Wracamy do formy dłuższych wywiadów z ludźmi z klubu lub jego najbliższego otoczenia. Kto idzie na pierwszy rzut? Artur Bugaj, były napastnik Dumy Pomorza i swego czasu jeden z ulubieńców granatowo-bordowych fanów. Rozmawiał Marcel Kozłowski.
Pytanie dość standardowe, ale z pewnością odpowiedź, zainteresuje wielu kibiców. Zakończył Pan swoją piłkarską karierę 13 lat temu, jak potoczyły się dalsze losy Artura Bugaja?
- Zakończenie wykonywania najpiękniejszego zawodu na świecie to ciężki okres. Podczas gry w piłkę można robić to, co się kocha, a dodatkowo przyzwoicie zarabiać. Może nie trafiłem na idealne czasy, jeśli chodzi o zarobki piłkarzy. Mieliśmy też problemy z egzekwowaniem różnego rodzaju kontraktów. Dziś piłkarze mają trochę łatwiej, bo są w stanie otrzymać te pieniądze bez najmniejszych problemów. Z drugiej strony mieliśmy ten przywilej, że po meczach mogliśmy pójść sobie częściej do dyskoteki niżeli dziś ma to miejsce w erze smartfonów, kiedy to dowody w postaci zdjęć lub nagrań szybciej docierają do klubu niż zawodnik do domu. Wracając jednak do pytania, przez pierwsze lata po zakończeniu kariery zająłem się branżą ubezpieczeniową. Miałem swój team, złożony z kilku osób, z którymi współpracowałem. Byłem odpowiedzialny za rekrutacje i szkolenie. Po ponad 8 latach mocno się wypaliłem w tym zawodzie i ciężko było mi znaleźć tam miejsce. Przypadkowo zacząłem zajmować się transportem i teraz wszystko idzie w dobrym kierunku.
W jednym z wywiadów wspomniał Pan, że praca w branży ubezpieczeniowej przypadła Panu mocno do gustu i się z nią nie rozstanie, a jednak…
- Ergo ma w Polsce swojego przedstawiciela w postaci kilku spółek. Jedną z nich jest Ergo Hestia. Ja nie byłem pracownikiem Ergo Hesti, a innej spółki, która nazywała się Ergo PRO. Pracowałem tam ponad 8 lat. Jest to biuro pośredniczące i mające wyłączność na pierwszą w Polsce gwarantowaną emeryturę. Ponadto sam zaopatrzyłem się w dwa takie programy ponieważ wiedząc co szykuje nam ZUS na starość wolę się sam zabezpieczać. Polecałem coś godnego polecenia. Z kolei do branży transportowej namówił mnie kolega. Początki nie były proste. W pierwszym roku, a nawet półtora bardzo dużo sam jeździłem, aby rozkręcić biznes. Zarobić na drugi samochód i tak dalej. Z czasem się to ustabilizowało. Mamy stałych klientów, a to pozwala nam poszerzać flotę i kadrę pracowników. Nie chcę za szybko zachłysnąć się jakimiś większymi inwestycjami, bo transport jest nieobliczalny i można się na tym przejechać. Nie chciałbym żeby samochody stały, bo leasingi nie pytają, czy jest praca, czy też nie.
Mimo że Pański zawód nie jest w żaden sposób połączony z piłką, to nadal żyje Pan tym sportem na co dzień. Szczególnie losami Pogoni Szczecin. Widać to na pańskich socialmediach. Wydaje się, że więź do Pogoni i piłki nożnej przetrwała.
- Moja praca, którą wykonuje dość aktywnie, nie przeszkadza mi w tym, aby uczestniczyć w życiu Social Mediów. Kto nie wskoczy do tego poziomu teraz, ten będzie miał problemy, aby nadążyć nad wszystkimi nowinami. Pogoń jest mi bliska, bardzo mocno kibicuję, a na inne zaangażowanie nie mam czasu.
