Pogoń nieprzypadkowo walczy o podium. Władze wyciągają wnioski z pomyłek i klub notuje stały progres - czytamy w dzisiejszym "Przeglądzie Sportowym".
Jednymi z najbardziej charakterystycznych punktów Szczecina są XIX-wieczne żeliwne pompy uliczne z wylewami wody w kształcie smoczych łbów. Ostało się ich blisko 30, więc można zażartować, że z chłodzeniem głów gorących od mistrzostwa jesieni Pogoni nie powinno być problemów nawet na chodnikach. Ale na dowcipach trzeba by skończyć, bo euforia nie ogarnęła ani nauczonych doświadczeniem kibiców, ani nikogo w klubie. Tak naprawdę ważniejsze od pozycji w tabeli jest siedem punktów przewagi Portowców nad czwartym miejscem, ponieważ podium jest znacznie bardziej realnym celem, a właśnie awans do europejskich pucharów stanowi kolejny krok w rozwoju Granatowo-Bordowych.
Musiało zaboleć
Tych kroków było już wiele, w końcu prezes Jarosław Mroczek kilka dni temu świętował dekadę rządów, a szef pionu sportowego Dariusz Adamczuk działa w klubie od dobrych 14 lat, od reaktywacji Pogoni po krachu projektu Antoniego Ptaka w 2007 roku. Wicemistrz olimpijski z Barcelony wciąż pamięta, jak w urzędzie miasta rozmawiali o powołaniu spółki, która miała wystartować w IV lidze. Ba! Co więcej, nie zapomniał pierwszego wyjazdowego spotkania B-klasowej Pogoni Nowej (powołanej do życia w czasach brazylijskiej ekipy Ptaka), kiedy fani płynęli Odrą na wynajętych promach. Tak to się wszystko zaczęło. Droga do pierwszej pozycji w tabeli była długa, kręta i dowodzący Portowcami wielokrotnie gubili rytm. Każdy upadek był nauczką i nie byłoby marzeń o eliminacjach Ligi Konferencji Europy, gdyby nie te najbardziej dotkliwe.
Oczywiście najboleśniejszym była niespełna pięciomiesięczna współpraca z Maciejem Skorżą. Utytułowany trener rozbudził wyobraźnię kibiców i szefostwa, miał wepchnąć drużynę na wyższy poziom, tymczasem niewiele brakowało, by zepchnął ją do I-ligowego piekła. W tamtym czasie działacze zrozumieli, jak ważna w dzisiejszym futbolu jest komunikacja. Ot, jedna scenka. Na jednej części boiska zawodnicy przewidziani do podstawowego składu ćwiczyli stałe fragmenty, a na drugiej stali sami sobie pozostawieni rezerwowi. Czas mijał, a nimi nikt się nie interesował, więc w końcu stoper Jarosław Fojut założył rękawice bramkarskie i bronił uderzenia kolegów. W ten sposób nie buduje się poczucia jedności w zespole, prawda?
A takich sytuacji można by przywołać więcej i gdyby nie one, władze pewnie nie zaryzykowałyby i nie zatrudniły Kosty Runjaica. Naturalnie szkoleniowiec nie jest ideałem. Bywa uparty, czasem może nawet humorzasty, nie boi się pokazywać, kiedy coś układa się nie po jego myśli, jednak po ponad trzech latach w Szczecinie ciągle umie się dogadać z otoczeniem. Niemiec potrafi wykorzystać to, że Pogoń nie jest klubem-korporacją i faktycznie wewnątrz panuje rodzinna atmosfera. Jedni są bardziej zadowoleni, inni mniej, ale generalnie ciągną wózek w tym samym kierunku. Portowcy ciągle bardziej przypominają familijne przedsiębiorstwo niż wielką firmę, w której brak miejsca na emocje.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...