Aktualności

  • Janukiewicz: Te barwy, herb i kibice zostaną w sercu

- Spędziłem tam wiele świetnych chwil. Nie mogę mieć żalu do herbu, barw czy kibiców za to jak potraktowały mnie poszczególne osoby. To nie wina tradycji czy kibiców, tylko pewnych osób i ich decyzji. One dzisiaj są w Pogoni, a jutro może ich nie być - powiedział w obszernej rozmowie z naszym serwisem były bramkarz Pogoni Radosław Janukiewicz. Rozmawiał Daniel Trzepacz.


Zdążyłeś rozpakować się już w Chojnicach?

- Za dużo rzeczy nie brałem ze sobą. Daleko do Szczecina nie mam, więc zdążę jeszcze wziąć resztę rzeczy.

A wędki?

- <śmiech> Zabrane, zabrane! Pakowałem je rano przed samym wyjazdem do Chojnic.

Pierwszy, sparingowy mecz rozegrasz w Szczecinie. Chichot losu?

- Tak się jakoś właśnie ciągle składa! Gdy przychodziłem do Pogoni z Gorzowa to też pierwszy sparing grałem z byłym klubem. Trzeba będzie wyjść na boisko i zagrać na swoim poziomie. Nic nikomu nie muszę udowadniać. Uważam, że spędziłem tu sześć dobrych lat z tych całych ośmiu. Jako zawodnik wywiązywałem się ze swoich obowiązków i dawałem z siebie wszystko.

Z Pogoni odszedłeś z końcem czerwca, ale Twoja przygoda z zespołem zakończyła się w zasadzie dwa lata temu. Opiszesz wydarzenia jakie miały wtedy miejsce?

- Zaczęło się wszystko od awansu do grupy mistrzowskiej. Awansowaliśmy do niej i przegraliśmy dwa pierwsze mecze. Wtedy usłyszałem od trenera ówczesnego, że chciałby zobaczyć Dawida na żywo, bo nigdy go nie widział. Mówił, że chcą wiedzieć czy to on będzie ze mną rywalizował w nowym sezonie, czy inny bramkarz, czy muszą kogoś sprowadzić. Po dwóch tygodniach, w Boże Ciało, dostałem telefon, że mam się stawić w klubie. Trener i dyrektor sportowy zakomunikowali mi, że nie ma dla mnie miejsca w drużynie. Tak to wyglądało.

Cofnijmy się jednak jeszcze pół roku wstecz. Zima, do klubu wpływa oferta z Japonii. To mógł być moment, który spowodował złość zarządu na Ciebie?

- Oferta była dobra dla klubu i bardzo dobra dla mnie. Mogę powiedzieć, że zarabiałbym cztery razy tyle co w Pogoni. Po rozmowach z żoną i rodziną stwierdziłem, że to chyba jednak nie ma sensu. Dobrze się czuliśmy w Szczecinie. Byliśmy nawet na obiedzie w restauracji "Bohema" z Prezesem Mroczkiem, który na początku pytał o nasze argumenty. Zapytałem czy Pogoń ma problemy finansowe, czy mój transfer może pomóc klubowi. Usłyszałem że nie, że klub ma stabilną sytuację, że  jestem ważna postacią Pogoni. Luźno rozmawialiśmy o mojej przyszłości w klubie jak widać bardzo krótkiej. Myśleliśmy, że później inaczej się to potoczy. Teraz, po takim kiepskim okresie mogę tego żałować. Chciałem być lojalny, chciałem zostać w klubie w którym dużo przeżyłem. Graliśmy w finale Pucharu Polski, awansowaliśmy do Ekstraklasy i dzięki grze w niej byłem powołany do reprezentacji Polski. Nie zagrałem w niej, ale jestem realistą i przy tej konkurencji jaka w niej jest, wyróżnieniem było powołanie dla bramkarza z naszej ligi. Dużo fajnych wydarzeń...

Tym bardziej, że chwilę wcześniej parafowałeś nowy kontrakt.

