Jens Gustafsson udzielił obszernego wywiadu dla portalu goal.pl. W rozmowie z Przemysławem Langierem poruszone zostały tematy bieżące, ale i te dotyczące przeszłości i przyszłości. Kilka fragmentów i link do całej rozmowy znajdziecie poniżej.
Rozmawiamy na pięć kolejek przed końcem ligi. Pogoń jest trzecia z bardzo małymi szansami na wypadnięcie poza miejsce dające grę w europejskich pucharach. Gdyby pan powiedział, że to był dobry sezon, to by się pan wybronił.
Ale tak nie powiem, bo ostateczna ocena będzie zależna od tego, jak skończymy. Nie możemy analizować tego sezonu na pięć meczów przed końcem, bo wciąż może się dużo stać. Na dziś nie stwierdzę, że był to zły sezon, ale też nie powiem, że dobry. Jedyne, co mogę powiedzieć, że proces… nie, nie proces… że podróż, którą odbyliśmy – jako drużyna i jako klub – odbywa się po właściwej ścieżce. Co do pana stwierdzenia, może pan do mnie z nim wrócić po ostatnim meczu. Teraz jest zbyt wcześnie.
To spytam inaczej – jak pan oceni ten czas, który już za panem? Są rzeczy, których nie udało się zrealizować, mimo że plan zakładał inaczej?
To chyba zbyt duże uproszczenie. W piłce zawsze masz jakiś plan, ale przecież to wszystko ewoluuje. Tak jak w podróży – w zależności od okoliczności plan może się zmieniać i musisz nawigować na bieżąco. Dopiero wtedy okazuje się, czy musisz się do początkowego planu przykleić. Ale żeby odpowiedzieć: po tych kilku miesiącach pracy w Szczecinie wciąż są rzeczy, które wymagają poprawy, ale ciągle nad tym pracujemy. W zimie wzmocniliśmy skład, co – jak widzimy – było bardzo ważnym elementem dla realizacji planu.
Czemu nie używa pan tak modnego słowa wśród trenerów “proces”? Tylko mówi o podróży.
Bo jest używane bardzo często. Podróż brzmi lepiej.
Gdyby miał pan wskazać jedną rzecz, która poszła dobrze, a która źle…
Ta runda od lata do zimy… Ona nie była łatwa i mogę powiedzieć, że trochę rozczarowująca. Drużyna musiała mnie poznać, ja musiałem poznać drużynę. Z klubem też uczyliśmy się siebie nawzajem. Było zbyt dużo wzlotów i upadków, ale z drugiej strony uważam, że to był niezbędny czas, by wszystko wreszcie się zazębiło. Zwłaszcza, że poprzedni trener był w klubie przez bardzo długi czas. Pierwsza runda była czasem, w którym trzeba było utworzyć nowe relacje i zbudować odmienną dynamikę, do tej, którą wszyscy znali. Podczas tej części podróży nie byłem zadowolony z wszystkich występów. Natomiast wielkim plusem jest cała runda rewanżowa. Podkreślam – cała. Gramy piłkę, z której jestem dumny. Widziałem ogromny rozwój poszczególnych zawodników. Dumą napawa mnie też to, jak piłkarze chłoną moją wizję gry. Jestem zadowolony z tego, co dzieje się dzień po dniu. Dosłownie każdy piłkarz chce jutro chce być lepszym zawodnikiem niż jest dziś.
Gdy przygotowywałem się do naszej rozmowy, wiele czytałem na pana temat i jedna rzecz wydała mi się szczególnie ciekawa. Pańskie podejście do psychologii. W przeszłości potrafił pan podczas wspólnej wspinaczki górskiej wraz z drużyną zostawić z tyłu piłkarzy, którzy wracali po kontuzji, by pokazać im, że nie są jeszcze gotowi na powrót do pierwszego składu. Ciekawi mnie, jakie tego typu historie powstały w Pogoni.
Mógłbym jakieś opowiedzieć, ale wolałbym, by zostało to między mną, a zawodnikami. Obawiam się, że opowiedzenie o nich sprawiłoby, że stracą moc. A na moje oko działają, bo mentalność piłkarzy staje się coraz lepsza. Jej budowanie odbywa się w 90 proc. na indywidualnych rozmowach i 10 proc. rozmów drużynowych. To jest rzecz, do której przywiązuję wielką wagę. To mózg daje siłę mięśniom.
Miał pan kiedyś przekonanie, że wygrał któryś mecz nie taktyką, nie umiejętnościami zawodników, tylko wpływem na psychologię w kluczowym momencie spotkania?
Nie, bo nie da się wygrać meczu tylko jednym elementem. Mentalność jest bardzo ważną częścią, ale niewiele da, jeśli nie dołoży się do niej poświęcenia, chęci pracy dla zespołu, umiejętności i dobrego przygotowania taktycznego. Czasem istotne są takie rzeczy, jak nastrój zawodnika. Moim zadaniem jest znalezienie balansu między tymi sprawami. No i jest jeszcze jedna sprawa, która pomaga – wsparcie kibiców.
O kibicach jeszcze porozmawiamy w innym wątku, ale wielu z nich pod moją informacją na Twitterze, że umówiliśmy się na wywiad, prosiło, bym spytał pana o to, jak Pogoń będzie wyglądać w nowym sezonie. Które pozycje muszą zostać wzmocnione oraz kto odejdzie z zespołu.
