- Nie mógłbym grać kogoś innego – siedzieć cicho i udawać. W każdym klubie na początku myślano, że za dużo gadam i zajmuję się wszystkim tylko nie piłką, ale z czasem ludzie przekonywali się o tym, że jestem skoncentrowany jedynie na niej - powiedział w rozmowie z serwisem weszlo.com zawodnik Pogoni - Radosław Majewski.
Nudzą cię rozmowy o piłce?
To zależy.
Pytam, bo kolega opowiadał mi, że kiedyś zadzwonił do ciebie z prośbą o komentarz, a ty przez pięć minut nawijałeś mu o filmie „Zjawa”.
Nie pamiętam, ale wcale by mnie to nie zdziwiło. Generalnie mnie nie nudzą, ale czasami traktuję je jedynie w kategoriach obowiązku, który trzeba odbębnić. Jeśli cały czas wałkujemy ten sam temat lub ktoś sięga po jedno z listy szesnastu najbardziej sztampowych pytań typu „dlaczego przegraliście?”, to trudno powiedzieć coś nowego. Bardziej podobają mi się wszelkie próby pokazania tego wszystkiego od drugiej strony, bo dziś ludzi interesują nie tylko same mecze, ale też to, co dzieje się pomiędzy nimi.
Ale piłka to dla ciebie wciąż pasja czy już bardziej jedynie zawód?
W Lechu miałem taki moment, że wszystko robiłem z automatu. Przychodziłem, bo przychodziłem. Może ludzie tego nie dostrzegali, bo wykonywałem wszystko, co należało robić, ale wielkiej radochy z tego nie miałem. Odzyskałem ją w ostatnim półroczu, bo było tak, że musiałem coś udowodnić trenerowi Bjelicy, który w pewnym momencie mnie skreślił. Chciał sprzedać mi motywacyjnego kopa i się udało – nasz kontakt się poprawił i utrzymujemy go do dziś. I dobrze, że wtedy posłuchałem bossa, bo gdybym szedł ciągle w dół, to za chwilę wylądowałbym w Zniczu Pruszków. Oczywiście jeśli w ogóle by mnie tam chcieli. W Szczecinie nie było już z tym problemów. Na początku podchodziłem do tego ruchu sceptycznie, ale szybko się do niego przekonałem.
Nawet pogratulowałeś prezesowi Mroczkowi tego, że podpisał z tobą kontrakt.
No tak, a czemu nie?! Taki żart na rozluźnienie atmosfery, bo nie lubię momentów, gdy wszyscy siedzą i jest cisza. Wyszło spontanicznie, bo to nie tak, że sobie to w domu zapisuję na kartkach i czekam na moment.
Nigdy nie czułeś, że twój styl bycia obraca się przeciwko tobie?
Nie, bo nauczyłem się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu. A to przecież kwestia tego, jak ludzie interpretują moje słowa i zachowania.
Wydaje mi się jednak, że trochę oberwałeś właśnie za to, że barwnie wypadasz w mediach, robiłeś show w Turbokozaku i tak dalej. Gdy brakuje wyników, takie rzeczy zaczynają kibiców irytować, zamiast bawić.
Zdaję sobie z tego sprawę, ale ja zachowuję się tak samo po zwycięstwach i porażkach. To dla mnie naturalne. Przyszedłem do Poznania, żeby zrobić mistrza, ale nie wyszło, więc wziąłem na klatę to, że trzeba było się rozstać. Ze zmarnowaną sytuacją w finale Pucharu Polski było podobnie. Długo siedziała mi w głowie. Nikt mi jej nie wypominał, ale wszyscy przypominali, bo przewijała się przez nasze rozmowy. Wystarczyło trafić i cały Poznań by się bawił, a ja byłbym bohaterem. Chciałem tego jak nikt inny, ale się nie udało. Gdybym był słaby mentalnie, pewnie rozpamiętywałbym to do dziś, ale z czasem się z tym uporałem.
Nie mógłbym grać kogoś innego – siedzieć cicho i udawać. W każdym klubie na początku myślano, że za dużo gadam i zajmuję się wszystkim tylko nie piłką, ale z czasem ludzie przekonywali się o tym, że jestem skoncentrowany jedynie na niej. Na szczęście – tak jak mówię – nauczyłem się nie przykładać wagi do opinii innych.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...