Aktualności

  • Mroczek: Marzę o mistrzostwie i nikt mi tego nie zabroni

Dla mnie maks to nie tylko mistrzostwo Polski. Może dlatego tak wolę to nazywać? Mi się śni to po nocach, że jesteśmy w pucharach. Jeśli jesteśmy w pucharach, to jesteśmy w fazie grupowej, że trafiamy na tych i na tych. Kurczę, ja o tym marzę! Ktoś mi zabroni? Nie - mówi w obszernej rozmowie z naszym serwisem prezes Jarosław Mroczek. Wywiad przeprowadził Daniel Trzepacz.


Panie prezesie, okres urlopowy był dla pana nerwowy?

- Mnie nie było w kraju, więc nie był dla mnie nerwowy. Odpoczywałem przy pięknym słońcu. Końcówka jednak była nerwowa. Już miałem wracać do kraju i dostałem informację o wypadku naszych młodych piłkarzy. Było to dosłownie dzień przed moim wyjazdem do Polski. Było nerwowo, bo człowiek jest strasznie nieszczęśliwy, gdy jest tak strasznie daleko, chce wszystko wiedzieć, coś zrobić, a nie ma takiej możliwości. Coś tam się jednak udało, namówić niektórych na miejscu do dodatkowych działań w tej sytuacji. Mieliśmy strasznie dużo szczęścia, że tam nie stało się nic poważniejszego. W przypadku każdego chłopaka będzie to kilka tygodni przerwy. Za to trzeba chyba dać na mszę.

Mówi pan o wypadku, o który chciałem zapytać później, ale skoro jesteśmy już przy tym temacie to mi zaimponowała w tej sytuacji jedna rzecz. Gdy zobaczyłem zdjęcia z miejsca zdarzenia, to zobaczyłem tam większą część drużyny. Kolega Patryk Baliński, który pracuje w Football Arenie napisał mi, że ci piłkarze, którzy byli już na miejscu, spakowali się w sekundę i pojechali aby pomóc. To chyba bardzo budujące?

- To jest największa zaleta tego zespołu. Atmosfera nie jest udawana. Jestem kilka lat w Pogoni i takiej szatni tutaj jeszcze nie było. Od czasu kiedy jest u nas Kosta ona się bardzo zmieniła. Doszło do zmian w drużynie i ta obecna grupa jest bardzo skonsolidowana. Pozytywną rzeczą jest to, że w drużynie nie ma grupki starszych i grupki młodszych. Nie ma tego, że młodzi muszą służyć starszym. Oni wszyscy się bardzo wzajemnie szanują. Ten wypadek to był moment w którym to doskonale było widać. Mocno staramy się wszyscy aby atmosfera właśnie taka była, bo to znajduje odbicie na boisku.

Ostatni raz rozmawialiśmy w listopadzie, mieliśmy jeszcze kilka spotkań do rozegrania. Na koniec przytrafiły się dwie niespodziewane porażki z niżej notowanymi rywalami. Pojawiła się po nich nerwowość?

- Nie, nerwowości nie było. Powiem coś, o czym wcześniej nie wspominałem. Rozmawiam z każdym chłopakiem w drużynie i nie powiem, który mi o tym powiedział. Chcieliśmy zawodników na te ostatnie mecze dodatkowo zmotywować. Nie będę mówił w jaki sposób, ale każdy się pewnie domyśla. Oni strasznie chcieli wygrać te mecze aby te obiecane nagrody przekazać tym, którzy są obok drużyny. Mówię o fizjoterapeutach i tych, którzy się nimi opiekują. Miał to być taki wyraz wdzięczności dla nich. Mnie to bardzo zbudowało, bo zawodnicy byli na siebie strasznie wściekli, że tych ostatnich dwóch meczów nie udało im się wygrać. Nie lubię takich określeń, że ktoś coś olewał. Żaden z nich tych meczów nie olewał i mówię to z pełnym przekonaniem, bo bardzo chcieli je wygrać. Dodatkowo powiem, że nie zrezygnowali z tego swojego pomysłu i mamy pewne uzgodnienia, że dalej będą w tym duchu walczyli. Mam nadzieję, że z lepszym rezultatem, bo po tych dwóch meczach byli na siebie strasznie wściekli. W naszej lidze fatalnie gra się przeciwko drużynom, które się tak mocno bronią. Wszyscy o tym doskonale wiemy. Zmęczenie sezonem, może troszeczkę gdzieś rozkojarzenie wprowadziła sytuacja z transferem Adama. Wiele jest takich elementów, które były w końcówce jak kontuzja Zecha i kartki Kostasa. Nie wyszło i ja bym tak to nazwał. Gdyby w piłce wychodziło wszystko to byśmy nie chodzili na mecze i się nimi nie cieszyli, bo by było wszystko jasne. Były przecież mecze w których to my tylko marzyliśmy o tym, żeby wygrać i się to nam udawało, po czym byliśmy bardzo szczęśliwi.

