– Mieszkaliśmy z trenerem w tym samym hotelu, na jednym piętrze. Potrafił w środku nocy zapukać do moich drzwi, bo szukał kogoś do brydża. Któryś z kompanów akurat już zasnął przy stoliku, więc trzeba było młodego wołać. W ten sposób u Leszka Jezierskiego w Pogoni Szczecin nauczyłem się grać nie tylko w piłkę, ale też w karty – uśmiecha się Jacek Cyzio, strzelec pamiętnego gola dającego prowadzenie Legii w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów z Manchesterem United.
Do Pogoni Jacek Cyzio przeniósł się ze spadającej do III ligi Cracovii jako siedemnastolatek. Mógł znaleźć sobie klub znacznie bliżej rodzinnego domu, ale wymyślił sobie, że właśnie w Szczecinie będzie mu najlepiej.
– Wcześniej mocno naciskała Wisła Kraków. Przyjechał do naszego domu Mieczysław Gracz, legendarny piłkarz Wisły. Kiedyś był trenerem Górnika Libiąż, gdzie zresztą później ja uczyłem się grać w piłkę. W Libiążu Gracz poznał mojego tatę, który był kierownikiem drużyny. Mieli ze sobą dobry kontakt, pamiętam, że od pana Mieczysława dostałem nawet rower na komunię, taką czerwoną kolarzówkę, przytachał ją pociągiem z Krakowa. Więc po latach pan Mieczysław został wykorzystany jako specjalny wysłannik Wisły na rozmowę z mamą i z tatą. Oni dyskutowali o mojej przyszłości, a ja siedziałem w drugim pokoju i z przejęciem podsłuchiwałem. Nazajutrz przyjechali jednak panowie z Pogoni Szczecin i też zaczęło się namawianie. Byli bardziej przekonujący. Ustaliłem z rodzicami, że pójdę do Pogoni, choć niewiele o niej wiedziałem. Dopiero później na własnej skórze przekonałem się, kto to jest „Napoleon” Leszek Jezierski – przyznaje.
„Młody, gdzie ty łaziłeś?”
Trener Jezierski znał się na swoim fachu, ale w relacjach z piłkarzami był dosyć szorstki. – Zaistniałem przy nim w ligowej piłce, lecz tyle co się od niego nasłuchałem, to głowa mała. Trzeba było mieć mocną psychikę, żeby wytrzymać. Jeżeli coś młodemu nie udało się na treningu, to nie powiem, że był przez Napoleona aż gnębiony, lecz krzyki i wyzwiska pojawiały się takie, że uszy więdły. Starzy też obrywali, tylko że oni się nie przejmowali. Stary klnącemu trenerowi coś odpyskował, czasem nawet się ostro pokłócili, a za chwilę już się poklepywali. No a młody brał wszystko do siebie, trener na niego wrzeszczał, to się przejmował. Nie każdy umiał przetrwać. Ja przetrwałem, bo nigdy nie traciłem wiary, że potrafię grać w piłkę – tłumaczy Cyzio, któremu nie brakowało czasu, by do charakteru Jezierskiego choć trochę przywyknąć.
– Miałem go na karku non stop, bo mieszkaliśmy w tym samym hotelu, na jednym piętrze, jego pokój był naprzeciwko mojego, dzieliły nas wąski korytarz. Potrafił w środku nocy zapukać do moich drzwi, bo szukał kogoś do brydża. Któryś z kompanów akurat już zasnął przy stoliku, więc trzeba było młodego wołać. W ten sposób u Jezierskiego nauczyłem się grać nie tylko w piłkę, ale też w karty – zwraca uwagę Cyzio.
Mieszkanie po sąsiedzku z Napoleonem miało jeszcze poważniejszy skutek uboczny. – Czasem wyszedłem spotkać się ze znajomymi i zdarzało mi się wrócić trochę później niż o dziesiątej wieczorem. Nazajutrz Jezierski pierwsze słowa w szatni kierował do mnie, a robił to w takim stylu, że można się było przestraszyć: „Młody, gdzie ty wczoraj w nocy łaziłeś?! Dlaczego tak późno wróciłeś? Przyjechałeś tutaj w piłkę grać a nie zwiedzać miasto, ty taki owaki!”...
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...