- Tak naprawdę z tą decyzją nosiłam się dobrych kilka miesięcy. Kiedyś ten czas musiał nadejść. Nie ukrywam, że ostatni sezon mocno wycisnął ze mnie zarówno energię fizyczną, jak i psychiczną. Mam poczucie, że całą moc, którą miałam, włożyłam w zdobycie mistrzostwa Polski - mówi Emilia Zdunek w rozmowie z portalem Łączy Nas Piłka.
Zaskoczyłaś zakończeniem kariery. Dlaczego zdecydowałaś się na ten krok właśnie teraz?
Tak naprawdę z tą decyzją nosiłam się dobrych kilka miesięcy. Kiedyś ten czas musiał nadejść. Nie ukrywam, że ostatni sezon mocno wycisnął ze mnie zarówno energię fizyczną, jak i psychiczną. Mam poczucie, że całą moc, którą miałam, włożyłam w zdobycie mistrzostwa Polski. Zrealizowałam cel, z którym przyszłam do Pogoni. Po trzech latach wróciłam do reprezentacji, ale wiedziałam, jaka jest moja rola w niej, że nie mogę spodziewać się bardziej istotnej. Mam już 32 lata i pomyślałam sobie, że to moment na to, by powiedzieć „pas”. Miał on nadejść w czerwcu, ale po długich rozmowach z prezesem, bliskimi, moja ambicja i chęć rywalizacji w Lidze Mistrzyń wzięła górę. Przedłużyłam więc ten piłkarski byt o pół roku. Trudno mi więc odpowiedzieć na pytanie, dlaczego. To nie był jeden powód, a wiele. Kocham piłkę nożna i wiem, że nigdy nie byłoby dla mnie odpowiedniego czasu by zakończyć ten etap, więc szukałam jak najmniej bolesnego momentu.
Wymieniłaś sporo powodów. Zastanawiam się, czy nic nie trzyma cię już przy piłce? Brakuje tej iskry?
Mam taką wadę, a może zaletę - zależy, z której strony na to spojrzeć - że jestem perfekcjonistką. Czuję, że w piłce dałam z siebie wszystko, a jeśli nie mogę dać więcej, trudno mi będzie dać cokolwiek. To miało duży wpływ. Bardzo doceniam fakt, że po raz trzeci zdobyłam mistrzostwo kraju, wróciłam do reprezentacji, ale wiem, że nic więcej w piłce już nie osiągnę. W poprzednim sezonie doszłam do tego szczytu, przez wielu byłam uznawana za najlepszą piłkarkę ligi, a jedyną skazą jest brak zwycięstwa w Pucharze Polski. Cieszę się więc, że odchodzę w takim stylu, a nie z powodu np. spadku formy czy kontuzji. Nie chciałam do tego dopuścić. Chcę odejść na swoich zasadach. Chciałam, by pamiętano mnie jako solidną piłkarkę.
A propos perfekcjonizmu, czytałam ostatnio tekst na portalu Weszło na temat stresu, depresji wśród sportowców. Jego częścią była rozmowa z psychologiem sportowym, który przyznał, że z jednej strony perfekcjonizm pomaga w osiąganiu celów, a z drugiej w wielu kwestiach utrudnia życie. Jak było w twoim przypadku?
Właśnie dlatego powiedziałam wcześniej, że to albo wada albo zaleta. Perfekcjonizm to taki demon, który kryje się za czymś, co wybrzmiewa pozytywnie. Są dwie strony medalu. Z jednej to, że zawsze chciałam robić wszystko na sto procent zaprowadziło mnie wiele razy na szczyt, ale też wielokrotnie przez to płakałam, było mi ciężko, a sytuacje, które z boku nie wyglądały na poważne, przynosiły mi negatywne emocje. Przez perfekcjonizm wiele razy traciłam mnóstwo energii na rzeczy, na które nie miałam wpływu. Przez to, że chciałam wszystko zrobić idealnie, a innych mierzyłam swoją miarą, skutek był zupełnie odwrotny. Wiem jednak, że gdyby nie perfekcjonizm, nie osiągnęłabym tyle, ile osiągnęłam.