- Dokładnie. Może jeszcze później się do tego odniosę, ale jeśli ktoś stawia mi zarzut, że zostałem w klubie dla pieniędzy, to przecież klub zaoferował mi taką długość umowy, a nie ja to na kimś wymuszałem. Jeśli z kimś podpisuje się tak długi kontrakt, to myśli się o tym, aby na niego stawiać. Po roku sytuacja diametralnie się zmieniła. Teraz wiem, że nie była to decyzja samego trenera Michniewicza. On wykonywał pewnie polecenia ludzi z góry, bo jak traktować sytuację gdy wróciłem z wypożyczenia i nie zamieniam nawet słowa z trenerem Moskalem? Nigdy wcześniej z tym szkoleniowcem nie pracowałem, grałem przeciwko jego drużynom, byłem przekonany że ze mną porozmawia, a może nawet da szansę pokazania się na treningu. Później nie miałem wątpliwości że trener dostał zalecenie z "góry". Sportowo był przecież "wakat" na tej pozycji. Skoro zostałem w klubie i trzeba było płacić mi pieniądze, proszę mi wierzyć, że gdyby Pogoń odpaliła mnie po obozie czy kilku treningach uznałbym ze Ekstraklasa to za wysokie progi i odszedłbym rok temu. Zabrakło rywalizacji sportowej...

Spekulowało się, że powodem takich decyzji jest Twój charakter. Jak to odbierasz?

- Czytałem wiele takich opinii, że to przez mój charakter. Ale co to znaczy? Za trenera Michniewicza przegraliśmy mecz w Zabrzu i wiadomo, że nie zostawiłem tego bez komentarza w szatni, bo pewne rzeczy mi się nie spodobały. Mieliśmy wtedy szansę powalczyć o coś. Jak zobaczyłem kilku kolegów, którzy zbyt mocno się tym nie przejęli to się zagotowałem lekko i powiedziałem co o tym myślę, że niektórzy z nich mają całą karierę przed sobą, a tacy jak ja chcieliby coś ugrać, jakiś medal czy trofeum. "A daj spokój, przecież jest premia za ósemkę, czym się martwić". Mnie to zabolało. Nigdy nie lubiłem takiego minimalizmu i zawsze starałem się na maksa. Nie zawsze wszystko też na boisku wyjdzie, to wiadome, ale starałem się za każdym razem na treningach czy meczach i takie podejście mnie za przeproszeniem wkurwiło. Jeśli ktoś uważa, że mam zły charakter bo kilka razy krzyknąłem w szatni to jest dla mnie dziwne. Myślę, że w klubie piłkarskim są potrzebni tacy ludzie, którzy będą trzymać szatnię na adrenalinie. Wtedy się trochę zagotowałem, ale takich sytuacji przez sześć lat było może dwie lub trzy. W tym ten sławny wywiad po meczu w Elblągu. Może niepotrzebnie poszło to do prasy, bo to samo mogłem powiedzieć w szatni i sprawa byłaby ucięta. Jeśli mówi się więc o moim charakterze, to może byłem zbyt ambitny. Tego nie zmienię, bo nie mógłbym być kimś innym niż jestem. Pogoń od wielu lat czeka na jakiś spektakularny sukces, a myślę, że wtedy ten medal był spokojnie w zasięgu. Pewnych spraw się jednak nie przeskoczy. Od trenera bramkarzy zamiast wiadomości w stylu "dziękuję za współpracę" to pytanie czy "dogadasz się finansowo w klubie?". To lekki strzał w kolano. Nie są to rzeczy miłe, bo współpracowaliśmy razem przez jakiś okres czasu, a później wychodzą takie rzeczy. Z takimi ludźmi to ja nie chcę mieć kontaktu, bo można było sobie elegancko rękę podać na koniec, a takie rzeczy są nie na miejscu.

Później pojawiły się plotki o tym, że nie pasowałeś do szatni. Ile w tym prawdy?

- Wiadomo, że z niektórymi ten kontakt się urwał, bo nie byliśmy przyjaciółmi tylko kolegami z drużyny, ale z niektórymi mamy stały kontakt. Są to sytuacje i domysły wyssane z palca. Kiedyś dotarła do mnie plotka, że uderzyłem w szatni Adama Frączczaka. Zadzwoniłem do Adama i zapytałem, o co chodzi. Pośmialiśmy się z tego. Ktoś z klubu, ale nie wiem kto, narobił mi w Polsce nieciekawej opinii i przez to ciężko było mi znaleźć klub. Ten "świat" jest mały i te plotki się roznoszą. Nie wiem tylko dlaczego ktoś to robił, bo zawsze robiłem wszystko aby godnie reprezentować klub, a niektórych może zabolało to, że siedziałem w zawieszeniu i pobierałem pensję, ale to nie ja wymyśliłem ten kontrakt. Jeśli podejmuje się jakąś decyzję, to trzeba później ponosić jej konsekwencje.

