Aktualności

  • VKAEkstra. Wosik: Runjaic? To może być taki Ferguson Dumy Pomorza

Klubowi spikerzy są nieodłącznym elementem piłkarskiego widowiska. W role spikera Pogoni Szczecin od wielu lat wciela się Adam Wosik. Jak wyglądały początki jego pracy, jakie napotyka trudności i... czemu nie powinno się wchodzić na płot podczas meczu? Rozmowę przeprowadził Marcel Kozłowski.


Zacznijmy od podstaw, czyli jak się to wszystko zaczęło?

- Jeśli mówimy o pracy przy mikrofonie, to w roku 1988 w Akademickim Radiu „Pomorze” w Szczecinie. Współpraca z Pogonią przypada na rok 2007. To była słoneczna sobota. Wybrałem się wówczas z moim znajomym i z aparatem fotograficznym do Dobrej Nowogardzkiej. To był mecz miejscowych z Dobrą Szczecińską… i zadzwonił telefon z pytaniem: „co dzisiaj robię”? Po godzinie przyjechała po mnie taksówka ze Szczecina i zawiozła „z piskiem opon” na mecz IV-ligowej Pogoni Szczecin z Victorią Przecław. Na stadionie w gabinecie prezesów „wylądowałem” 40 minut przed meczem, a mikrofon wręczono mi 15 minut przed spotkaniem. Siedem minut przed pierwszym gwizdkiem sędziego dostałem składy meczowe napisane ręcznie i ledwo skserowane. Do tego ktoś podrzucił mi jakieś przemówienie skierowane do Prezydenta Szczecina napisane długopisem na kartce w kratkę. Przerażenie w oczach było kosmiczne… Mecz zakończył się wynikiem 1:1 z bramkami Cezarego Przewoźniaka dla Pogoni i Filipa Kosakowskiego dla Victorii.

W takim razie, jak wygląda typowy dzień pracy spikera?

- Na stadionie niekiedy trzeba spędzić siedem godzin. Trzy godziny przed meczem jest obowiązkowa odprawa z delegatem PZPN. Na tej odprawie zawsze pada wiele pytań, w tym m.in. „czy system nagłośnienia jest sprawny” i „czy planujemy w trakcie meczu jakieś uroczystości”? Te dwie rzeczy trzeba „ogarnąć” jeszcze godzinę wcześniej. Potem sam mecz i ewentualne „dyżurowanie” przy mikrofonie tak długo dopóki ostatni „uczestnik imprezy masowej” nie opuści stadionu. Takie są niestety wymogi ustawy. Jeśli na meczu mamy kibiców gości, to często jest to oczekiwanie sięgające jednej godziny.

Wydaje się, że praca spikera, to nie tylko zwykła robota.

- Oczywiście trzeba biegle znać ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych, czy też posiadać uprawnienia członka służby informacyjnej, ale … Niezbędne są jeszcze dwie cechy, czyli nie wolno bać się mikrofonu i posiadać zdolność do „improwizacji” w sytuacjach kryzysowych. O co chodzi z tym „kryzysem”? Dla przykładu: „powiedz temu debilowi, żeby zszedł z płotu”. No i trzeba w ciągu kilku sekund tak przekazać ten komunikat, aby mający dwa promile sympatyk zrozumiał, że jak nie zejdzie, to po meczu go „zawiną”. Dlatego w takiej sytuacji najlepiej dać mu do zrozumienia, że wycieczka na płot, to dwa tysiące grzywny i dwa lata zakazu stadionowego. Nawet jeśli komunikat ten do niego nie dotrze, to dotrze do jego trzeźwych kolegów, którzy go z tego płotu zdejmą.

„Klasyczny hattrick", czyli nagroda dla najlepszego spikera w piłkarskiej Ekstraklasie po raz trzeci z rzędu wylądowała w Pańskiej gablocie. Z pewnością jest to miłe wyróżnienie.

