Wracasz całą noc, rano kładziesz się zmęczony w domu i obiecujesz sobie: „Ostatni raz”. Mijają dwa tygodnie, zbliża się kolejny wyjazd i pytasz kumpla: „To co, jedziemy?”. Wybraliśmy się z kibicami Pogoni Szczecin na mecz ich drużyny do Mielca. Wyprawa trwała ponad dobę - czytamy w reportażu Łukasza Olkowicza w Przeglądzie Sportowym.
Piątek, godzina 6:05. Na zewnątrz ciemno, Szczecin dopiero się budzi. Przy dworcu ruch większy niż zwykle, z daleka miga światłami policyjny bus. Przed zejściem na peron, gdzie czeka pociąg do Przemyśla, ustawiło się dziewięcioro policjantów. Zatrzymują tych, których typują jako kibiców Pogoni.
Tych nie jest trudno rozpoznać. Z czarnych bluz czy ortalionów zerka gryf tworzący klubowy herb, do tego torby, reklamówki, plecaki. Najbliższe 26 godzin spędzimy w podróży, zobaczymy trzy czwarte ekstraklasowego meczu w Mielcu i wrócimy do Szczecina następnego dnia już po wschodzie słońca. Warto mieć choćby jakieś kanapki ze sobą.
Gdy reszta pasażerów bezszelestnie przemyka obok, policjanci spisują po dwóch kibiców. Funkcjonariuszka prosi o mój dowód osobisty, notuje dane. Jego kolegę w tym czasie interesują nasze plecaki, uważnie zagląda do wnętrza.
– Gdzie jedziecie? – pyta grzecznie policjantka, choć odpowiedź zna. – Na wycieczkę – droczy się mój współtowarzysz, który też trafił na policyjną kontrolę. Zabawa w kotka i myszkę z policjantami to ulubiony sport kibiców.
Ze Szczecina wszędzie daleko. Do przejechania mamy 750 kilometrów przez Wrocław, Katowice czy Kraków do Dębicy. Policyjną obstawę będziemy mieć do końca.
***
6:21. Pociąg rusza. Kibice porozrzucani po przedziałach mieszają się z innymi pasażerami. Doświadczeni wyjazdowicze wyciągają klapki. Lepiej od razu dać odpocząć stopom, w Dębicy mamy być za ponad dziesięć godzin. W sumie tych, którzy „są zawsze tam, gdzie Pogoń gra” jest pięćdziesięciu. Kilka osób dosiądzie się po drodze w Gryfinie czy Chojnie, ze Szczecina wyjadą też dwa busy z fanami. Za kilkanaście godzin na stadionie Stali spotka się 70 kibiców dopingujących Pogoń.
– Byłoby więcej, ale zbliża się koniec roku, a ludzie wykorzystali urlopy na wcześniejsze mecze – tłumaczy Robert Rusinek, sekretarz Stowarzyszenia Kibiców Pogoni Szczecin, który organizuje wyjazd. W klubie jest SLO, czyli Koordynatorem ds. współpracy z kibicami. Pogoń na obcym stadionie będzie wspierać po raz 266. Zaczął w 1996 roku. – Kiedyś mówiłem sobie: 150 wyjazd i koniec. Potem 200 i kończę. Granica przesunęła się do 250. Teraz już nawet takiej nie stawiam, bo tylko bym siebie oszukiwał – przyznaje.
Mimo wczesnej pory nikt nie zamierza spać. Kibice mijają się na korytarzach. Te same twarze, za nimi te same odwiedzone stadiony. Są studenci, z kolei Damian codziennie do roboty dojeżdża do Niemiec, gdzie zajmuje się tynkowaniem. Dziś wziął wolne, żeby być w Mielcu. – Zostało mi osiem dni urlopu. Na co go wykorzystam? Jak to na co? – obrusza się kibic na moje pytanie. – Na Pogoń.
– Chciało się jechać? No nie, ale co będę w domu siedział – rozmawiają pomiędzy sobą.
– W Mielcu ma być 18 stopni – dzieli się informacją Rusinek. Sprawdzanie prognozy pogody nie jest wcale takie bez znaczenia dla wybierających się na drugi koniec Polski. Ze Szczecina wszędzie daleko. W książce „70 niezwykłych historii na 70-lecie Pogoni” Rusinek wspomina o meczu w Olsztynie. Gdy z kolegami opuszczał Szczecin, żegnało ich słońce, a większość pojechała w koszulkach i spodenkach. W Olsztynie tego dnia akurat spadł śnieg. Miejscowi to współczuli im, to pukali się w czoło, że w tej zamieci stoją na sektorze ubrani jak na plażę.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...