- To najlepsza szatnia, w jakiej byłem. Coś podobnego czułem w Atromitosie, gdzie też atmosfera była kapitalna, ale w Pogoni… Rodzina. Naprawdę - mówi Efthymios Koulouris w rozmowie z redaktorem Damianem Smykiem dla portalu Goal.pl.
Osiem goli w Ekstraklasie, cztery gole w Lidze Konferencji, gol co około 160 minut. Jesteś usatysfakcjonowany tym swoim dorobkiem?
Jest okej. Nie będę skakał pod sufit, ale generalnie – mogę być zadowolony z tego pierwszego okresu. Generalnie jest tak, że te pierwsze rundy są ciężkie. Wiesz, nie znasz kolegów, dopiero się uczysz ich stylu, musisz przyzwyczaić się do czegoś nowego, kupić pomysł trenera. Więc te dwanaście bramek, które przypadły na ten czas, to całkiem przyzwoity dorobek. Ale jestem głodny kolejnych goli, zawsze stawiam sobie wysokie cele, więc liczę, że w tej drugiej części sezonu przebije ten wynik z pierwszego półrocza.
(...)
Ale gdy wracasz do domu po kolejnym meczu bez bramki…
Wolałbym nie mówić, bo musiałbym przeklinać. Ale ja to w sobie lubię – ten głód. Jest takie zdanie, że “musisz czuć w sobie gola”. Taką pazerność, złość po meczu bez trafienia, chęć udowodnienia czegoś. Poza tym ja też zawsze podchodzę do tego tak, że te szanse przyjdą z czasem.
Zwłaszcza, gdy grasz w takiej Pogoni Szczecin. Gracie bardzo ofensywnie, ale to miecz obosieczny. To największy problem Pogoni, że czasem gracie naiwnie, nie kontrolujecie wyniku, zapominacie o defensywie?
Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym wewnątrz drużyny, teraz też mamy analizy dotyczące tego, o czym wspomniałeś. Musimy to naprawić, to nie podlega dyskusji. Tylko też nie chcę, żeby to tak zabrzmiało, że ja krytykuję teraz chłopaków z obrony, że przez nich tracimy bramki. Analiza straconej bramki zaczyna się już ode mnie. Jak straciliśmy piłkę? Od czego to się zaczęło? Gdzie zawinił pressing? Czasem kibice nie rozumieją tego, jak przebiega taka analiza. Bo najłatwiej znaleźć obrońcę, który miał kryć w danej sytuacji napastnika, wskazać go palcem i powiedzieć “mamy winnego!”. Ale akcję trzeba odwinąć i zadać sobie pytanie – dlaczego ta piłka w ogóle tam dotarła?
To jesienią zbyt często musieliście odpowiadać sobie na to pytanie.
Czasem małe detale decydują o porażce. Nie uważam, by Pogoń była słabą drużyną, przecież widziałeś nasze mecze, to się zgodzisz. Po prostu brakowało tej małej rzeczy, takich szczegółów, które w piłce decydują o tym, czy wygrywasz, czy wracasz bez punktów do domu.
Wszyscy znamy Kamila Grosickiego. Ile razy w ciągu ostatnich miesięcy podchodziłeś do niego i mówiłeś “Grosik, dwa dryblingi mniej, dwa podania więcej i będzie idealnie”?
Posiadanie Kamila w drużynie to przywilej. Nie mówię tylko o jego talencie i umiejętnościach, bo to świetny gracz, każdy to widzi. Ale mówię też o mentalności. On kocha Pogoń, kocha Szczecin. Z czasem zrozumiałem to, ile znaczy dla tego klubu.
Ta szatnia faktycznie jest tak rodzinna, jak każdy mówi o zespole Pogoni?
Szczerze? To najlepsza szatnia, w jakiej byłem. Coś podobnego czułem w Atromitosie, gdzie też atmosfera była kapitalna, ale w Pogoni… Rodzina. Naprawdę. To dla mnie było strasznie ważne, by szybko się tu dobrze poczuć. Gdyby zespół był inny, to pewnie mógłbym mieć większe problemy z aklimatyzacją, a tak przeszło to bezproblemowo.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...