Czy po tym powrocie z wypożyczenia do Zabrza usłyszałeś dlaczego nie dostaniesz szansy?

- Nie. Dostałem informację, że "dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki". Odbyłem kilka spotkań z Prezesem i dyrektorem, gdzie mówiłem, że kilku piłkarzy wracało tutaj, grali i wszystko było eleganckie. Na to była odpowiedź, że nie pasuję do drużyny pod względem ogólnosportowym. Kiedy starałem się rozwinąć temat, to był on ucinany.

Ostatecznie zostałeś odsunięty do rezerw. Jak wyglądały Twoje zajęcia?

- To była ciężka sytuacja. Jeśli chodzi o ten okres w rezerwach to muszę powiedzieć, że mocno pomógł mi trener Tomasiewicz. Jest bardzo dobrym fachowcem, mimo, że byłem w rezerwach to czegoś się tam nauczyłem. Był dla mnie wsparciem jeśli chodzi o trening i się nie zaniedbałem. Było to przykre, że kilka razy pojechałem na ławkę. Dochodziło do takiej sytuacji, że nawet nie miałem swojej koszulki meczowej. Raz miałem koszulkę z napisem Henger, a raz z napisem Słowik. Dla mnie to absurdalne. Nie dostałem po powrocie swojego sprzętu, trenowałem w spodniach po trenerze Bieli, nie wiem co się stało z moim sprzętem. Pewnego dnia w listopadzie mieliśmy dwa treningi. Nie miałem długich spodni i musiałem trenować w spodenkach hotelowych bo nie można było się doprosić o coś więcej. To były rzeczy wręcz skandaliczne. Nie wiem nawet jak to opisać, szkoda na to słów. Jeśli chodzi o treningi z młodymi chłopakami to starałem się być "profi", pozostawić po sobie dobre wrażenie i z większością mam ciągły kontakt. Szanują mnie za to, że się nie poddałem, bo nie było łatwo. Jeśli jesteśmy już przy akademii, to Pogoń ma wielu chłopaków o świetnych możliwościach. Musi jednak o nich mocniej zadbać. Nie może być tak, że jedziemy na wyjazd z rezerwami a część ma stroje Ziny, a część Nike i to zdekompletowane i każdy wygląda inaczej. Inna sprawa to świadomość. Podczas zimowego obozu była z nami dietetyczka dzień czy dwa, ale tak nie może wyglądać żywienie się profesjonalnych sportowców i ktoś musi o to zadbać. W klubie jest grupa pod nazwą "future", ale nie można zapominać o tych pozostałych, którzy też w klubie trenują i pracują. Trenerzy są na bardzo dobrym poziomie i trzeba o tym mówić. Gdyby nie to, że poszła w świat jakaś nieprawdziwa opinia o mnie, to klub znalazłbym dużo szybciej. Niestety takich możliwości nie było. W klubie też nie mogłem się porozumieć. Uważałem, że w przypadku wypożyczenia eleganckie było zachowanie, że jeśli ktoś oferuje mi mniej, to wy dopłaćcie resztę. Wracając do wypożyczenia do Górnika Zabrze, sytuacja była taka, że już na miejscu dowiedziałem się, że muszę jeszcze podpisać papier, że zrzekam się zaległych premii, jeśli Górnik mnie nie wykupi o czym nie było mowy przed samym wyjazdem. Pogoń na tym moim wypożyczeniu nic nie dopłacała, zablokowałem swój wykup, ale tym samym straciłem te pieniądze, które były zaległościami w Pogoni z racji premii i raty za podpis kontraktu. Przez ten rok można uznać, że Pogoń nie dołożyła złotówki do tego wypożyczenia, bo wyszli na zero, a ja straciłem sporo pieniędzy.

Na ten moment Pogoń zalega Ci z wypłatami?

- Nie. Czekam jeszcze na pensję za czerwiec. Aczkolwiek sytuacje były różne. Jak byłem w rezerwach to nie miałem pieniędzy płaconych regularnie. Dopiero w momencie gdy klub nie płacił przez dwa miesiące to trzeba było wystawić wezwanie do zapłaty i tak robiłem. Mają na to dwa tygodnie i tak to się odbywało co dwa miesiące. Zanosiłem papier z wezwaniem do zapłaty i tuż przed upływem dwóch tygodni wypłacano mi zaległości, po czym po dwóch miesiącach sytuacja się powtarzała.