Temat pewnie byłby zapomniany, gdyby udało się wygrać z Koroną, ale czy nie dało się tego Adama Buksy wysłać na testy medyczne kilka dni później?

- Nie. To techniczne aspekty przeprowadzenia takiej transakcji. Ja chcę bardzo mocno podkreślić, że Pogoń nie jest jeszcze powszechnie znaną drużyną na rynku transferowym w europie czy na świecie. Adam był zdeterminowany, żeby zmienić klub. My się na to zgodziliśmy i trzeba było technicznie dopinać ten "deal", żeby on doszedł do skutku. Takie są nieraz sytuacje i uzgodnienia. Ja nie chcę sugerować, że gdyby Adam zagrał to by się oszczędzał. Myślę, że w jego przypadku i jego charakteru tak by nie było. Ostatnio czytałem w Przeglądzie Sportowym wypowiedź jednego piłkarza, który mówił o transferowych historiach i wspominał, że zawodnicy, którzy wiedzą, że zmieniają klub grają ostrożniej. To normalne, bo nie chcą zaprzepaścić czegoś, na co czekali całe życie.

Pieniądze z transferu Adama Buksy były Wam bardzo potrzebne? Adam miał opuścić klub już latem i pewne środki rozpisaliście sobie pewnie w budżecie już wtedy?

- W jakiejś części tak. Latem były bardzo zaawansowane rozmowy i braliśmy to pod uwagę. Dzięki temu transferowi mamy jakąś tam rezerwę i absolutny spokój do końca sezonu. Ja wiem, że to co powiem spotka się z oburzeniem, bo pojawią się głosy, że na zachodzie mówi się jawnie o kwotach transferowych. To nie jest prawda. To są najczęściej domysły, informacje dziennikarzy, jedne bliższe prawdy, drugie dalsze. Nikt nie mówi dokładnie o tym, gdzie ta kwota z transferu trafia. To nie jest nigdy tak, że te pieniądze trafiają tylko do klubu. Środki trafiają do menadżerów i różnych osób pośredniczących. Przy najlepszych piłkarzach ten łańcuszek osób, które muszą zarobić jest bardzo długi. Tu też nie był taki mały. Do tego musimy rozliczyć się z Zagłębiem Lubin. To mogę powiedzieć, bo nie jest to tajemnica - 5% transferu musimy odprowadzać w kolejnych latach do tego klubu. Mówię w latach, bo tych pieniędzy nie dostajemy jednorazowo. Na zachód piłkarzy zawsze sprzedaje się w ratach. Czytałem przy okazji transferu Niezgody, że kwota ma być wpłacona w całości. Mam nadzieję, że to jest prawdą, ale trudno mi w to uwierzyć, bo raczej płaci się ratami. Najczęściej jest to rozłożone na dwa lata, a czasami nawet trzy. To jest taki standard.

W przerwie pojawiło się trochę głosów o tym, że "chowacie pieniądze do skarpety".

- <śmiech> To jest zabawne. W pierwszej kolejności trzeba rozumieć, co to znaczy inwestować. My inwestujemy w całą drużynę. Nie można wyjąć jednego zawodnika i powiedzieć: wydaliśmy na niego tyle i tyle, sprzedałeś za tyle i tyle, wobec czego masz super wynik finansowy i to jest twój zysk. Nie, to tak nie działa. W tym samym czasie mieliśmy zawodników, którzy się nie sprawdzili. Nie wyszło i trzeba było się z nimi rozstać i im część kontraktu zapłacić. Te pieniądze również temu służą. Na jednych piłkarzach się zarabia, a na innych się trochę traci. To się musi zbalansować, oczywiście z plusem. Zachęcam, żeby to sprawdzać. Nasze sprawozdania finansowe nie są tajne, każdy może do niego zajrzeć. Pogoń od trzech lat ma dodatni wynik finansowy. Nie są to wielkie pieniądze, ale cały czas wychodzimy na plus. W tym roku między innymi dzięki temu transferowi też będziemy mieli wynik dodatni po sezonie. To jest dla nas najważniejszy sukces, że potrafimy prowadzić tak klub, żeby mieć ten wynik dodatni. To powoduje, że odczuwamy stabilność, piłkarze nie muszą martwić się o wypłaty. My nie jesteśmy Lechią Gdańsk.

