- Tego klubu, tego miasta, tych kibiców, którzy przychodzili na stadion w liczbie 25-30 tysięcy - tego człowiek nigdy nie zapomni. Zawsze ten klub i miasto zostanie w moim sercu - mówił Marek Leśniak, który był naszym drugim gościem w ostatniej audycji #PogońFM. Poniżej fragment rozmowy, oraz możliwość odsłuchu całości.
Dzień dobry Panie Marku!
- Kłaniam się i pozdrawiam wszystkich sympatyków Pogoni Szczecin!
Co u Pana obecnie słychać i jak żyje Pan w tych ciężkich, pandemicznych czasach?
- Żyję tak, jak 90% ludzi w Polsce, czy w Niemczech w których mieszkam. Trzeba sobie jednak jakoś dawać radę. Wiele sklepów pozamykanych, ale chociaż człowiek nie wydaje pieniędzy! <śmiech>
Działa Pan jeszcze przy piłce, czy to już zeszło na dalszy plan?
- To już zeszło na dalszy plan. Człowiek ma już 57 lat. Można oglądać piłkę w telewizji i powspominać stare czasy. Od lipca będę prowadził jeszcze jeden zespół juniorów U18, który gra w drugiej lidze juniorów. To chyba będzie zakończenie mojej kariery trenerskiej. To dobry zespół, poprowadzę go rok lub dwa i to będzie koniec z piłką.
Przed karierą trenerską, była ta piłkarska, bardzo bogata. Jak wspomina Pan czas rozwoju w Pogoni?
- Powoli się to wszystko w pamięci zaciera. To było już 30 lat temu, gdy zaczynałem. Najpierw w Pomorzaninie Nowogard, a później w Pogoni. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Jestem w Szczecinie co roku, raz lub dwa. Tego klubu, tego miasta, tych kibiców, którzy przychodzili na stadion w liczbie 25-30 tysięcy - tego człowiek nigdy nie zapomni. Zawsze ten klub i miasto zostanie w moim sercu.
Utrzymuje Pan kontakt z piłkarzami z którymi grał Pan w latach 80?
- Minęło bardzo dużo czasu. Kiedyś utrzymywałem kontakt ze Świętej Pamięci Markiem Ostrowskim. Miałem kontakt z Adamem Kensym, czy Januszem Makowskim. Jednak czas leci i to wszystko się zaciera. Człowiek ma rodzinę i inne obowiązki. Może gdybyśmy mieszkali bliżej, spotykalibyśmy się na stadionie w Szczecinie. Teraz jesteśmy rozrzuceni. Adam Kensy i Janusz Makowski kiedyś mnie odwiedzili, ale to było dawno temu. Kiedyś miałem też kontakt z Mariuszem Kurasem gdy był trenerem, ale teraz już nie.
Trenował Pan w Pogoni w czasach w które ciężko uwierzyć młodszym kibicom. Byliście wtedy Królami Szczecina?
- Na stadionie siedziało po 25-30 tysięcy ludzi. Kibice siedzieli na bieżni, na jupiterach. Może nie byliśmy królami, bo ja miałem wtedy 17-18 lat. Byłem pupilem młodzieży w Szczecinie. Kolegowałem się z kibicami z Młyna, z sektora na wysokiej trybunie. Prawie wszystkich ich znałem. Poruszałem się w Szczecinie jak po swoim własnym mieszkaniu. Wszyscy mnie znali, człowiek był rozpoznawalny. Każdy piłkarz był wtedy na oczach mieszkańców Szczecina, ale nie tylko, bo wielu kibiców przyjeżdżało z Nowogardu, Gryfic, Kamienia Pomorskiego i innych miejscowości z regionu. Były to fajne czasy i było trochę inaczej niż dzisiaj.
Jak powstał pseudonim "Valdano"?
- Mistrzostwa Świata w 86 w Meksyku, gdzie ten prawy pomocnik szalał razem z Maradoną w reprezentacji Argentyny. Już nie pamiętam kto, czy Kaziu Sokołowski czy ja, ale na treningu padło zdanie, że strzeliłem bramkę jak Valdano i od tamtej pory ta ksywa została. Pamiętam, że na płotach stadionu wisiały flagi w barwach Pogoni z napisem Valdano. Z tego bardzo się cieszyłem i do tej pory jestem dumny. Wszyscy byliśmy lubiani, ale niewielu piłkarzy wtedy i później miała taki status jak ja.
SoundCloud
YouTube
Spotify
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...