Spotykamy się tuż po losowaniu 1/16 Pucharu Polski. Portowcy zmierzą się ze Stalą Mielec. Jak oceniłby Pan to losowanie?
- Szczerze? Bardzo trudny rywal. Ponownie ekstremalnie długa podróż. Wyjazd do Mielca był jednym z moich pierwszych najdłuższych wyjazdów w życiu. Jechaliśmy autokarem ze Szczecina do Mielca, gdy Stal była jeszcze w pierwszej lidze. To był 1992 lub 1993 rok. Nie zapomnę tej podróży, bo odbywała się w autokarze o zupełnie innym standardzie i komforcie jazdy niż ma to miejsce teraz.
Domyślam się, że nie było to nic przyjemnego.
- Po takiej podróży wysiadaliśmy i czuliśmy się, jakbyśmy zagrali dwa lub trzy mecze z rzędu <śmiech>.
Dalekie podróże z pewnością nie wpływają pozytywnie na piłkarzy. Wielu ma z tym problemy i nie potrafią odpowiednio przystosować swojego organizmu.
- Prawda. Szczególnie gdy mecze są co trzy dni i zawodnik nie ma nawet czasu się zregenerować.
Parę dni temu Pogoń obyła podróż do Rzeszowa, ligowy mecz zagra w Białymstoku i do tego wszystkiego doszedł jeszcze Mielec w ramach Pucharu Polski...
- Myślę, że nie można narzekać. Przez kilkanaście lat moje życie polegało na ciągłym podróżowaniu, zgrupowaniach i byciu na walizkach, a mimo to człowiek kocha ten zawód i dopiero w momencie, kiedy przestaje grać, to właśnie wtedy najbardziej to wszystko docenia.
Mówi się, że takie podróżowanie ma swoje zalety i wady. Jednym z ogromnych plusów jest na pewno przebywanie z drużyną, wszyscy razem...
- Tak, to jest bezcenne. Przebywanie w grupie ludzi gdzie jest czas na śmiechy, żarty. To wszystko tworzy drużynę.
Tego czasu było sporo szczególnie w Pańskich czasach...
- Tak. Były różne historie i niektóre niestety nie nadają się do ujawnienia <śmiech>. Kiedyś po którymś meczu oldboyów przymierzaliśmy się do tego żeby kiedyś się spotkać, pozbierać wszystkie nasze historie i stworzyć z tego książkę lub jakiś dokument. Tych historii z trenerami i zawodnikami było mnóstwo, a nasze dobre wychowanie nie pozwala nam mówić o tym w otwartej przestrzeni medialnej.
Pomysł brzmi bardzo interesująco. Wróćmy jednak jeszcze do Pucharu Polski. Mówi się, że rozgrywki pucharowe rządzą się swoimi prawami. Z perspektywy byłego piłkarza, ile jest w tym faktycznie prawdy?
- Jest w tym sporo prawdy. Ostatnio o to samo zapytał mnie kolega. Odpowiedziałem mu, że dla tych zawodników z niższych lig, to jest czasami szansa życia. Możliwość wydostania się z realiów przeciętnego piłkarza do elity. Z drugiej strony elita jadąca do drużyny z niższej ligi jedzie jak do zwykłej pracy.
Zupełne inne podejście. Jedni walczą o lepsze życie, a dla drugich to chleb powszedni.
- Dla nich to jest szansa na to, by wypłynąć na szersze wody. Możliwość pokazania się w telewizji oraz na to, aby poświęcić się temu w pełni zawodowo. Większość zawodników z niższych lig gra pół amatorsko i dla nich, wybicie się w takim meczu oznacza pozytywne zmiany w życiu ich, oraz ich rodzin.
Czyli oprócz awansu, mają również swoja wewnętrzną walkę o lepsze jutro.
- Tak. W każdym taki meczu ktoś ma okazję wpaść w oko na przykład trenerowi Koście.