- Trochę jestem zaskoczony, gdyż przez pierwsze sezony „lądowałem” regularnie na miejscach od 13 do 15. Przełomem były chyba „kryteria oceny”, które PZPN wprowadził kilka lat temu. Dzięki temu delegaci meczowi mogą dokonywać oceny w oparciu o „konkrety”, a nie tylko o własne „wrażenie artystyczne”. W tym przypadku liczy się m.in. barwa głosu, sposób przekazywania komunikatów dla kibiców, czy też szybkość reakcji na wulgaryzmy. 

Najlepszy i najgorszy moment w pracy spikera? 

- Najgorszy moment był w trakcie meczu Pogoni Szczecin z ŁKS Łódź. To był rok 2009, gdy na „dwunastce” pojawił się transparent: "Lato to kolejny przykład na to, jak bohater stał się...". Delegat PZPN, mimo transmisji telewizyjnej, przerwał wówczas to spotkanie i zażądał, by transparent ściągnięto. Okazałem się wówczas naiwny i wykonałem bezpośrednie polecenie delegata… po czym cały stadion przez 15 minut „jechał PZPN”. Tej „przyśpiewki” niestety nie dało się w żaden sposób „opanować”. O ile pamiętam, to dyrektor Mariusz Kotkowski odmówił wówczas interwencji służb ochrony, więc delegat PZPN ugiął się i nakazał wznowienie spotkania.

Moment najlepszy? No chyba „piątka” Marcina Robaka w meczu Lechem Poznań. 

Przygląda się Pan pracy innych spikerów?

- Tak, ale tylko w Polsce. Staram się wyłapywać te rzeczy, których nie mamy w Szczecinie, a warto je u nas wdrożyć. Tak to już jest… jak ktoś się nie rozwija, to zwyczajnie stoi w miejscu. Dlatego z sezonu na sezon staram się wprowadzać nowe drobiazgi, jak choćby życzenia urodzinowe w przerwie meczu. Przy nowym stadionie mam nadzieję, że dołączymy do tego kamerę i telebim tak, aby kibice mogli w przerwie siebie obejrzeć. Z czysto zawodowej solidarności nie chcę oceniać, jak pracują inni spikerzy na innych stadionach.  

Za nami 15. kolejek PKO Bank Polski Ekstraklasy. Pokusiłby się Pan o krótkie podsumowanie pierwszej rundy sezonu zasadniczego?

- Pogoń Szczecin wygrywająca na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej w Warszawie przechodzi do historii. Do tego trzecie miejsce po pierwszej rundzie plus liczne wygrane wyjazdowe sprawiają, że to sportowo już jest wyjątkowy sezon. W mojej ocenie gorzej nie będzie – gównie za sprawą obecnego trenera oraz grupy piłkarzy, którzy wiedzą na czym ten zawód polega. Jak mam być „prorokiem”, to uważam, że „Mistrza Czas” nadejdzie chwilę po tym, jak nowy stadion w całości stanie „na nogi”.

Jakieś indywidualne wyróżnienie dla któregoś z piłkarzy? Wydaje się, że było co najmniej kilku zawodników, którzy na takowe zasłużyli.

- W piłkę wyczynowo grałem tylko przez osiem lat, więc moja ocena będzie bardziej kibicowska niż szkoleniowa. Jako były bramkarz pełen uznania jest dla Benedikta Zecha. Uważam, że gra najrówniej, świetnie czyta grę i wnosi ogrom spokoju na boisku. Dla mnie w tej rundzie jest numerem jeden w Pogoni. 

Wypada zapytać również o głównego architekta, czyli trenera Runjaica.

- Od dwunastu lat obserwuję „z bliska” szkoleniowców Dumy Pomorza. Najwięcej pozytywnych emocji pozostawiali po sobie zawsze ci trenerzy, którzy mieli „szóstkę” z psychologii. Tak było w przypadku Ryszarda Tarasiewicza i tak jest w przypadku obecnego szkoleniowca Kosty Runjaica. To może być taki Alex Ferguson Dumy Pomorza, czyli ktoś „na lata” w Pogoni Szczecin.

