Aktualności

  • Baniak: W sercu najpierw jest litera "P"

- W sercu najpierw jest litera "P". Niech mecz zweryfikuje oba zespoły, nie chciałbym się nadmiernie dzielić moimi emocjami - mówi Bogusław Baniak w rozmowie z naszym serwisem przed meczem z Lechem. Trener Baniak 23 września obchodzi urodziny i z tego miejsca pragniemy złożyć najlepsze życzenia! Pełna rozmowa Marcela Kozłowskiego poniżej.


Czym się Pan aktualnie zajmuje? Wciąż śledzi Pan piłkarskie rozgrywki i swoje ulubione kluby, czy nastał moment, w którym postanowił Pan trochę od tego odetchnąć?

- Po powrocie z Afryki i idącym za tym bardzo szybkim zatrudnieniu w Górniku Łęczna postanowiłem odpocząć od futbolu. To nie znaczy, że nie uczestniczę w spotkaniach i nie śledzę na bieżąco rozgrywek. Ostatnio zostałem zaproszony na mecz Warty Poznań z Lechem. Oczywiście, kiedy tylko mogę, to jestem na spotkaniach Pogoni, ale teraz z wiadomych względów na każdym stadionie jest to trochę utrudnione. Musiałem trochę zaoszczędzić na zdrowiu, bo jednak prawie 3-letni pobyt w Afryce i praca w Łęcznej spowodowały u mnie pewnego rodzaju "zwroty akcji" i problemy zdrowotne. Dostałem zalecenie od lekarzy, aby przynajmniej do grudnia zachować spokój.

Do grudnia spokój, a po grudniu? Możemy spodziewać się jakichś ruchów?

- Myślę, że tak. Żałuję, bo miałem okazję objąć Olimpijską reprezentacje Togo. Kontrakt był już przygotowany i w niemal tym samym momencie wystąpiły komplikacje COVID-19. Nastąpiły problemy wizowe i wspomniany kontrakt odszedł w niepamięć. To właśnie koronawirus zdecydował o tym, że rozmawiamy w Szczecinie, a nie z Togo.

Mecz Lecha z Wartą. To z pewnością był dla Pana wyjątkowe przeżycie.

- Nie zaimponuje nikomu w Szczecinie, bo wiem, jakie są relacje do tej pory, ale skoro ostatnio Michniewicz - były trener Lecha - objął Legię, to już nic mnie nie zaskoczy. Na mecz zaprosiły mnie obie strony i z niego skorzystałem. Mecz był taki, jaki Pan widział i nie będę komentował samego przebiegu, ale było to dla mnie spore przeżycie, bo oba zespoły były w pewnym momencie bliskie mojemu sercu. W przeszłości prowadziłem oba te kluby i to był bardzo fajny okres w moim życiu. Cieszę się, że jestem wciąż rozpoznawalny w Szczecinie, ale zdarzają się sytuacje, w których czasami ludzie mówią do mnie "Koziołki całowałeś", czy wypominają mi, że śpiewałem jakiś piosenki kibicowskie Lecha lub Warty. Zdaje sobie sprawę, że mam swoich oponentów i wcale im się nie dziwię, bo to jest cała historia spotkań między Pogonią a Lechem. Miałem wtedy taką propozycję, objęcia Lecha i wybierałem tak, by utrzymać moją rodzinę. Nie wstydzę się tego, że prowadziłem Lecha, a nawet jestem z tego dumny. Druga sprawa jest taka, że prowadziłem również drugi - bardzo malutki i skromny klub - jakim jest Warta.

Wspomniał Pan o wyjątkowych meczach pomiędzy Pogonią a Lechem. Właśnie takie starcie czeka nas już w najbliższą sobotę. Chciałbym zapytać o przewidywania trenera, czego możemy się spodziewać?

- Jest to pytanie strasznie trudne do odpowiedzi. Wybieram się troszkę wcześniej do Poznania i chciałbym obejrzeć ten mecz na żywo. Uważam, że jesteśmy świadkami całkiem nowej historii - nowi piłkarze, trenerzy, możliwości. Myślę, że przede wszystkim zbliżyły się cele obu ekip, a więc europejskie puchary. Lech aktualnie w nich uczestniczy, a Pogoń mogła i będzie do tego dążyła. Ja jestem Szczecinianinem, cztery razy prowadziłem Pogoń Szczecin i to jest całe moje środowisko i zaplecze. Wychowałem się tutaj w Szczecinie. Moim mentorami są śp. Krygier i śp. Obst. W sercu najpierw jest litera "P". Niech mecz zweryfikuje oba zespoły, nie chciałbym się nadmiernie dzielić moimi emocjami. 