Przed meczem Pogoni w Rzeszowie miał Pan jakieś obawy? Związane z tym, że gramy z niżej notowanym rywalem i przez to może przydarzyć się coś złego? Trzeba również dodać, ze w ostatnich spotkaniach nie wyglądaliśmy zbyt dobrze i gra, krótko mówiąc, się nie kleiła.
- Ja bym w tym przypadku bronił trenera i zawodników. Chwilę przed naszą rozmową czytałem wywiad z trenerem Kostą. Trener podkreślał to, skąd my ruszyliśmy w drogę, w której teraz jesteśmy. Jeszcze półtora roku temu byliśmy na dnie ligowej tabeli, a dziś nie zadowala nas pierwsze miejsce, bo styl nam nie odpowiada. To jest sztuka grać na nie najwyższym poziomie i zajmować pozycje lidera. Uważam to za ogromne osiągnięcie tej drużyny.
Z Pańskiej wypowiedzi wynika, że w Pogoni jest jeszcze potencjał, który zostanie uwolniony. Dobrze zrozumiałem?
- Oczywiście. Myślę, że końcówka tamtego roku jest dobrym przykładem. Drużyna punktowała do końca grudnia, mimo że początek sezonu był kiepski. Dosłownie dwa lub nawet tydzień wcześniej przed tym, jak Pogoń zaczęła wygrywać, udzieliłem wywiadu, w którym powiedziałem, że Portowcy zaczną w końcu punktować i tak było. Przypomnijmy, że mieli bardzo ciężki okres przygotowawczy i zrozumiałe jest to, że nie czuli świeżości i nie mogli prezentować się na miarę swoich umiejętności. Organizmy były lekko przymulone ciężką pracą, ale jak już odpalili, to proszę zauważyć, że do końca grudnia punktowali rewelacyjnie.
Zgadza się i to również ciekawy aspekt, a mianowicie przygotowanie fizyczne bądź też motoryczne. Trener Kosta Runjaic ma pod tym względem dobrą i złą sławę. Dla nas dobrą, bo piłkarze są świetni przygotowanie fizycznie, a czy taki rygor podoba się zawodnikom? Ciężko powiedzieć. Spotkał Pan na swojej drodze trenera, który podobnie jak trener Runjaic potrafił dać w kość podczas przygotowań?
- Było kilku takich trenerów, ale mnie to akurat służyło. Miałem atletyczną budowę i musiałem być dobrze przygotowanym, aby następnie dobrze prezentować się podczas całego sezonu. Ciężki okresy przygotowawcze były za trenera Baniaka. Przygotowywał mnie raz do rozgrywek i dzięki wykonanej pracy byłem wtedy perfekcyjnie przygotowany i pod względem motorycznym czułem się na najwyższym poziomie. Nie mówię o aspektach czysto piłkarskich, ale o samym przygotowaniu fizycznym.
Chodzą takie głosy, że trener Kosta Runjaic potrafi mocno przykręcić śrubę, ale tak jak już Pan wspomniał. W poprzednim sezonie odpaliliśmy w pewnym momencie, więc w tym rozgrywkach 2019/2020 możemy spodziewać się podobnego efektu? Wydaje się, ze najwyższy moment na to, by obciążenia zeszły z piłkarzy.
- Tak, ale proszę wziąć pod uwagę, że tylko my w Polsce mamy takie dywagacje odnośnie do stylu lub ciężkich treningów. Czy Polacy jadący na zachód marudzą, że mają ciężkie treningi? Nie, bo nie mają prawa marudzić. Wydaje mi się, że jest to taka nasza Polska mentalność. Po prostu lubimy ponarzekać. Jadąc na zachód zawodnik nawet przez sekundę nie może pomyśleć, ze za ciężko trenuje, bo przecież on robi to dla siebie i to jest jego praca. Trener w myśl zasady “pamiętaj, że wilki nie przejmują się tym, co mówią o nich barany". Nie powinien się zupełnie przejmować tym, że zawodnikom jest ciężko, bo gdyby tak było, to nie wykonywałby tego zawodu.
