejsze, nie przegrywała spotkań. Swojego pogromcę znalazła dopiero w 13. kolejce. Po kilku słabszych meczach finisz jesieni był fenomenalny. Pogoń skromnie, ale czterokrotnie pokonała rywali i w zasadzie już na zakończenie jesieni można było snuć plany o grze w grupie mistrzowskiej.

Wiosna dla fanów miała jednak gorzki smak. Po zwycięstwie w pierwszej wiosennej kolejce, na kolejną wygraną czekać musieli ponad dwa miesiące! Drużyna może i nie przegrywała wielu spotkań, ale ciągłe remisy również nie pozwalały na zbudowanie przewagi po podziale punktów. To, co najbardziej bolało fanów, to kompletny brak stylu gry drużyny. Brak zadziorności, agresywności. Na stadion - mimo poprawiającej się pogody - przychodziło coraz mniej fanów. Dla klubu walczącego o nowy stadion to jeden z kluczowych argumentów, którego w pewnym momencie zaczynało już mocno brakować.

Łudziliśmy się, że fani na stadion przyjdą, że niska frekwencja jest tylko efektem zimna i kapryśnej pogody. Brutalną weryfikacją był jednak mecz z Zagłębiem Lubin. Portowcy mieli nadal realne szanse na zajęcie miejsca na podium. Dodatkowo sprzymierzeńcem był terminarz. Pogoń do rozegrania miała dwa mecze z bezpośrednimi rywalami na własnym stadionie. Spotkanie z Zagłębiem rozgrywano w niedzielę, o 15:30, w fantastycznych warunkach. Frekwencja? Jedyne 6523 kibiców.

Dziś w felietonie Krzysztofa Stanowskiego w portalu weszło.com przeczytałem kilka uwag redaktora skierowanych do prezesa Pogoni, Jarosława Mroczka. Stanowski zwraca prezesowi uwagę, że jego zadaniem jest załatwianie przelotu na kluczowy w walce o puchary mecz, a nie ustalanie składu. Moim zdaniem, jeśli to prezes miałby zajmować się załatwianiem przelotu, a nie zupełnie innymi sprawami, to teraz nadal bylibyśmy na zapleczu Ekstraklasy. To ten właśnie człowiek sprawił, że po latach jeżdżenia po wioskach, Pogoń znów może grać w najwyższej klasie rozgrywkowej, a klub prowadzony jest racjonalnie. 

Stanowski pisze też, że to nie prezesa zadaniem jest dobieranie współpracowników do sztabu szkoleniowego. Redaktor nawiązuje zapewne do zatrudnienia w klubie Piotra Jankowicza, którego zwolennikiem nie był Czesław Michniewicz. Warto się jednak zastanowić, dlaczego piłkarze Dumy Pomorza mieli na tyle sił, aby wybiegać całe spotkanie, a po nim mówić, że zaraz mogą rozegrać kolejne, a dlaczego zawodziła taktyka i pomysł na grę. Kto w takim razie wykonał lepszą pracę? Trener od przygotowania fizycznego? Czy taktyk z latającymi dronami? Trener nie był też zadowolony z zatrudnienia w klubie Łukasza Becelli w roli szefa skautingu.

Nie chcę punktować trenera Czesława Michniewicza za ostatnie pół roku. Braków było wiele, chociażby nici ze współpracy między sztabem pierwszego zespołu, a trenerami i pracownikami skupionymi przy grupach juniorskich, którzy traktowani byli z wyższością. Mógłbym wymienić jeszcze kilka przykładów, jednak nie ma to najmniejszego sensu.

Niestety, Krzysztof Stanowski wystawił Czesławowi Michniewiczowi laurkę pracownika nielojalnego. Nie jest tajemnicą, że obaj się przyjaźnią i jak widać "tajemnice klubu i szatni" znalazły swojego powiernika. To niestety może tylko skutkować nieprzychylną opinią kolejnych potencjalnych pracodawców solidnego trenera, jakim jest Michniewicz.

Ostatnie miesiące dla trenera musiały być frustrujące. Pokazywał to sam w serwisach społecznościowych, niekiedy wdając się w zbędną dyskusję z fanami, czy też blokując tych, którzy krytykowali jego pracę. Zdanie "nie ma przymusu oglądania", które skierował do jednego z kibiców na Twitterze, będzie przez fanów w Szczecinie pamiętane długo.

Fatalna wiosna, w trakcie której Pogoń lepsza okazała się jedynie od Górnika Łęczna, Górnika Zabrze i Ruchu Chorzów, nie może też przysłonić całej pracy Michniewicza. Początek swojej współpracy z Pogonią miał co najmniej dobry. Z miesiąca na miesiąc zaczynało to wyglądać jednak gorzej, a jedynymi zawodnikami, którzy czynili stały progres, byli Rafał Murawski i Mateusz Matras. To niestety za mało, a prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna, ale jak kończy.

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: własne
Wyświetleń: 8639
tekst alternatywny

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...