Aktualności

  • Trener Runjaic mógłby poprowadzić kurs cierpliwości

Teksty i analizy Aleksandry Sieczki zna duża część społeczności skupionej na Twitterze. Tym razem Aleksandra wzięła pod swoje pióro grę Pogoni w meczu z Lechią i autorka, której teksty znaleźć można aktualnie w portalu 2x45.info zgodziła się także na publikację w naszym serwisie. Cały tekst znajdziecie poniżej.


Chociaż wydawało się, że pressing Lechii z pierwszych minut meczu prędzej czy później przyniesie korzyści, to Pogoń pokonała ją swoją najsilniejszą bronią: wytrwałością. Portowcy nie dali się wybić z rytmu i nie zapomnieli przy tym o grze w piłkę.

Punkt zwrotny 

9. minuta starcia. Nie minął nawet kwadrans, a Kożulj już dał popis swoich umiejętności, uderzając sprzed pola karnego. Warto jednak zwrócić uwagę na to, co działo się bezpośrednio przed jedynym w tym spotkaniu golem. Bo bynajmniej nie było to takie oczywiste, że goście strzelą jako pierwsi. 

Lechiści od samego początku starali się podchodzić wysoko, usiłując w ten sposób maksymalnie utrudnić rozegranie przeciwnikowi. I wychodziło im to naprawdę dobrze. Ustawiali się już na skraju pola karnego, zamykali stoperom kilka możliwości wprowadzenia piłki, zmuszali Stipicę do dłuższych podań. Problem w tym, że Pogoń to nie tylko krótkie zagrania, ale przede wszystkim łączenie stylów gry. Dlatego nikt w ekipie ze Szczecina nie rozkładał rąk w geście bezradności, tylko przełączał się na inny plan. Faktycznie samo przejście z jednego modelu na drugi zostało okupione kilkoma stratami oraz nieporozumieniami, ale nie potrwało to zbyt długo. Po prostu zawodnicy potrzebowali chwili na to, żeby: i przejąć środek pola, i zachować niewielkie odległości między poszczególnymi strefami. Dlatego krótkie zagrania przeplatali przerzutami, nagłymi zmianami tempa i nawet podaniami do tyłu. 

I właśnie bezpośrednio przed akcją bramkową, piłkarze Runjaica wyszli spod wysokiego pressingu przeciwnika. Ten moment spokojnie można uznać za punkt zwrotny spotkania. Nie dlatego, że nagle i szybko wymyślili, jak minąć rywali dobijających się do ich pola karnego, a ze względu na bardzo konsekwentną grę. Mimo że lechiści starali się odcinać podania „do najbliższego”, ustawiając się możliwie jak najwyżej (mniej więcej 16. metr), to zapominali, że wypadałoby jednocześnie zapewnić asekurację w środku pola. Tutaj prym wiodła Pogoń, która w jednym momencie zbijała się w zwartą masę, by za chwilę rozciągnąć grę. Bo chociaż przy nieco niższym pressingu, centralny sektor był zagęszczany przez podopiecznych Stokowca, to im byli bliżej „szesnastki” Portowców, tym mniejszą wagę przywiązywali do okolic koła środkowego. 

Kilku dowódców  

Taka gra szczecinian nie wzięła się znikąd. Wszystko wygląda na gruntownie przemyślane i zaplanowane. I jasne, czasem wychodzą jakieś zgrzyty, ale ogólnie meczem w Gdańsku pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. Głównie właśnie za sprawą tego, w jaki sposób cała drużyna była zorganizowana na boisku i jak w ten schemat były wpisane poszczególne strefy. 

Ekipę Runjaica z powodzeniem można podzielić na kilka sektorów, z których każdy ma swojego dowódcę. Najwyraźniej jest to widoczne w momencie, gdy gracze nakładają pressing, albo bronią dostępu do własnego pola karnego. W obu przypadkach sprawa jest całkiem podobna i w spotkaniu z Lechią wyraźnie było widać, że prym wiodą Triantafyllopoulos i Kożulj. 