Gryzą pana opinie mówiące o tym, że nie chcecie zainwestować w sukces?

- Nie gryzą. Znam wielu dużo mądrzejszych od tych, którzy głoszą takie opinie i nie wiedzą co to jest inwestowanie. Nie rozumieją terminów takich jak przed opodatkowaniem, po opodatkowaniu, co to są nakłady, co to są wydatki i mnóstwo innych rzeczy. Nie rozumieją tego i nie muszą rozumieć. Nie może być w klubie tysiąca prezesów, tylko musi być jeden. Jeden, który ma swojego zaufanego zastępcę, najczęściej od spraw właśnie finansowych i który je prowadzi. My musimy się na tym znać i taka jest nasza zarządzająca rola. Ludzie powinni patrzeć na to czy klub się rozwija i czy nie ma tego typu historii o awanturujących się piłkarzach o pieniądze. To jest ważne. Oświadczam, że się nie awanturują, bo dostaję je na czas. Nie wstydzę się traktować tego jako pewnego rodzaju pochwałę dla nas. Po to pracujemy i po to jesteśmy w klubie, aby tak go prowadzić. Na początku gdy weszliśmy do klubu to było ciężko. Też spóźnialiśmy się z płacami. Mi było wstyd, bo przez trzydzieści lat zarządzania różnymi jednostkami nigdy nie miałem czegoś takiego, żeby się spóźnić o dwa dni z płacą dla pracowników, a zatrudniałem ponad 200 osób. W Pogoni wpadłem w taką sytuację, że było to nawet kilka miesięcy. Udało nam się z tego wyjść i to jest czwarty rok gdy jesteśmy w bardzo stabilnej sytuacji.

Mówi pan o bilansie na plus. Czy to są środki z których spłacacie dług i owiane już różnymi historiami pożyczki od akcjonariuszy?

- To jest bardzo proste. Wielokrotnie już o tym mówiłem. Aby awansować do Ekstraklasy trzeba było wyłożyć bardzo duże pieniądze. Mając jednak dzisiejsze doświadczenia tak bym nie zrobił. To wcale nie chodziło o pieniądze, tylko o jakość zespołu i jakość tego, kto trenował drużynę. Można to było zrobić znacznie niższym kosztem. Ja wtedy tego nie wiedziałem. Słyszałem tylko, że trzeba dać tyle, to praktycznie bez niczego uda się wejść do ligi. Te dawanie to było ponad 20 milionów złotych. To było podzielone na dwie części. 15 milionów wpłaciliśmy jako kapitał do spółki i to są pieniądze, których nie można wycofać. Jeśli mówimy o tym, czy można je kiedykolwiek odzyskać to tylko sprzedając klub. 10 milionów wprowadziliśmy do klubu jako długoterminowe pożyczki. Z definicji w ich umowie nie ma zdania o tym, do kiedy Pogoń ma je spłacić. Ustaliliśmy bardzo niskie oprocentowanie, żeby to nie było tak, że my na tym będziemy zarabiać.

Czyli nie żyje pan z procentu z tych pożyczek.

- Nie wiem, czy my je kiedykolwiek odbierzemy. Może kiedyś zamienimy je na kapitał i to jest chyba najbardziej prawdopodobny scenariusz. Jeśli kiedyś faktycznie dojdzie do sytuacji, że pojawi się inwestor, który będzie chciał kupić klub, a ja będę w takiej sytuacji, że już będę umierał czy z kolegami będziemy już nad grobem i będziemy chcieli sprzedać ten klub, to wtedy najprościej zamienić te pożyczki na kapitał zakładowy i sprzedać jako akcje. Albo sprzedać spółkę i kupujący będzie musiał wtedy spłacić te pożyczki, ale to są normalne rozliczenia. Ten dług ma tylko jedną wadę z punktu widzenia spółki i nie boję się o tym powiedzieć. W ekonomii nazywa się to ujemnymi kapitałami. Gdybyśmy poszli do banku, bo potrzebowalibyśmy pieniędzy to byśmy usłyszeli: guzik dostaniecie, bo macie ujemne kapitały. To jest ta wada. Jeżeli kiedyś dojdzie do takiej sytuacji, że uzyskamy bardzo duże środki na przykład grając w Champions League, ja oczywiście w tej chwili marzę, to będzie wtedy wygodnie zamienić te pożyczki na gotówkę, aby nie mieć tych ujemnych kapitałów. To nie jest żadna tajemnica i w niczym nie przeszkadza klubowi. Gdyby tych pożyczek udzieliło na przykład miasto, czy sponsor - to byłby problem. Wiadomo, że w każdej chwili mogliby zażądać zwrotu. My jesteśmy właścicielami i gdybyśmy chcieli teraz zwrotu, to by znaczyło, że mówimy: likwidujemy Pogoń. To tylko po moim trupie, mogę tu klęknąć i dać słowo honoru, że tak się nie stanie.