Kto jako pierwszy dowiedział się o twojej decyzji o zakończeniu kariery?
Wbrew pozorom nie była to rodzina. Jej najtrudniej było mi o tym powiedzieć. Pierwszymi osobami byli prezes, moi przyjaciele, trener, a najbliżsi dowiedzieli się niedługo przed tym, jak wiadomość ujrzała światło dzienne. Odwlekałam to, bo wiem, że dla nich było to tak samo trudne jak dla mnie. Oczywiście zrozumieli moją decyzję, choć chcieliby, bym została na boisku jak najdłużej.
Drużyna też od razu zrozumiała?
Myślę, że było jej łatwiej. Dziewczyny widziały mnie na co dzień, widziały, że czasami miałam trudne momenty. W poprzednim sezonie miałam dość poważne problemy z kolanem, które ciągnęły się przez całą rundę. Czasami było tak, że nie trenowałam cztery dni, wchodziłam na boisko na trening przedmeczowy i dzień później grałam mecz. O takich rzeczach nie mówi się publicznie, a dziewczyny widziały to codziennie. Gdy usłyszały, że kończę karierę, widziałam, że wielu z nich jest przykro, że są w szoku. Z tyłu głowy pewnie mają do mnie lekki żal, że robię to w połowie sezonu, ale myślę, że rozumieją sytuację i że to akceptują.
Na filmiku pożegnalnym widać było, że trudno było ci utrzymać emocje, teraz też są one silne. Co natomiast czułaś schodząc z boiska po ostatnim ligowym meczu z AP ORLEN Gdańsk?
Na pewno dużo emocji było we mnie przed samym spotkaniem. Wiem jednak, że czułabym się zupełnie inaczej, gdybyśmy nie miały do rozegrania jeszcze meczu pucharowego. W Gdańsku miałam w głowie, że jest to przedsmak tego, co czeka mnie w Olsztynie. Ten wyjazd i spotkanie ze Stomilankami będzie z pewnością zdecydowanie bardziej emocjonalny niż ten z AP ORLEN. Aczkolwiek szpaler, który zrobiły mi obie drużyny, był trudnym przeżyciem, ale też na pewno bardzo miłym gestem.
Jedną z zawodniczek, które żegnały cię w Gdańsku, a z którymi w trakcie kariery spędziłaś dużo czasu, była Jolanta Siwińska. Ona też kilka lat temu zdecydowała się na zakończenie, a właściwie zawieszenie przygody z piłką. U ciebie też tli się opcja powrotu czy jest to definitywne rozstanie?
Z Jolą tak naprawdę stawiałam pierwsze kroki piłkarskie. Poznałyśmy się, gdy miałam dwanaście lat, a ona trzynaście. Przez wiele lat grałyśmy razem. Jola w tym ostatnim meczu zagrała jako kapitan swojej drużyny, co było bardzo miłym gestem ze strony jej oraz klubu z Gdańska. Co do powrotu… na razie chcę się skupić na ostatnim meczu. Mam różne pomysły i chcę zacząć budować nową karierę poza boiskiem. Zamierzam skierować na to całą swoją energię. Czy wyjdzie mi tak samo dobrze jak w roli piłkarki? Porozmawiamy za dwadzieścia lat i zobaczymy (uśmiech).
Nie sądzisz, że Pogoń będzie bez ciebie cierpieć na boisku?
Wychodzę z założenia, że nie ma osób niezastąpionych. Oczywiście w drużynie nie mamy takiej zawodniczki, chociażby z takim doświadczeniem jak ja. Jest jednak wiele dziewczyn, które bardzo chętnie i z pełną odwagą wskoczą na moje miejsce i spróbują zrobić wszystko, co w ich mocy, by mnie zastąpić. Być może dzięki temu, że nie będzie w drużynie osoby „narzucającej” przywództwo, odpowiedzialność za grę weźmie na siebie kilka zawodniczek. Liczę na to, że wyjdą z cienia i za pół roku nikt nie będzie mówił, że bez Zdunek Pogoni nie idzie, a że kilka piłkarek prowadzi ją do tytułów.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...