23 września 2017 roku. Zapamiętajcie proszę tę datę, bo stała się rzecz naprawdę niezwykła. Bramkę w oficjalnym meczu po czasie, który nawet trudno zliczyć strzelił napastnik Pogoni Szczecin – Łukasz Zwoliński. Tak. Dobrze przeczytaliście.
Koniec szyderstw, śmiesznych memów i wypominania. Od teraz Łukasz może chodzić z głową w górze, bo ta przeklęta seria się skończyła. 31 spotkań, ponad rok czekania, gra w dwóch klubach, ale w końcu Zwolińskiemu udało się pokonać bramkarza w Ekstraklasie. I to nie swojego!
Pogoń ostatecznie przegrała, ale czy na miejscu jest, aby teraz o tym mówić? Taki cud zdarza się bardzo rzadko, a porównać go można do niepełnosprawnego wstającego z wózka. Ostatnio w mediach głośno o końcu świata, więc może faktycznie jest coś na rzeczy…
Brawa też dla zarządu, Macieja Stolarczyka oraz Jarosława Mroczka. Oni wierzyli w niego najbardziej, kiedy inni już spisali go na straty. Wydawać się może, że zwątpił w niego nawet Maciej Skorża, bo wolał wystawić od początku innego obciążonego klątwą Marcina Listkowskiego.
Uwaga!
Dla lepszego doświadczenia użytkowników komentarze są początkowo niewidoczne. Kliknij „Zobacz komentarze", aby je pokazać i dołączyć do rozmowy.