Zahaczmy jeszcze na moment o Puchar Polski, a dokładniej rzecz ujmując o ostatni mecz Pogoni przeciwko Stali. W pierwszej jedenastce znalazło się dwóch napastników, co do tej pory nie zdarzało się zbyt często. Szansę otrzymali Benyamina oraz Manias. Jakby ocenił Pan ich występ? W końcu grał Pan na tej pozycji i doskonale zdaje sobie Pan sprawę z tego "z czym się to je". Jedni kibice oceniają ich występ jako przeciętni, a drudzy zaś nie przebierają w słowach...
- Byłbym bardziej powściągliwy. Na ich dyspozycję ma duży wpływ brak regularności, która jest bardzo potrzebna. Nigdy nie jestem skłonny, by oceniać kogoś po jednym lub dwóch meczach. Myślę, że obaj zasługują na więcej szans. Będąc na tym poziomie nikt się przypadkowo nie dostaje i przypadkowo nie gra w porządnych klubach ileś tam lat. O przypadkach możemy mówić, gdy ktoś znalazł się w jakimś dobrym klubie na pół roku lub rok, ale nigdy dłużej. Trenerzy dzień w dzień weryfikują ich przydatność dla zespołu. Oczywiście, czasami ktoś przyjeżdża na testy no i sztab musi podjąć decyzje w ciągu kilkudziesięciu minut. Wracając jednak do Rzeszowa, ja bym nie skreślał tych chłopaków po takim przeciętnym występie całej drużyny. Proszę mi uwierzyć, ze Stal Rzeszów to strasznie niewygodny przeciwnik i nie przypadkiem zajmuje wysokie miejsce w drugiej lidze.
Nie przypadkowo w ostatnim czasie robi również awanse do wyższych rozgrywek.
- Dokładnie. Można powiedzieć, że to taki bardzo solidny prawie już pierwszoligowiec, bo widzę ich jako faworyta do awansu.
Stal Rzeszów faworytem do awansu na zaplecze ekstraklasy, a Stal Mielec pretendentem do awansu na najwyższy szczebel?
- Tak. W Mielcu bardzo mocno napierają na powrót do ekstraklasy po tylu latach. Widzę, że jest ogromne ciśnienie, bo już zmienili trenera i to o czymś świadczy. Myślę, że kluby, które mają ogromne tradycje ligowe, przydałby się w ekstraklasie i fajnie, gdyby tutaj wróciły. Mimo braku jakiegokolwiek sentymentu i powiązań mocno kibicuje takim klubom jak Motor Lublin, Odra Opole, GKS-owi Katowice. Nie chciałbym pominąć jakiegoś klubu, ale ogólnie jestem za tym, aby uznane marki wracały na najwyższy szczebel.
Zapytałem o Benyaminę oraz Maniasa, a więc przejdźmy do sytuacji kadrowej Pogoni Szczecin. Nie rozegraliśmy jeszcze nawet połowy sezonu, ale myślę, że w sporym skrócie możemy już ocenić kilku zawodników. Mówię o tych piłkarzach, którzy zasilili szeregi Dumy Pomorza w ostatnim okienku transferowym. Zacznijmy od Michalisa Maniasa. Rozumiem, że w jego przypadku musimy być cierpliwi i czekać na moment, w którym otrzyma więcej szans i czasu od trenera?
- Tak. Pamiętajmy, że dołączył do Pogoni stosunkowo późno. Dodatkowo podczas okresu przygotowawczego zmagał się z urazem. Proszę pamiętać o tym, że trener preferuje ustawienie drużyny z jednym napastnikiem. Świetnie do tej pory na tej pozycji sprawuje się Adam Buksa. Ciężko komuś, kto dopiero przyszedł jest udowodnić szkoleniowcowi to, że jest lepszy od kogoś, kto gra w danej drużynie od dłuższego czasu.