Zimą na stronie oficjalnej klubu pojawił się wywiad z Maciejem Stolarczykiem w którym mówił, że zaangażowali się mocno w proces rozwiązania Twojej umowy, ale niestety pozostałeś na garnuszku klubu.

- Na miejscu dyrektora Stolarczyka darowałbym sobie takie wywiady bo kontrakt podpisany został przez jego przełożonego. Byłem i jestem profesjonalistą Pogoń nie może mi zarzucić że lekceważyłem obowiązki. Jeśli by tak było mogliby rozwiązać kontrakt z mojej winy. Nie miałem topowego kontraktu w Pogoni. Uważam że umowy należy respektować. Nie są to niewyobrażalne pieniądze jak na poziom Ekstraklasy. Gdybym miał lepszą opinię, to większość klubów mogłoby mi taką pensję wypłacić. Trochę dziwne to tłumaczenie. Nie podobały mi się pewne wypowiedzi, które krzywdziły moją osobę. Pan Stolarczyk wypowiadał się w mediach, że dostanę pięć pensji za rozwiązanie kontraktu, ale niestety tak nie było. Gdy dostałem ofertę z Norwegii, to pozostawały cztery miesiące, czyli musieliby zapłacić mi za trzy. Robione było wszystko, aby zapłacić jak najmniej. Usłyszałem, że to już jest za późno. Tłumaczyłem, że w niektórych krajach okienka są otwarte, że jeśli coś się pojawi to pójdę. Uważam, że było to nieeleganckie, bo jeśli z kimś się dogadujesz to tak powinno być. Jeśli mówisz o tym w mediach, to trzeba dotrzymać umowy. Wiem jak wyglądają metody pracy dyr Stolarczyka i proszę mi wierzyć ze są dalekie od obowiązujacych .Telefony z propozycją rozwiązania umowy od Pana Stolarczyka dostawałem nawet po 22:00. Czy to jest normalne? Później frazesy, że jest za późno... Najpierw mnie te wypowiedzi irytowały, a potem byłby nawet zabawne bo dyrektor Stolarczyk opowiadał wiele pierdół w mediach nie tylko na mój temat. Mogłem zostać dalej, ale zrezygnowałem z części i wyjechałem bo uznałem, że to jest najlepsze rozwiązanie.

Masz do kogoś żal? To jest Czesław Michniewicz? Jarosław Mroczek? Czy Maciej Stolarczyk?

- Do trenera Michniewicza nie mam żalu, bo uważam, że to nie była jego decyzja. Zresztą później kilka razy rozmawialiśmy i trener potwierdzi że było wszystko profi. To była decyzja komitetu transferowego i pozostał duży niesmak. Największy żal mam do dyrektora sportowego kiedy grał jeszcze w piłkę miał ogromne ambicje i był przede wszystkim honorowy. Szkoda że już zapomniał jak to jest być piłkarzem, nie rozumiem dlaczego nie umie powiedzieć prawdy. Zresztą jestem przekonany że wielu zawodników potraktuje w Pogoni jak mnie. Co do Prezesa Mroczka to ogromnie szanuje jego wk;ad w awans do Ekstraklasy czy pracę wykonaną przy akcji ze stadionem, ale to typowy biznesmen, a takie wyczucie nie zawsze się sprawdza w piłce. Natomiast nie mam żalu do prezesa bo wiem że był i jest wprowadzany wielokrotnie w błąd przez swoich pracowników. Odmówiłem życiowej ofercie. Teraz mogę się pukać w głowę. Uznaję jednak, że są rzeczy ważniejsze niż pieniądze. Później padają słowa takie, że ja doję klub na kasę. To jest troszeczkę niepoważne.

Pracowałeś w Pogoni ze wszystkimi trenerami bramkarzy w ostatnich latach. Długosz, Szypowski, Dziuba, Żmija, Pesković. Jak ich oceniasz?

- Trening bramkarski ma bardzo duży wpływ. Jak miałbym wymieniać to wiadomo, trener Długosz, szacunek dla niego. Za jego kadencji czułem się świetnie i było to widać na boisku. Trener Żmija to też wysokiej klasy fachowiec, numer dwa z tych moich czasów w Pogoni. Później trener Szypowski. Wykonywał kawał dobrej roboty. O pewnych osobach może lepiej nie będę się wypowiadał, bo szkoda papieru na to.

Kolejny etap, Chojniczanka. Macie mocno przebudowany zespół z nowym szkoleniowcem i piłkarzami, którzy znają Ekstraklasę. Cel to awans?