Zimą drużynę wzmocnił jeden piłkarz, Paweł Cibicki. To wystarczające wzmocnienie zespołu?

- W lecie było trochę wzmocnień, których do tej pory nie wykorzystaliśmy. Długo dyskutowaliśmy na ten temat i nam strasznie zależy na tym, żeby młodzież wchodziła do zespołu. Gdyby nie ten wypadek to cała czwórka byłaby tutaj i jestem przekonany, że od pierwszego meczu widzielibyśmy co najmniej jednego, jak nie dwóch na boisku. Troszeczkę na to poczekamy, ale to się zdarzy w tym sezonie. Mamy bardzo obiecujących zawodników, więc po co mamy ściągać faceta, ryzykując, że nie będzie to zbyt udany transfer? Mamy chłopaków, którzy z pewnością popełnią jakieś błędy. Ja mam zaufanie do Darka Adamczuka i trenera i jeśli oni mówią, że to są talenty i powinniśmy je pokazywać światu, to po jaką cholerę mamy blokować im miejsce w zespole? Mają grać i my się tego doczekamy. Marzę o tej chwili w której oni zaczną wchodzić, ale wierzę Koście, że on wie jak ich wprowadzać. Młodzież jest niecierpliwa, chciałaby bardzo szybko, ale on wie jak to zrobić. Sam często pytam go: Kosta, a co z tym zawodnikiem, albo z tym? On odpowiada: Spokojnie. Nie ma żadnego nacisku, nie wypisujemy trenerowi na karteczce piłkarzy, którzy mają zagrać <śmiech>.

Adam Buksa odszedł z klubu. Były jeszcze oferty za innych piłkarzy?

- Było zainteresowanie, ale nie chcemy więcej oddawać. Możemy sobie pozwolić na to, że jeśli mamy zawodnika z kontraktem na 2 lub 1,5 roku, żeby powiedzieć dziękujemy, jeśli dalibyście ofertę pięć czy dziesięć razy większą to będziemy mogli rozmawiać. Nie będziemy klubem, który będzie sprzedawał piłkarzy za 100 czy 200 tysięcy euro, bo to bez sensu. Zbyt dużo inwestujemy, żeby później tak tanio ich oddawać.

Czyli zimowe okienko jest już zakończone w wykonaniu Pogoni?

- Myślę, że tak. Przed naszą rozmową czytałem wywiad z Kostą w waszym serwisie i zgadzam się z nim, że mamy jeszcze kilka dni do końca obozu. Mamy sporo kontuzji, ale takich drobnych. Wierzę, że się nie pogłębią i zawodnicy będą z tego wychodzić. Zawsze jednak może się coś zdarzyć i nie chcę powiedzieć, że na pewno nie. Tylko w sytuacji awaryjnej.

Prezesie, gdy rozmawialiśmy w listopadzie, mówił pan, że gramy o maksa. Ten maks to mistrzostwo? Miejsce dające grę w pucharach?

- <śmiech> Tak jak mówiłem, czytałem wywiad z Kostą przed naszym spotkaniem i komentarze pod nim, a przecież on powiedział dokładnie to samo! Może nie powiedział wprost "gramy o mistrzostwo", ale to jest rzecz oczywista, że gramy o mistrzostwo. Mamy grać o czwarte miejsce? Ja tego nie rozumiem i gdy jesteśmy na trzecim, mamy zacząć przegrywać, żeby być na czwartym? Idiotyzm. Ja wiem, że często zastrzeżenia ma ta sama grupa osób, szukająca dziury w całym. Napisz proszę wprost i wielkimi literami: GRAMY O MISTRZOSTWO. Chcemy, żeby Pogoń była mistrzem Polski. W tym sezonie. Jak nie w tym to w następnym. Jak nie w następnym, to jeszcze w kolejnym. Po to będziemy budować drużynę, żeby wreszcie to mistrzostwo zdobyć.

