- Kilka zawodniczek odejdzie, od kilku oczekuję chęci potwierdzenia gry w nowym sezonie, ale mamy też poważne plany na wzmocnienia. Uważam, że w przyszłym sezonie możemy być mocniejsi - mówi trener Piotr Łęczyński w rozmowie z Jakubem Lisowskim dla Głosu Szczecińskiego.
Gratulacje. Chyba wszystkich zaskoczył przebieg ostatniej kolejki, a więc to, że udało się Wam odrobić stratę do GKS Katowice i sięgnąć po mistrzostwo Polski...
Dziękuję za gratulację, ale chyba bym się nie zgodził z określeniem, że to się udało. Rozmawialiśmy z zawodniczkami po ostatnim meczu i mówiłem, żeby nie zrzucać wszystkiego na efekt ostatniej kolejki, bo tych punktów zdobyliśmy dużo w sezonie, tyle samo co GKS, ale to dzięki naszej ofensywnej grze, większej liczbie zdobytych bramek to my zostaliśmy mistrzem Polski. Patrząc z boku - ten scenariusz faktycznie był niezwykle ciekawy, my się cieszymy i uznajemy, że zasłużyliśmy na te mistrzostwo. Pamiętamy też o naszym dołku, problemie na wiosnę, ale to cechuje poważne zespoły, a my tak się określamy, bo ostatecznie wyszliśmy z tego dołka i na końcu cieszyliśmy się z ogromnego sukcesu.
Nie umniejszam sukcesu, bo wiem, jak dużo kosztuje to wysiłku i pracy, ale przyznaję się, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Wydawało mi się, że GKS zremisuje w Łodzi, co by mu wystarczyło do obrony tytułu.
Oczywiście braliśmy takie rozwiązanie pod uwagę. Po wcześniejszym meczu z Pogonią Tczew, gdy wiedzieliśmy, co się może wydarzyć w ostatniej serii i co od kogo zależy, postanowiliśmy nie rozmawiać o tym, co będzie w Łodzi. Nie mieliśmy na to wpływu. Nasza wiara przed ostatnią kolejką nie była tak duża, jak w połowie marca, gdy mieliśmy sporą przewagę, ale skupiliśmy się na swoim meczu. Ja i cały sztab bardziej obawialiśmy się tego, by w Bielsku-Białej nie poślizgnąć się, ale i mieliśmy nadzieję, że SMS Łódź zagra dla siebie i zgarnie trzy punkty. Mogę powiedzieć, że w czasie naszego meczu ja nie znałem wyniku z Łodzi, dowiedziałem się o nim po zakończeniu naszego spotkania.
Trenerze, nie wierzę, że nie dostawał Pan informacji, co się dzieje w meczu GKS.
Nie. O wyniku spotkania w Łodzi jako pierwszy powiedział mi trener Rekordu, gdy gratulował mi zwycięstwa. Zapytał, czy mamy schłodzone szampany. Pomyślałem, że sobie żartuje, ale upewnił mnie, że w Łodzi SMS prowadzi i zaraz będzie coś ciekawego. Oczywiście w czasie naszego spotkania moi asystenci po kryjomu sprawdzali wynik na telefonie, ale wiedzieli, że ja nie chcę nic o tym wiedzieć, by w pełni skupić się na naszym meczu.
Jak się Panu udało wyciągnąć zespół z wiosennego kryzysu? Z przewagi nie do zgubienia - Pogoń spadła na 2. pozycję.
To był kluczowy moment dla mistrzostwa. Właściwie zareagowaliśmy po nieudanych spotkaniach, a naszą receptą był powrót do korzeni. Nie chcieliśmy zmieniać zbyt dużo w treningach czy taktyce, bo przeanalizowaliśmy spotkania np. ze Śląskiem i wiedzieliśmy, że jako zespół zagraliśmy dobrze, ale za dużo było indywidualnych błędów, nie dopisała nam też skuteczność, choć mieliśmy sytuacje bramkowe. Gdybyśmy ten mecz wygrali to być może przebieg ligi byłby inny, może łatwiejszy dla nas, a tak słaby mecz zagraliśmy w Katowicach, niezły z Sosnowcem, który przegraliśmy u siebie. Nie chcieliśmy jednak robić żadnej burzy w szatni, tylko konkretną analizą, merytoryczną rozmową, że to co nam przynosiło bramki i punkty na jesień musi wrócić. Byliśmy w tym konsekwentni. Ważny, ale i nerwowy dla nas był mecz w Olsztynie. Graliśmy tam po trzech porażkach, ale widać było determinację, by przerwać serię. Wygraliśmy po dobrym meczu i to pozwoliło nam wrócić do pozytywnego myślenia o końcowym sukcesie.
Indywidualnie kogoś Pan wyróżni?
Nie chcę wymieniać, ale wszyscy wiemy, kto został najlepszą zawodniczką rozgrywek, kto został najlepszą bramkarką czy strzelczynią. Te tytuły należą do naszych zawodniczek, ale na to, by Natalia Oleszkiewicz strzeliła tyle bramek pracowało wiele dziewczyn. Na wyróżnienie Emilii Zdunek na najlepszą zawodniczkę pracowały jej koleżanki z pomocy czy obrony. Wygrał kolektyw i to całemu zespołowi należą się gratulacje.
Pan się czuje złotym trenerem?
Nie, absolutnie nie. Jestem trenerem, który stawia sobie cel i robi wszystko, by go zrealizować. Mamy teraz już kolejny cel, na nowy sezon.
Perspektywa gry w eliminacjach Ligi Mistrzów, trudniejsza walka w obronie mistrzostwa Polski już Was motywuje do mocniejszego zaangażowania?
Tak. Wiemy, że kolejny sezon będzie trudniejszy dla nas, tak jak był ten zakończony trudniejszy dla GKS. Ale mamy swój plan. Pogoń nie jest projektem rocznym, ale chcemy by to był projekt wieloletni. Mamy pomysł na budowę zespołu, pomysł na grę. Wiemy, że wiele rzeczy jest do poprawy i nie przestajemy myśleć o tym, co trzeba zmienić na "już". W lipcu zeszłego roku mówiliśmy między sobą, że chcielibyśmy osiągnąć coś wielkiego i podobnej rozmowy spodziewam się w najbliższym lipcu. Mamy swoje marzenia i trzeba ciężko pracować, by je zrealizować.
Pan zostaje w zespole?
Trwają rozmowy, kontrakt jeszcze nie jest podpisany.
Jak zmieni się kadra zespołu?
Kilka zawodniczek odejdzie, od kilku oczekuję chęci potwierdzenia gry w nowym sezonie, ale mamy też poważne plany na wzmocnienia. Uważam, że w przyszłym sezonie możemy być mocniejsi.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...