Emocje odstawmy na bok i skupmy się na sprawach, o których będzie mógł Pan się dogłębnie wypowiedzieć. Mocne strony Lecha Poznań i Pogoni?

- Pod względem czysto sportowym spotkanie zapowiada się bardzo ciekawie, bo staną naprzeciw siebie silne zespoły. Biorąc pod uwagę pierwsze mecze bieżącego sezonu, to Pogoń ma więcej powodów do zadowolenia. Lech zaczął słabiej i gdyby nie kontrowersyjny karny, który otrzymali w ostatnim meczu ligowym, to powiem szczerze, że mimo kapitalnej gry m.in. pod względem wyprowadzania szybkich ataków i przejścia z obrony do ofensywy, to byłoby jeszcze gorzej. Po obu stronach barykady brakuje rasowych "9", szczególnie w Pogoni. Po odejściu Gytkjera z Lecha i Buksy z Pogoni ciężko o ich zastąpienie i załatanie dziury. Pogoń i Lech to zespoły porównywalne - dobrze grają w obronie i mają świetnych bramkarzy. Szczególnie Dante Stipica, dla mnie jest jednym z najlepszych bramkarzy w naszej lidze. Handicapy dla Lecha? Grają u siebie i na pewno zjawi się tylu kibiców ile tylko może, bo przyjeżdża Pogoń. Jeśli Portowcy wytrzymają presję pierwszych minut i się nie zakotłuje, bo nadmieńmy, że Pogoń już potrafi grać na wyjazdach i radzić sobie z presją, to uważam, że sprawa wyniku jest kompletnie otwarta. Biorąc pod uwagę końcówki Pogoni w ostatnich spotkaniach, to możemy obejrzeć dramaturgię w ostatnich minutach. Z drugiej strony, jeśli oba zespoły zdecydują się na warianty defensywne, to również może dojść do podobnego scenariusza i w takim wypadku statystycznie postawiłbym na Pogoń. Chciałbym wspomnieć również o jednostkach w obu zespołach. Mówimy o warunkach polskich i mamy solidnych zawodników, takich, którzy sami mogą rozstrzygnąć mecz. Myślę, że Drygas jest taką osobowością, której potrzebuje w tym meczu Duma Pomorza, reszta zawodników zachowuje się przy nim lepiej niż zazwyczaj, wprowadza ducha walki i nikt nie odstawi nogi.

Drygas sprawuje ważną rolę na boisku, ale i poza nim. Ma bardzo mocny autorytet.

- Drygas jest jednym z najlepszych piłkarzy na swojej pozycji w ekstraklasie. Uważam, że powinien dostać swoją szansę w reprezentacji oczywiście, kiedy jest w optymalnej formie i to żadne szaleństwo, bo nie odstaje wtedy od poziomu naszej kadry. On nie tylko potrafi rozbijać ataki, ale świetnie sprawuje się także w ofensywie. Jest szalenie niebezpieczny przy stałych fragmentach gry, proszę zwrócić uwagę, jak on się wtedy zachowuje i w jaki sposób musi być kryty. Drygas jest maszyną, która rozkręca się w trakcie meczu. On potrzebuje minut, by wejść na swój odpowiedni poziom i wtedy już z niego nie zejdzie. W jego przypadku niesamowicie ważne są aspekty motoryczne. Musi być dobrze przygotowany notorycznie i wybiegać, wywalczyć swoje minuty na murawie. Automatyzm grania i cechy motoryczne - tego wszystkiego nabiera się właśnie m.in. podczas meczów o stawkę. Oby do końca sezonu omijały go kontuzję i z pewnością wejdzie na bardzo wysokie obroty. Przypomnijmy, że urazy, które mu się przytrafiały, nie zawsze były spowodowane z jego winy. Najlepszym przykładem na to, jak walecznym i oddanym drużynie jest zawodnikiem było ostatnie spotkanie ze Śląskiem. Poszedł na starcie z bramkarzem, nie zawahał się i nie cofnął choćby o centymetr. Autorytet zespołu.