W kraju toczy się obecnie debata na temat kształtu rozgrywek ligowych. Która opcja jest panu bliższa?

- Nasza opinia jest jednoznaczna, trenera, dyrektora i moja. Taką przesłaliśmy do Warszawy. Jesteśmy za osiemnastozespołową liga. Z punktu widzenia naszych celów, możemy je osiągnąć tylko grą. Czy ona będzie w lidze z 16. czy 18. drużynami? To nie ma znaczenia. Natomiast dobrze, że będzie troszeczkę mniej meczów.

Jakie plusy ma według pana system z osiemnastoma drużynami?

- Ma ich bardzo dużo. Jest cała lista wymieniona przez PZPN i trudno zaprzeczyć, że to są plusy. Te drużyny, które znajdą się w środku tabeli będą miały chwilę spokoju, że będą mogły potrenować, wprowadzać młodych zawodników. Nie będziemy tak wcześnie zaczynali ligi, może 15 albo 20 lutego. Każdy dzień jest ważny, szczególnie w tych miesiącach. Albo będziemy nieco wcześniej kończyli. Moim zdaniem jest dużo zalet. ESA37 powodowała w wielu klubach nerwowość. Ważna była z punktu widzenia praw telewizyjnych, że jest niby bardziej atrakcyjna. Można pomyśleć o innym formacie także dla telewizji. Dla mnie niezrozumiałe jest to, dlaczego nie może być takich bloków jak w Anglii, kilku meczów rozgrywanych o tej samej porze. Kibica w znacznej większości nie interesuje jak grają dwie inne drużyny, tylko ta jego, której kibicuje. Ogląda mecz swojej drużyny, a jednocześnie jeśli jest to taka mała multiliga to jak jest brameczka, to jest dzwoneczek i widzi gola z innego stadionu.

Jaki jest głos innych klubów?

- Myślę, że jest mocno podzielony. My możemy jedynie opiniować i powiedzieć jak to sobie wyobrażamy. Głos decydujący w tej kwestii należy do PZPN-u.

Jak wygląda sprawa stadionu? Wciąż wszystko idzie zgodnie z planem?

- Tak, nawet troszeczkę lepiej. Dobra jest współpraca z wykonawcą i spółką, którą rządzi pan Tumilewicz. Fajnie to wygląda. Dobrało się grono ludzi, którzy rozumieją, że stadion nie jest zwykłą budowlą, ale czymś, co musi funkcjonować idealnie, żeby sprawić ludziom przyjemność. To nie tylko oświetlenie, czy telebimy do robienia show. To oczywiście też będziemy mieli. Dam pewien przykład o którym też wcześniej nie mówiłem i nie jest on jeszcze dopięty do końca, ale ja swoją upartością sprawię, że będzie. Tam, gdzie powstają nowe miejsca cateringowe na koronie stadionu, będą one bardziej europejskie, a nie jak do tej pory namiot z dymiącym grillem. Był jednak okres w którym ten projekt bardzo szybko trzeba było wykończyć. Tam było tak dużo zmian w tych zasadniczych rzeczach, że na drobiazgi nie zwróciło się szczególnej uwagi. Wyszło na to, że w tych kioskach zaplanowano pierwotnie jedną mikrofalówkę, zlew i tego typu rzeczy. Planowano, że będzie się przywoziło jakieś hamburgery i tylko podgrzewać w tej mikrofalówce. Na stadionie ma być przecież kiełbasa, bułka, musztarda, piwko, cola. To są rzeczy, które mają być sprzedawane. Do tego są przyzwyczajeni kibice. I nagle stał się to straszny problem techniczny, bo kwestia wentylacji, przepisów przeciw pożarowych i tak dalej. Musieliśmy zacząć "odkrywać Amerykę" jak to zmienić. Toczyły się długie dyskusje i wydawało się, że jest to beznadziejna sprawa. Sprawa urosła do tego stopnia, że poszedłem nawet do prezydenta Krzystka. Na szczęście on doskonale rozumie na czym rzecz polega. Przecież jak tego byśmy nie zrobili i ten kibic przyszedłby na super stadion, spojrzałby i zapytał: a gdzie jest moja kiełbasa?! I koniec! Już by było narzekanie na ten stadion i kto to wymyślił. Zapewniam, będzie kiełbasa!