Na pokładzie Pogoni Szczecin zameldował się również Kostas. Myślę, że akurat o nim możemy powiedzieć coś więcej, bo z miejsca stał się podstawowym defensorem Portowców.
- Podoba mi się jego gra. Nie mniej często wychwytuje jego ryzykowne wyjścia. Mówiąc slangiem piłkarskim, bardzo często "idzie na raz", a przez to można go dość łatwo ograć i lepszy przeciwnik będzie to potrafił wykorzystać. Często po stracie piłki wychodzi ryzykownie do odbioru i to jest coś, co z pewnością widzi również trener. Nie wiem, czy taki jest jego styl i czy można to jeszcze poprawić lub wyeliminować. Uwagę zwróciłbym także na niektóre małe rzeczy, ale to od tego są już analizy i trenerzy. Ogólnie pozytywna postać, która fajnie wprowadziła się do drużyny.
Zgadzam się. Miałem okazję rozmawiać z Kostasem i mimo jego aparycji, to bardzo sympatyczny człowiek. Wspomniał Pan jednak o tym, że gra na raz i jest to dość niebezpieczne dla całego zespołu. W pierwszych kolejkach uchodziło mu to płazem, ale w dwóch, a może nawet trzech ostatnich pojedynkach już te błędy, o których Pan wspominał, wychodziły na światło dzienne.
- Tak, potwierdzam. Ja z perspektywy napastnika wyłapuję to, w jaki sposób grają obrońcy. Jeden wyczekuje i jest pewny siebie, a inny gra bardziej na wariata i idzie "na raz".
Jest także drugi zupełnie nowy środkowy obrońca, a mianowicie Benedikt Zech. Wydaje się, ze w duecie Kostas-Zech, to ten drugi jest odpowiednikiem boiskowego wariata, a Zech gra piłkę bardziej wyrachowaną i jest spokojniejszy w poczynaniach boiskowych.
- Benedikt Zech bardzo mi imponuje i uważam, że to on nadaje spokój formacji defensywnej. Myślę, że to był najlepszy transfer.
Mimo wszystko najlepszy? Zaraz przejdziemy do kolejnego piłkarza, a mianowicie do Dante Stipicy...
- Bramkarz to jest zawsze loteria. Dante idealnie się wstrzelił i podejrzewam, że na tej fali będzie bronił fantastycznie przez cały sezon, a może i nawet dłużej. Chciałbym żeby nie opuszczało go szczęście i aby cały czas tak bronił. Proszę jednak pamiętać o tym, ze w głównej mierze, to obrońcy decydują o tym, jak kreuje się wizerunek bramkarza. Każdemu golkiperowi jest potrzebne szczęście. Niekiedy centymetry decydują o udanej interwencji. Przypomnijmy sobie mecz z ŁKS-em. Stipica dostał piłką po głowie i dzięki temu piłka poszła na poprzeczkę.
Sytuacja z Piastem również pokazała, że szczęście odgrywa sporą rolę.
- Podejrzewam, że w takich sytuacjach napastnik trafia do bramki 9 na 10 prób. Szczęście jest bardzo potrzebne i jeśli Zech jest na pierwszym miejscu w moim zestawieniu najlepszych transferów, to Stipica byłby prawdopodobnie na równi. Chociaż dla mnie z perspektywy całego bloku obronnego, to mimo wszystko Benedikt jest najlepszy.
Z blokiem obronnym jest powiązany także Damian Dąbrowski, czyli środkowy pomocnik defensywny. Można powiedzieć, że Dąbrowski pojawił się w Szczecinie ze względu na kontuzję Kamila Drygasa. Zawodnik grający z numerem "8" miał już okazję zaprezentować się "granatowo-bordowej" publiczności. Na pierwszy rzut oka wygląd na solidnego zawodnika środka pola.