Wspominamy o Drygasie, ale chciałbym zapytać Pana o cały projekt, którym aktualnie zarządza trener Runajic.

- Trenera Runjaica osobiście nie znam, ale oczywiście śledzę jego poczynania i to jak próbuje modelować zespołem, bo jest mi to bliskie sercu, ale nie jestem w środku, więc nie będę wypowiadał się o szczegółach. Jednak po 3 latach pracy trenera Runjaica mogę powiedzieć, że mamy świetnego trenera, który zna się na swojej pracy i doskonale rozumie grę. To jest bardzo ważna cecha, bo zwieńczeniem tygodnia pracy jest prowadzenie meczu. Nie mogę jednak zrozumieć ostatnich roszad, w których to odszedł od stawiania na młodzież. Może tutaj należałoby postąpić odwrotnie? Więcej młodych zawodników od początku meczu i zmienianie ich w trakcie, na tych bardziej doświadczonych? To już nie mnie oceniać. Jest to jednak bardzo dobry strateg i świetnie współpracuje, jeśli chodzi o rozmowy i aspekt psychologiczny. Jest to zespół twardy, trzymający się razem. Ja prowadziłem taką Pogoń za Pana Folbrychta, kiedy był prezesem, a ja młodym trenerem, który prowadził m.in Mandrysza, Dymkowskiego, Kurasa i wielu innych. Oczywiście mówimy o różnych latach, ale wymieniona grupa zawsze się ogromnie cieszyła po strzelonych bramkach i teraz to samo widzę w całym zespole Pogoni, to bardzo ważny aspekt. Druga sprawa w przypadku trenera Runjaica to warsztat, który według moich informacji jest na bardzo wysokim poziomie. Zajęcia są urozmaicane, mają cel na każdy mecz i uważam, że to bardzo dobry trener. Mam nadzieje, że jak najdłużej będzie pracował w Szczecinie. Mieszanie młodości z rutyną nie jest takie proste, jak mogłoby się wydawać. Trzeba wszystko połatać i ze sobą połączyć. Nawet na samych treningach ważnym aspektem jest to, kto nosi siatkę, a kto zostaje i strzela rzuty wolne, a kto z kolei jest wyznaczonych do innych zadań. To ogromna umiejętność trenera i szkoleniowiec Runjaic to ma. Piłkarze się rozwijają i o to chodzi, a dodatkowo Pogoń na nich zarabia. Czy za szybko odchodzą? To już zupełnie inna kwestia. Reasumując - kapitalny trener, którego zaletą jest też... brak znajomości języka polskiego. Osobiście źle czułbym się nie znając języka np. francuskiego, który jest potrzebny w Afryce, ale w przypadku Runjaica to wychodzi na dobre. Wszyscy znamy nasze polskie środowisko - dziennikarskie, sportowe, biznesowe. Nie raz sam musiałem tłumaczyć się z udzielonych wywiadów, konferencji, wypowiedzianych słów a on nie ma z tym problemu, bo ma ze sobą tłumacza i nie bierze odpowiedzialności medialnej, która jest naprawdę duża. Dzięki temu nie musi zaprzątać sobie głowy takimi sprawami. Jest skupiony tylko i wyłącznie na pracy.

Na koniec chciałbym zapytać o najciekawsze historie, które miały miejsce w Pana dotychczasowej trenerze trenerskiej. Co utkwiło Panu w pamięci z pobytu choćby w Szczecinie lub Poznaniu?

- To nie była śmieszna historia, ale przeszła ona do kanonów naszego rodzimego futbolu. Mecz Pogoni Szczecin z Lechem Poznań. Prowadziłem wtedy drużynę z Poznania i podczas walki w ramach Pucharu Polski doszło do niewiarygodnych sytuacji. Mecz zakończył się remisem i o awansie miały zadecydować rzuty karne. Ostatecznie wygraliśmy z Pogonią 13:12. Nie wiem, czy do tej pory ktokolwiek pobił ten rekord. To było coś niesamowitego. Każde podejście, wykonanie rzutu karnego i końcowy smutek oraz radość. Nie do zapomnienia. To, co wtedy działo się z moim sercem...