Załóżmy taki scenariusz - Pogoń dostaje się do finału Pucharu Polski, stawia się na Stadionie Narodowym, a wraz z Portowcami pojawia się Pan w roli spikera. W końcu jest taka tradycja, że spikerzy jadą ze swoimi zespołami i to oni prezentują swoją drużynę. Z pewnością - podobnie, jak głodni sukcesu kibice - czeka Pan na moment, w którym ów scenariusz znajdzie swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości.

- To jedno z dwóch moich marzeń. Drugie, to nowy stadion na Twardowskiego i wygrana przy pełnych trybunach z Cracovią. Potem mogę już iść na „spikerską” emeryturę. Ale wracając do finału Pucharu Polski … Rzeczywiście za swoimi zespołami jeżdżą spikerzy, którzy prezentują składy i celebrują gole. Niestety na żadne inne „fajerwerki” nie można sobie na „narodowym” pozwolić. Obowiązuje nas tu ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych.

Chciałbym zapytać również o Pańskie relacje z kibicami Pogoni.

- Budowałem je dwa lata. Od momentu mojego pierwszego meczu na stadionie im. Floriana Krygiera śledziłem na bieżąco opinie kibiców w internecie. Dzięki wylanym na moją głowę „pomyjom” szybko zrozumiałem, czego na stadionie mam nie robić, a co jest „pożądane”. Kolejne lata, to mozolne szukanie  „płaszczyzny komunikacji” wspólnej dla całego stadionu… czyli jednakowego języka dla „krytej”, „dwunastki”, „rodzinnego” czy też dla siedzących za ławkami rezerwowych „maruderów”. W końcu znalazłem… Trzeba na wesoło! 

Triantafyllopoulos, czyli … "Boże, jak ja mam to do cholery powiedzieć!?"

- Nazwiska piłkarzy, to nasze „przekleństwo”. Konstantinosa Triantafyllopoulosa uczyłem się tydzień. Nawet w Radiu Szczecin na żywo na antenie Agata Hawrylczuk mnie z tego „egzaminowała”. Ale tak na poważnie… Mam zwyczaj pytać się przed meczem kogoś z kadry kierowniczo-trenerskiej zespołu gości „jak się to wymawia”? Niestety często jest tak, że podają mi wymowę jak na treningu, a w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Stąd potem uwagi od kibiców i od dziennikarzy, że „nie tak miało być”. Są oczywiście momenty zabawne, jak na przykład na stadionie polkowickim. Swego czasu nasi grali tam w strojach bordowych, ale spiker z kartki przeczytał… że „brązowe”. 

Budowa nowego stadionu z Pańskiej perspektywy.

- Na stadionie Pogoni Szczecin mamy najgorszy „punkt dowodzenia” w całej piłkarskiej Ekstraklasie. Ta obecna wieża, ze swoim „zapachem” i odpadającym tynkiem pamięta chyba jeszcze Edwarda Gierka. Jestem jednym z największych fanów budowy nowego stadionu choćby ze względu na katastrofalne warunki pracy w trakcie meczu. Przyznaję, że należę do tych „wariatów”, którzy co kilka dni na żywo podglądają pracujące tu dźwigi i koparki. 

Ostatnie pytania dotyczące pirotechniki na stadionach...

- Polski Związek Piłki Nożnej pod naciskiem Policji szuka sposobów na wyeliminowanie tego zjawiska. Stąd drastyczne kary dla kibiców i klubów za „odpalenie” czegokolwiek. Niestety piłka w tej sprawie jest tylko po stronie ustawodawcy, czyli Sejmu. Póki nie będzie nowelizacji ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, to nic się tu nie zmieni. Na dziś dla Policji „wrogiem” numer jeden pozostają tzw. sektorówki i tutaj należy spodziewać się kolejnych radykalnych kroków służb mundurowych.

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Marcel Kozłowski
Żródło: własne
Wyświetleń: 7970
tekst alternatywny

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...