- Tak, dla mnie to jest bardzo pozytywny, choć nieoczekiwane wzmocnienie. Jest to ukształtowany piłkarz, który ocierał się już o reprezentację. Brakuje mu trochę ogrania z poprzedniego sezonu, bo trener nie stawiał na niego w Krakowie. Uważam, że drzemie w nim bardzo duży potencjał. Jeśli miałbym szukać w naszej lidze następcy Kamila Drygasa, to nieśmiało wskazałbym właśnie Dąbrowskiego. Szczerze mówiąc, to sądziłem, że jest nie do wyciągnięcia z Krakowa.
Pierwotnie kontuzjowanego Kamila Drygasa miał zastąpić Marcin Listkowski. Nie chciałbym go surowo oceniać, ale wydaje mi się, że wskoczenie w buty kapitana nie wyszło mu zbyt dobrze.
- To jest trochę inny typ zawodnika. Jeśli już jesteśmy przy Marcinie, to ostatnio w przerwie meczu, kiedy komentował na antenie sytuację z pierwszej połowy, to podkreśliłem, że brakuje mi u niego podjęcia decyzji o oddaniu strzału. Brakuje..głodu zdobywania bramki.
Nie przypadkowo w blisko osiemdziesięciu rozegranych spotkaniach w ekstraklasie, nie zdobył nawet jednego gola.
- Nie wiem, może on się boi zdobyć debiutanckiego gola? <śmiech>. Oczywiście żartobliwie to określam. Jest to zawodnik z bardzo dużym potencjałem. Świetnie wyszkolony technicznie i jak na swój wiek jest już bardzo doświadczony, będąc cały czas w wieku młodzieżowca. Brakuje mi u niego instynktu samoluba. Większość zawodników ofensywnych taki posiada, a u niego jest on mocno zaniżony. Marcin ma dobry strzał, a rzadko to wykorzystuje.
Kibice często zwracają również uwagę na to, ze Marcin ma spore problemy z odpowiednim dopasowania tempa gry. Świetnie robił to Kamil Drygas. Mówię o sytuacjach, w których trzeba poderwać zespół do ataku, ale jednocześnie nie zapominając o tych chwilach, kiedy to defensywa jest istotniejsza.
- Ciężko zrzucić na barki młodzieżowca odpowiedzialność za kreowanie gry i za ciągnięcie za uszy dziesięciu pozostałych zawodników. On jest młodzieżowcem i aby stać się prawdziwym liderem, trzeba sporo czasu. Pamiętajmy też o tym, że Marcin nie tak dawno wrócił z wypożyczenia i nie było go jakiś czas w Szczecinie. Nie oczekujmy, ze teraz "Listek" wejdzie do szatni, tupnie nogą i powie, że on przejmuje stary pod nieobecność Kamila. W zawsze obowiązuje jakaś hierarchia.
Z nowych zawodników został nam jeszcze Srdjan Spiridonović. Nie możemy powiedzieć o nim zbyt wiele mimo tego, że zdobył już dwie bramki dla Pogoni.
- Fajny chłopak i myślę, że jeszcze niejednokrotnie ucieszy kibiców. Jest jeszcze kwestia adaptacji. Jedni robią to szybciej, a drudzy potrzebują trochę czasu, żeby się zaaklimatyzować i nabrać pewności siebie. W tym przypadku mam na myśli również Hostikke. Widać po nim, że ma ogromny potencjał, ale jest bardzo bojaźliwy. Brakuje mu bramki, która pozwoli mu uwierzyć w siebie i grać na miarę swoich możliwości.
Czyli, to debiutancie trafienie jest tym, czego potrzebuje Hostikka?
- Tak. Ja tak myślę. Chciałbym żeby to była prawda, bo widze w nim duży potencjał.