Grek ogólnie ma tendencję do przesuwania się z piłką w głąb pola, opuszczając swoją nominalną pozycję. Wówczas nikt nie wpada w panikę. Raczej są tylko dwie możliwości: albo cała obrona zawęża swój zakres, albo niżej schodzi Podstawski. Taki manewr sprawiał również, że pierwsza i druga linia łączyły się ze sobą, a w środkowej strefie robiło się jeszcze mniej miejsca. Sprawdzał się także w sytuacjach, gdy Pogoń potrzebowała kolejnego zawodnika do odbioru. A zwykle potrzebowała, bo gdańszczanie też postawili sobie za punkt honoru, że opanują środek pola. Chociaż przy niektórych decyzjach Kostasa można postawić znak zapytania, to raczej trudno powiedzieć, żeby wahał się lub po drodze kilkanaście razy zmieniał zdanie. Jak już idzie do przodu, to idzie – po prostu to robi. Ta pewność siebie wielokrotnie przydała się w spotkaniu z Lechią, gdy w okolicach własnego pola karnego odrywał się od defensywy, podłączał do drugiej linii i w ten sposób skutecznie wypychał rywala. Warto również rzucić okiem na jego prostopadłe podania, głównie w kierunku Listkowskiego i Kożulja, które wielokrotnie dynamizowały grę Portowców. 

Kożulja natomiast można było uznać za dowódcę drugiej linii. Przede wszystkim dawał sygnał do doskoku w środku pola, kiedy inicjatywa była po stronie przeciwnika. Szczecinianie raczej robili to w parach, np. Listkowski-Kożulj, starając się w ten sposób zwiększyć swoje szanse na odbiór. Warto zwrócić uwagę, że w przeciwieństwie do gdańszczan, kiedy pressing zaczynał się wysoko, pod polem karnym Kuciaka, to był kontynuowany w środku pola. I właśnie można było odnieść wrażenie, że w tej całej dyrygenturze najważniejszy jest bośniacki pomocnik. W ten sposób najwyżej podchodziło dwóch graczy (zwykle Buksa-Spiridonović), ale blisko nich trzymało się kolejnych trzech, dzięki czemu ustawienie się nie rozjeżdżało. 

To, jaką rolę odgrywał duet Triantafyllopoulos-Kożulj można było dopiero zobaczyć w okolicach „szesnastki” Portowców. Wówczas zespół organizował się w dwie linie, przy czym Grek operował między jedną a drugą, Bośniak raczej przesuwał się na boki, a asekurację dla tych manewrów zapewniał Podstawski. Krótko mówiąc: Pogoń robiła wszystko, żeby zostawić jak najmniej przestrzeni przeciwnikowi. 

Piramida priorytetów 

Ale ustawienie w przypadku szczecinian to nie wszystko. Gdyby nie jeden element, to niekoniecznie można by było mówić o takich rezultatach. Duże znaczenie ma głównie to, w jaki sposób ta współpraca wygląda i z czego wynika. Bo owszem, działania poszczególnych graczy zdają się być przemyślane, ale są przede wszystkim podporządkowane cierpliwości. 

To również było wyraźnie widoczne na przykładzie meczu z Lechią, której wielokrotnie brakowało wytrwałości. Tak naprawdę gdańszczanie występowali w dwóch wydaniach: albo jak najszybciej chcieli zagrać za linię obrony w kierunku Haraslina, albo budowali atak pozycyjny od tyłu, ale robili to na tyle statycznie, że nie było szans na przedarcie się przez tak konsekwentnie ustawione linie rywala. Takie „albo-albo” bez złotego środka i bez nagłego podkręcania tempa nie za bardzo miało rację bytu w starciu z tak dobrze zorganizowanym przeciwnikiem. Również zwracały uwagę zbyt duże odległości między poszczególnymi sektorami, które z powodzeniem zajmowali piłkarze ze Szczecina, zdobywając w ten sposób dobrą pozycję wyjściową. 

W przypadku Portowców tych wariantów było znacznie więcej. Mogli się wycofać lub zwolnić tempo – wszystko po to, żeby jak najskuteczniej rozmontować rywala. Nie bali się krótkich podań do tyłu, jeśli miały zdynamizować grę. Zwłaszcza że najczęściej po nich przychodził czas na albo przerzut na przeciwległą flankę, albo na prostopadłe podanie, które całkowicie wybijało z rytmu lechistów. Warto jeszcze wrócić do Kożulja, który w takich przypadkach nadawał rytm rozegraniu na jeden kontakt. 

Dlatego nie sposób nie odnieść wrażenia, że trener Runjaic równie dobrze mógłby zorganizować kurs cierpliwości. To ona znajduje się na szczycie piramidy priorytetów Pogoni, jej podporządkowana jest gra i właśnie z niej wynika dobra współpraca pomiędzy poszczególnymi strefami. 

tekst: Aleksandra Sieczka / źródło: 2x45.info

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: Aleksandra Sieczka/2x45.info
Wyświetleń: 5899

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...