Aktualności

- Teraz rekompensuję rodzicom to, co dla mnie poświęcili. Jestem im bardzo wdzięczny. Nie przelewało się w domu, ale zawsze miałem wszystko, czego potrzebowałem - mówi w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" Dariusz Formella. Kilka fragmentów i link do całej rozmowy znajdziecie poniżej.


Jak pan trafił do Rumi na Janowo?

- Tata był żołnierzem i kiedy miałem sześć lat, dostał mieszkanie w Rumi w jednym z trzech wojskowych wieżowców. Mieliśmy fajne boisko przed blokiem. Piaskowe, jedna bramka stała, drugą musieliśmy sami organizować, z kamieni albo plecaków. Z jednej strony był parking, z drugiej krzaki, ale mniej więcej po trzech latach je zburzyli i zaczęli budować kolejne budynki, miasto się rozrastało. Potem graliśmy na betonowym korcie do tenisa. Trzech na trzech, czterech na czterech. Za słupki służyły pręty, które trzymały ogrodzenie.

Tam się wszystko zaczęło?

- 80 procent dzieciństwa spędziłem na tym tenisowym boisku. Kiedy byłem wypożyczony do Arki, często tamtędy przechodziłem. Przez głowę przewijało się mnóstwo wspomnień. Raz, że byłem najmłodszy, dwa – mieszkałem w bloku najdalej położonym od boiska, więc po drodze wszystkich zgarniałem. Dzwoniło się domofonem i zbierało ekipę.

Tata wojskowy pilnował dyscypliny?

- Bardziej mama. Jak szła na popołudniową zmianę na pocztę, wiedziałem, że mogę sobie odpuścić odrabianie prac domowych, bo tata nie będzie tak uważnie tego sprawdzał.

Mama budziła respekt?

- Oczywiście. Ale mimo to zdarzało mi się podebrać jej kilka monet z portfela...

Jak to?

- Kiedy grałem w Arce, trzy razy w tygodniu mieliśmy dwa treningi dziennie. Pierwszy o 8, potem szkoła do 15.20 i drugi o 19. Rano mama dawała mi siedem złotych, ale trudno było za to przeżyć do wieczora, więc zaglądało się do portfela po jakieś dwa złote. Brak pięciu już by zauważyła. Bałem się cholernie, ręka mi się niesamowicie trzęsła.

Został pan przyłapany?

- Nie, przyznałem się dopiero jako dorosły. Teraz rekompensuję rodzicom to, co dla mnie poświęcili. Jestem im bardzo wdzięczny. Nie przelewało się w domu, ale zawsze miałem wszystko, czego potrzebowałem. Nigdy nie odmówili mi albo siostrze wyjazdu na obóz, a w juniorach to wydatek rzędu 700 czy 800 złotych. Nawet brali kredyty, żebyśmy tylko mogli pojechać. Myślę, że to najtrudniejszy moment w karierze. Jak już się przebijesz, to potem jest łatwiej.

CAŁĄ ROZMOWĘ PRZECZYTASZ TUTAJ!

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: Przegląd Sportowy
Wyświetleń: 7561

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...