Zgodzę się z tym. Mam okazję obserwować treningi Pogoni i podczas nich Hostikka prezentuje się naprawdę bardzo dobrze i szczerze mówiąc, to nie mam pojęcia czemu nie potrafi przełożyć tego na spotkanie ligowe. Chodzi o presję trybun, a może całego otoczenia?
- Bardzo często tak jest. Przez wiele lat uprawiania tego cudownego zawodu miałem odczynienia z różnymi fantastycznymi piłkarzami, którzy nie potrafili się dobrze zaprezentować podczas meczu. Przychodził moment przed meczem i stres ich zupełnie paraliżował. Jeden potrafił udźwignąć to brzemię, wyłączyć głowę i skupić się na grze, ale zdarzali się tacy, którzy mieli z tym problemy. W moim przypadku trybuny mnie napędzały. Im więcej kibiców tym mnie to bardziej niosło do walki i grania.
To jest problem dość niedostrzegany szczególnie przez kibiców, którzy oczekują tego, że ktoś w pełni skupi się na spotkaniu i wyłączy jakiekolwiek emocje.
- Kibic ma do tego prawo, bo przychodzi na igrzyska i oczekuje spektaklu. Ktoś, kto się nie nadaje według kibica, będzie werbalnie oceniany. Piłkarze, tak jak gladiatorzy na arenie albo to wytrzymują, albo sami się eliminują.
Pamięta Pan takie spotkanie w swojej karierze, podczas którego ta otoczka związana z "igrzyskami gladiatorów" była wyjątkowo wyczuwalna?
- Tak, pamiętam, jak graliśmy z Cracovią. Wygraliśmy wtedy 3:0 i był to mecz ligowy o awans do pierwszej ligi, obecnej ekstraklasy. Był również fantastyczny mecz rozgrywany w ramach Pucharu Polski przeciwko niesłychanie silnemu jak na tamte czasy Groclinowi. Wtedy wygraliśmy po dogrywce, będąc od nich o szczebel niżej. Takich spotkań ze smaczkiem, znalazłoby się jeszcze pewnie kilka, ale teraz ciężko mi sobie przypomnieć.
Wróćmy jeszcze do sytuacji kadrowej Pogoni. Powiedzieliśmy o tych, którzy dołączyli do Dumy Pomorza, ale nie wypada nie powiedzieć o tych, którzy odeszli. Szczególnie chciałbym dopytać o Radosława Majewskiego. Wydaje się, że to właśnie zawodnika o takiej charakterystyce brakuje najbardziej.
- To fakt. "Maja" był charyzmatycznie nie tylko poza boiskiem, ale i na nim. Myślę, że nie była to łatwa decyzja trenerów i zarządów, ale mówić kolokwialnie z niewolnika nie ma pracownika. Dostał ofertę tzw. życia pod względem finansowym, a przecież nie jest już młodzieżowcem. Dodatkowo chyba tez klub w podziękowaniu za jego fajną postawę poszedł zawodnikowi na rękę. Z pewnością była to trudna decyzja, bo odejście tak kreatywnego zawodnika, który mógł grać w środku pola oraz na skrzydle...szkoda.
Wspomniał Pan o swojej liście TOP3 środkowych pomocników. Rozumiem, że znajduje się tam Damian Dąbrowski, a które miejsce zajmuje w tym zestawieniu Kamil Drygas? "Drygi" jest uznawany za motor napędowy Pogoni i wydaje mi się, że jego brak jest bardzo widoczny.
- Brak Kamila Drygasa jest widoczny, to prawda. Nie chciałbym się licytować odnośnie do poszczególnych miejsc. Wpływa na to sporo czynników. Dla mnie Drygas jest jednym z najlepszych zawodników, gdy jest w formie. Od jego postawy zależała gra Pogoni i myślę, że mimo kontuzji jest dumny z tego, że jego zespół jest na pierwszym miejscu. Czuć również jego pozytywnego ducha, bo przecież Kamil zjawia się w szatni przed meczem, a po spotkaniu dołącza do drużyny, aby świętować z nimi kolejne zwycięstwa. To dużo daje. Drużyna go czuje i na pewno docenia to, że ich kapitan nie chodzi naburmuszony, bo ma kontuzje, tylko jest cały czas z nimi.
