Aktualności

Nie samą Pogonią człowiek żyje. Tak się złożyło, że poraz pierwszy w życiu wychyliłem nos poza piłkarskie granice naszego kraju. Do tej pory, oglądając naszą rodzimą łupankę, zadawałem sobie wiele pytań. Jak to jest, że gwiazdy tej ligi odchodzą za granicę za grosze? Jaka jest tak naprawdę różnica między polskimi, a powiedzmy niemieckimi klubami? Dlaczego tam podczas meczów nawet drugoligowych zespołów zasiadają pełne trybuny? Z perspektywy telewizji ciężko jest wyłapać róznice. Dopiero przegląd całego boiska daje odpowiedź. Ja te odpowiedzi uzyskałem.


Mówię o meczu Ligi Europy pomiędzy VFL Wolsburg a Evertonem FC. Znacie przebój Stinga "Englishman in New York"? W tym przypadku "Englishmanem" byłem ja, absolutnie nie fani z Liverpoolu. Podchodząc pod Volkswagen-Arenę miałem niemały dylemat, czy odpalić jeszcze papierosa, czy już nie wypada. Długo na odpowiedź nie czekałem. Wystarczyło zbliżyć się pod, bardzo ładny, obiekt Wolfsburga. Gromady kibiców angielskich dopijających ostatnie łyki niemieckiego Beksa, wyśpiewujące melodyjne przyśpiewki swojego klubu, wymieszane z niemiecką młodzieżą kulturalnie rozlewającą sobie 0.5l czystej... 100 metrów od wejścia na stadion. Kosmos. Ale co tam, widok przeszukiwanych przez stewardów kibiców, którzy przed samą bramką jeszcze trzymają puszki z piwem to jakieś science-fiction. Wyobrażacie sobie taką sytuację w Polsce?


Kiedy już trafiłem na sektor kolejny raz musiałem przetrzeć oczy: ponad 5 tysięcy kibiców Evertonu podczas meczu wyjazdowego. Chciałbym żeby na Pogoni zawsze było przynajmniej 5 w Szczecinie. A doping... wszystkie przyśpiewki melodyjne, dające kapitalny efekt. Mimo, że nie jestem wielkim fanem Evertonu (choć moja sympatia była po jego stronie w tym meczu) to znając słowa daję sobie rękę uciąć, że nie raz przyłączyłbym się do dopingu. Nie było młynowego, komend "śpiewaj albo wypierdalaj" tylko ogólne dostosowanie się do jakieś małej grupki, która akurat zaintonowała jedną z ulubionych przyśpiewek swojego klubu. Naprawdę, warto wybrać się na mecz angielskiej drużyny, chociażby po to żeby to zobaczyć. Kibice Wolfsburga to zdecydowanie "polski model kibicowania". Nawet niektóre przyśpiewki były identyczne jak te z naszych boisk (przynajmniej jeśli chodzi o melodię, słów nie zrozumiałem), ale w dużo gorszej odsłonie. Młyn złożony był z mniej więcej tylu osób co zazwyczaj warszawskiej Legii, jednak stać ich było na pojedyncze zrywy a czynnie dopingowała tylko mała grupka na wysokości bramki. Bez porównania z fanami EFC.


Rozpocząłem od rozważań na tematy czysto piłkarskie. Mam chyba dobre porównanie. Zastanawialiście się kiedyś, podczas grania (to wielkie słowo) polskimi zespołami w FIFĘ, dlaczego są takie beznadziejne? Dlaczego nie można wykonać trzech prostych podań bez straty piłki? Przecież to musi być przerysowanie, na pewno polscy kopacze nie są tacy słabi. Ja po czwartku zwracam honor twórcom z EA Games. Doskonale wyczuwam teraz różnicę. Jedna sytuacja: Piłkarz Wolfsburga doskonale dośrodkowuje piłkę, na trybunach lekkie podniecenie, oczekiwanie na zamknięcie akcji, a tu lewy obrońca Evertonu, młody chłopak, który tak naprawdę dopiero uczy się rzemiosła - Garbutt, skleja sobie piłkę w powietrzu i wyprowadza akcję. Gdyby taki przykładowy Matynia zdołał chociażby wybić w tej sytuacji na rożny to reszta zawodników z aprobatą poklepałaby go po plecach i pogratulowała udanej interwencji.

Przypominam też, że nie są to drużyny ze ścisłego, europejskiego topu. Jednak nazwiska typu: Mirallas, Eto"o, McGeady, Lukaku (za którego Everton mógłby pewnie kupić Legię, a i wystarczyłoby jeszcze na Pogoń) czy po drugiej stronie Bendtner, Olić, De Bruyne robią wrażenie.


Jeżeli nie byliście na podobnym meczu to gorąco polecam. To nie jest piłka nożna... albo inaczej, to co w Polsce nazywane jest piłką nożną to tylko marna kopia, nie mająca w żadnym aspekcie porównania do tego co widziałem w czwartek. Przeciętny polski piłkarz ligowy może dorównać takiemu niemieckiemu tylko w jednym aspekcie - biegu... oczywiście bez piłki.


I pewnie wielu z Was stwierdzi, że to żadne odkrycie, wystarczy włączyć telewizor. Uwierzcie, nie wystarczy. Największe wrażenie robią Ci zawodnicy poza obiektywem kamery... ustawieniem, dokładnością w realizowaniu taktyki i szybkością z jaką podejmują decyzje. Słuchając przykładowego Szpakowskiego trudno jest wyłapać takie szczególiki.

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Patryk Baliński
Żródło: własne
Wyświetleń: 2568

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...