Wolałbym, by skierował pan to pytanie do dyrektorów. Natomiast mogę odpowiedzieć na pytanie, jak będziemy wyglądać w następnym sezonie. Wierzę w drogę, którą obraliśmy i na pewno z niej nie zejdziemy. Będziemy pod tym względem lepsi i lepsi. Pyta mnie pan o transfery, a ja odpowiem, że z nimi jest trochę tak, jak z tym, o czym opowiadałem wcześniej – podziałem na kwestie mentalne i pozostałe. Najlepsze transfery, jakie możemy zrobić to te, jakie robimy na boisku treningowym. Rozwijamy zawodników, którzy tu są. Jeśli to okaże się za mało, możemy zrobić transfery, by wzmocnić drużynę, ale trzeba zdać sobie sprawę, że transfery często potrzebują czasu. Jest bardzo niewiele transferów, które kończą się błyskawicznym wejściem w drużynę i podniesieniem jej jakości z marszu. Nie sądzę, że Pogoń stanie się lepszą drużyną przez nagłe pozyskanie wielu zawodników. Dlatego dla mnie najważniejsze, co mogę robić, to dbanie o piłkarzy, których mam tu i teraz. Mogę podać jeden przykład: zimą sprzedaliśmy Jeana Carlosa do Rakowa Częstochowa. Carlos to świetny zawodnik i wspaniały człowiek, który miał bardzo dobre wejście do nowego klubu. Przed sezonem kontuzję leczył “Kuchy” (Michał Kucharczyk – przyp. red.), który do dziś nie wydobrzał, co jest oczywiście smutne. Ale to wszystko sprawiło, że inny zawodnik poczuł swoją szansę i ją wykorzystał i mam na myśli Marcela Wędrychowskiego. Pracował od lata na tyle mocno, że w tej rundzie wskoczył do składu. Marcel miałby dużo trudniej o regularną grę gdyby piłkarze z jego pozycji byli zdrowi lub ciągle w klubie. A dziś mogę mówić, że budując go, dokonaliśmy świetnego transferu. Wierzyliśmy w niego, zawsze lubiliśmy jako człowieka. Dla mnie ta historia niewiele się różni od kupienia nowego piłkarza z tą różnicą, że mieliśmy go już wcześniej w kadrze.
(...)
Konsekwencją porażek i braku podejścia do kibiców był transparent z hasłem „bilet w jedną stronę”, na którym wypisano kilka nazwisk, w tym pańskie. Uderzyło to w pana?
Nie. Kibice mieli prawo być rozczarowani. Przegraliśmy w końcu dwa mecze, w których fani na trybunach dali z siebie wszystko i oczekiwali lepszych wyników. Natomiast zabolało mnie coś innego. Czułem się fatalnie przed moim sztabem. Oni nie są odpowiedzialni za to, że coś idzie nie tak. Nie oni. Ich nazwiska nie powinny się znaleźć na tym transparencie.
(...)
Na koniec chciałem przytoczyć kilka pytań z Twittera w niezmienionej formie.
Twitter. No trudno (śmiech). Proszę pytać.
Jakie są pana cele na kolejny sezon? Otwarta walka o mistrzostwo, czy kolejne trzecie miejsce w sumie będzie w porządku? Jaki wynik w Europie pana usatysfakcjonuje?
Zbyt wcześnie na deklaracje. Na nie zawsze wpływają okoliczności, a dziś nie wiemy, co się wydarzy przed startem następnego sezonu. To pytanie powinno paść nieco później. Dla mnie najważniejsze jest to, by zrobić wszystko, co się da, by być zadowolonym z obecnego sezonu, a to wpłynie na sezon następny.
Co się stało, że w początkowej fazie sezonu próbował opierać grę Pogoni na Kamilu Drygasie, po czym w mało elegancki sposób został on wypchnięty z klubu?
Mało elegancki? Hmm… Przede wszystkim Drygas wszedł w sezon bardzo dobrze. Miał świetny początek, ale jak to w piłce bywa, forma przypomina jazdę w górę i w dół. Ktoś wskoczył w jego miejsce, a po pierwszej rundzie rozmawialiśmy o przyszłości i Kamil – co oczywiste – chciał grać więcej. Wtedy zapadła decyzja o tym, by opuścił Pogoń. Nie zmienia to w ogóle jego historii. Kamil jest piłkarzem, któremu Pogoń wiele zawdzięcza. Zawsze był wzorem pracy. Poznałem go jako inteligentnego zawodnika, z którym odbyłem wiele dyskusji na wysokim poziomie. Cieszę się, że miałem okazję z nim pracować.
Jak dużą uwagę przywiązuje pan do rozpracowania rywala i zmiany planu gry pod niego? Widać, że jest pan trenerem proaktywnym, chcącym dominować każdego przeciwnika, ale mam wrażenie, że przez takie sztywne podejście kilka punktów Pogoni uciekło.
Być może tak było. Ale wolę przegrać, gdy jesteśmy sobą niż zrobić to udając kogoś innego. To dla mnie bardzo ważne. Jeśli zawsze będziemy sobą, na końcu wygramy – nawet jeśli nie w pojedynczym meczu. Co do pierwszej części pytania. Mam zasadę, że w 90 proc. skupiamy się na tym, jak my mamy grać, a w dziesięciu przywiązywać wagę do stylu przeciwnika. Czasem sposób gry rywala wymusza na nas drobne zmiany, i tak było choćby ostatnio ze Stalą Mielec, ale to wciąż detale.
To ostatnie ode mnie. Czy postawiłby pan pieniądze, że Pogoń zagra w fazie grupowej Ligi Konferencji?
Nie, bo generalnie nie obstawiam pieniędzy. Ale wiem, że zrobimy wszystko, by się tam znaleźć. Choć na dziś mnie to nie obchodzi. Dziś interesuje mnie tylko mecz z Piastem Gliwice i kompletnie nic więcej. Wszystko, co dziś robię – treningi, dbanie o atmosferę i tak dalej – podporządkowuję temu jednego meczowi.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...