Na koniec roku na stronie oficjalnej pojawił się tekst w którym podsumowywał pan 2019 rok i pojawiła się tam kwestia rezerwy budżetowej na bazę w Kołbaskowie. Może pan rozwinąć temat?

- Chcemy taką bazę zbudować. Będziemy mieli na miejscu, przy stadionie super bazę z Centrum Szkolenia Dzieci i Młodzieży, ale klub się rozrasta i to będzie za mało. Trudno, żeby klub znów oczekiwał od miasta, że mu drugą taką bazę zbuduje. Musimy zrobić to sami, to jest duży wysiłek finansowy. To są kwoty rzędu 50-60 milionów złotych. To oczywiście jest proces i kwota nie jest do wydania w jednym roku. Mamy w klubie specjalnego człowieka od finansów, który zajął się tylko tym. Mówię o kwestii dofinansowań i szukania źródeł dofinansowania. Szukaliśmy terenu i miejsca w którym można to zrobić. Udało się załatwić to boisko w Kołbaskowie. Jego przebudowa jest już w końcowej fazie. W przyszłym tygodniu będzie tam już leżała trawa i będzie nam służyła wiosną do treningów. Okazało się przy okazji, że jest tam szykowana zmiana planu zagospodarowania przestrzennego dla tego terenu obok boiska, który należy do gminy. Zaczęliśmy się przymierzać, czy nie warto byłoby tego kupić. Mowa o około pięciu hektarach. O tym mówiłem wspominając o rezerwie. Na taki zakup trzeba paru milionów złotych. Miedzy innymi część środków z tego transferu Adama Buksy do takiej rezerwy trafi. Jak to będzie? Nie wiem. Dedeco zrobiło nam wstępną wizualizację i okazuje się, że tego terenu jest trochę za mało żebyśmy tam to zrobili. Sprawdzamy jak wygląda okolica tego terenu, ale ona nie należy już do gminy, tylko jest w prywatnych rękach, są to grunty rolne. Myślę, że będziemy szukali gdzieś indziej, ale cały czas w tej gminie. Wiem, że w okolicy ronda Hakena jest sporo gruntów z już przekształconym planem zagospodarowania przestrzennego, który dopuszcza takie funkcjonalności jak uprawianie sportu. Po powrocie z Turcji czekają mnie rozmowy z panią wójt. Trochę to wydłuża wszystko w czasie, ale to są poważne środki i nie ma pośpiechu. Cel jest jeden, bo powinniśmy mieć taki ośrodek, który będzie miał 5-6 boisk. Czym bliżej Szczecina, tym lepiej, bo będzie trzeba się tam dostać. To będzie jednak trwało, to nie jest projekt, który będzie zrealizowany w przyszłym roku. To pięć lat myślenia do przodu.

Panie prezesie, ostatnie pytanie. Na przełomie czerwca i lipca, pierwszy mecz po otwarciu dwóch nowych trybun, w lidze, czy w kwalifikacjach europejskich pucharów?

- A co wynika z kalendarza? Pierwszy zdaje się jest pucharowy <śmiech>. Ja w to wierzę! Poza byciem prezesem, jestem normalnym kibicem! Nawet jak siedzimy i rozmawiamy po treningach czy meczach, ja zawsze zaznaczam, że nie jestem profesjonalistą. Chociaż chyba wiem więcej niż przeciętny kibic, bo obserwuję to cały czas z bliska. Czasami widzę uśmiech na twarzach i myślą sobie pewnie: co on wygaduje za bzdury, a czasami potakują z uznaniem i myślą: coś tam jednak zobaczyłeś. Walczymy o maksa. Dla mnie maks to nie tylko mistrzostwo Polski. Może dlatego tak wolę to nazywać? Mi się śni to po nocach, że jesteśmy w pucharach. Jeśli jesteśmy w pucharach, to jesteśmy w fazie grupowej, że trafiamy na tych i na tych. Kurczę, ja o tym marzę! Ktoś mi zabroni? Nie. Ja tego innym też nie zabraniam. Także żyjmy tymi marzeniami, a one się spełnią.

#PogonSportNetWBelek2020 wspierają:

Bilety.fm

Nauka Jazdy Magnet - emagnet.pl

 

- Meble Sotex.pl

TwojInstalator.szczecin.pl

TrenerAngielskiego.pl

RMserwis.eu

Deplix - Umweltzone.pl

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: własne
Wyświetleń: 9348
tekst alternatywny

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...