- Kiedy prowadziłem Lecha i jechaliśmy na Pogoń, to zawsze prosiłem kierowcę autobusu o zatrzymanie się przed znakiem wjazdowym do Szczecina. Stawałem wśród zawodników i pytałem - "Panie Reiss, Bosacki - gdzie Wy teraz jesteście? Cały czas tak głośno rozmawialiście, a teraz co?". W nazwie Szczecin i w naszym stadionie jest magia dla każdego Poznaniaka. Nigdy w żadnym innym mieście, czy na żaden inny obiekt tak nie reagowali. Można było po nich poznać, że się boją, niepokoją, dosłownie cykoria w oczach. Zawsze fascynowała mnie również rywalizacja między kibicami Lecha i Pogoni. To dodaje smaczków takim spotkań i oby tak było. Nie wszyscy się muszą kochać i dobrze, że nie ma już takich poza boiskowych bijatyk, bo takie tez przeżyłem.

- Pamiętam jeszcze jeden mecz dosłownie jak dziś! Zmieniłem wtedy Malurę, takiego czeskiego trenera i wróciłem na ławkę trenerską. Prezes Antoni Ptak wystawił mnie przed 20. tysięczną szczecińską publiczność na mecz z Lechem Poznań. Wtedy Lecha prowadził Pan Michniewicz. Dlaczego właśnie o tym meczu chce wspomnieć? Uważam, że sędzia nas wtedy strasznie skrzywdził w pierwszej połowie. Wyrzucił Magdonia - czerwona karta - w pierwszej połowie i dał rzut karny dla Lecha. Pamiętam z tego spotkania dwie śmieszne historie. Wtedy nie było takich obiektów, jak Pogoń ma czy buduje. Było jedynie połączenie małej szatni z siłownią. W przerwie byłem tak zdenerwowany, że chciałem dodatkowo pobudzić moich zawodników do walki i postanowiłem uderzyć z całych sił piłkę lekarską, która akurat mi się napatoczyła. Faktycznie kopnąłem piłkę, ale złapałem w śródstopię, bo ostatecznie trafiłem w jeden z odważników, który stał obok. Nie mogłem nawet samodzielnie chodzić i dojść na drugą połowę musieli mi pomóc masażyści. W drugiej połowie postanowiłem wysłać do boju św. Claudio Millara, którego jako piłkarza zawsze bardzo pozytywnie wspominam. Wtedy to właśnie Millar sam wygrał nam mecz, zagrał kapitalnie i wygraliśmy 3:1!

Jeśli już jesteśmy przy piłkach lekarskich i tego typu elementach wyposażenia. To jak to było z tymi drzwiami? Krąży plotka, że za Pana kadencji trzeba było je notorycznie wymieniać. Co było z nimi nie tak?

- Zgadza się, parę ich wyłamałem. Wie Pan, to praktycznie po każdym domowym meczu. Szczególnie te od pokoju trenerskiego. Miałem ekspresywny charakter, ale nie zawsze. Czasami były takie mecze, w których ilość kibiców, która przychodziła na Pogoń, była niesamowita i niesłychanie mi zależało na dobrym wyniku. To był fenomen szczególnie za Pana Ptaka. Skończyło się to fatalnie i ja w tym uczestniczyłem, czego żałuję. Jednak pierwsze chwile były niesamowite, przełomowe dla szczecińskich kibiców. To było ukazanie tego, że Pogoń nie umiera. Wspierała mnie wtedy cała rodzina, wszyscy byli na stadionie. Presja też była niesamowita i emocje, które we mnie buzowały to... nawet się takiego nie znałem. Czasami reagowałem w chłopski sposób. Wspomniane drzwi, cóż. Czasami były zrobione ze sklejki i zdarzało się, że nawet noga mi w nich zostawała i trzeba było mnie wyciągać. Najczęściej jednak to też miało swój cel, bo nie raz piłkarze wychodzili odmienieni na drugie odsłony spotkań. Były to chwile, które są dla mnie nie zapomniane, ale czasami pewnych spraw żałuję.

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Marcel Kozłowski
Żródło: własne
Wyświetleń: 4052
tekst alternatywny

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...