- Głośno nikt o tym nie mówi. Będą pewnie więksi faworyci niż my, aczkolwiek z tego co widzę, to mamy drużynę na fajnym poziomie. Rozmawiałem przed podpisaniem kontraktu z trenerem, dyrektorem sportowym i spodobała mi się ta wizja jaką klub podąża. Zdecydowałem się podpisać kontrakt rok plus rok. W przypadku awansu będzie przedłużony o rok. Przyszedłem tutaj zrobić coś fajnego i będę się starał aby tak było, aby ciepło o mnie pamiętali.

A jakie są Twoje cele sportowe? Marzysz jeszcze o Ekstraklasie?

- Tak! Ja nie próżnowałem! Byłem w Górniku gdzie zagrałem tylko 12 meczów. Nikt mi tam nie dał tej bramki i musiałem sobie to wywalczyć. Jak już się to udało, to broniłem. Po meczu z Legią i straciłem miejsce w bramce. Mam taki charakter, że się nie załamałem. Pracowałem na treningach i występowałem w drużynie rezerw. Zagrałem 9 meczów z czego 8 na zero. Może ktoś powie, że to trzecia liga, ale to pokazuje, że starałem się wykonywać swoje obowiązki jak najlepiej. Później pół roku suche z samymi treningami, ale uważam, że bardzo dobrymi bo trener Tomasiewicz spokojnie mógłby poradzić sobie w Ekstraklasie. Warsztat ma olbrzymi. W Norwegii zagrałem w siedmiu meczach. Dostałem propozycję przedłużenia umowy na pół roku, ale nie skorzystałem z niej ze względu na prawo podatkowe. Teraz, gdy miałem krótką umowę to płaciłem 15% podatku. Przy jej przedłużeniu musiałbym płacić 50%. Ponadto musiałbym oddać tę różnicę z pierwszych miesięcy. To olbrzymie pieniądze. Nie mogłem sobie na to pozwolić. Myślę, że zostawiłem tam po sobie dobre wrażenie. Ciągle mam kontakt z zawodnikami czy trenerem.

Mimo tak krótkiego okresu jaki tam spędziłeś koledzy żegnali Cię szpalerem, a na stronie klubu pojawił się spory artykuł z podziękowaniami za pomoc w trudnym dla klubu momencie.

- Było to bardzo miłe z takiej strony ludzkiej. Widzieli, że się starałem, że zapieprzałem nawet jak traciłem miejsce w bramce. Wtedy ważyły się losy tego czy ja tam zostanę. Na tych warunkach nie chciałem i to była jedna z przyczyn. Trener powiedział mi, że mam szansę na granie jeśli zostanę, a jeśli nie to mają swojego człowieka, który ma jeszcze ponad rok kontraktu. To były reprezentant Norwegii. Było to bardzo miłe. Byłem poza Polską, ale czułem się tam jak w domu. Wszyscy mnie tam szanowali i pożegnali mnie z klasą. Po wygaśnięciu kontraktu z Pogonią na klubowej witrynie nie pojawiła się nawet żadna informacja. Widać różnicę...

Ty za to pożegnałeś się z kibicami z klasą przez swój wpis na Twitterze. Można liczyć, że ta Pogoń pozostanie w Twoim sercu i zobaczymy Cię jeszcze chociaż na trybunach?

- Tak, wykupiłem sobie krzesełko na nowym stadionie <śmiech>. Pogoń będzie na zawsze w moim sercu. Spędziłem tam wiele świetnych chwil. Nie mogę mieć żalu do herbu, barw czy kibiców za to jak potraktowały mnie poszczególne osoby. To nie wina tradycji czy kibiców, tylko pewnych osób i ich decyzji. One dzisiaj są w Pogoni, a jutro może ich nie być. Podziękowałem w taki sposób, bo tylko taką miałem możliwość. Oficjalne pożegnanie miało miejsce dwa lata temu dzięki Tobie i kibicom, którzy przyszli tego dnia na stadion. Była to fajna chwila, ale łudziłem się, że może jeszcze uda się wrócić. Nie udało się i tylko tak mogłem podziękować. Z całego serca będę kibicował Pogoni i jeśli tylko będę miał taką możliwość to będę pojawiał się na stadionie. Chciałbym powiedzieć więcej ale tym razem lepiej jak ugryzę się w język. Pozostałe sprawy pozostawię bez komentarza.

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: własne
Wyświetleń: 20932
tekst alternatywny

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...