W pewnym wywiadzie powiedział Pan także, że kibice nie zdają sobie sprawy z tego, jak dużą częścią piłkarskiego sukcesu jest atmosfera w szatni.
- Nie ma skali, aby to ocenić. Jeśli jest fajna atmosfera, to czuje się “fun” z każdego wspólnie spędzonego dnia, a jeśli podchodzi się do tego tylko, jak do zwykłej pracy, to nigdy nie osiągnie się fajnego wyniku. Pogoń to nie tylko najemnicy z różnych rejonów świata, ale tutaj ta atmosfera jest wyjątkowo. Począwszy od znanych przyśpiewek "Kowala" przez inne fajne klimaty, ta szatnia żyje. Podejrzewam, że wszyscy zjawiają się w klubie wcześniej niż muszą i wychodzą znacznie później, bo jest po prostu fajnie. Oprócz czasu, w którym muszą być w pełni skupieni, bo wymaga tego od nich trener, są również momenty, w których mogą się zrelaksować i spędzić razem czas. To wszystko wiąże, a to z kolei przykłada się później na boisko. Można powiedzieć, że są to idiomy, które są nie przetłumaczalne, ale atmosfera jest niezmiernie istotna w budowaniu sukcesu.
Trener Kosta Runjaic podkreśla, że podczas wyborów zawodników wraz ze sztabem nie sugerowali się tylko suchymi liczbami oraz boiskowymi zachowaniami poszczególnych piłkarzy, czy też stylem gry, który preferują, ale przede wszystkim podejściem mentalnym. Możemy chyba powiedzieć, ze sporo w tym prawdy, bo nawet przykład Kostasa, który zaczął uczyć się naszego rodzimego języka już w pierwszych dniach swojego pobytu w Polsce o czymś świadczy. Jeśli z takich ludzi składa się cała szatnia, to wygląda to obiecująco.
- Zgadza się i wielu zawodników, którzy trafiali wcześniej do Szczecina, miało to gdzieś. Świadczy to o sztabie ludzi, którzy są odpowiedzialni za transfery. Proszę zwrócić uwagę, ze Benedikt był bodajże ośmiokrotnie obserwowany na żywo, a następnie pokazano mu Szczecin, wycinki z jego spotkań, podczas których trener tłumaczył Zechwoi, dlaczego na niego postawił oraz czego od niego oczekuje. W porównaniu do czasów, w których ja grałem, to jest jakaś utopia.
Jak to wyglądało kiedyś?
My byliśmy w takiej turbo amatorce, że ciężko to określić. Trafiały się bardzo przypadkowe transfery. W tym elemencie jest ogromna przepaść między tym co było, a tym co obserwujemy teraz. Uważam, że w tym uporządkowaniu, które obserwujemy teraz w Pogoni jedną z głównych ról odgrywa Dariusz Adamczuk. Jest związany głównie z akademią, ale sciągnął bardzo dużo ciekawych rzeczy z zachodu, które pomagają w prosperowaniu na różnych płaszczyznach. Nie ma już przypadkowych ludzi w klubie, co miało miejsce w przeszłości. Darek wykonuję ogrom pracy począwszy od akademii i w wzywyższ.
Możemy zatem powiedzieć, że Pogoń idzie cały czas do przodu? Ostatnimi czasy nawet wielkimi krokami?
- Tak. Powiem szczerze, że często rozmawiam z kolegami z różnych rejonów Polski i zdarza się, że proszą mnie o to, by przyjechać na staż do akademii.
To już o czymś świadczy.
- Zgadza się, to już ma swoją wymowę.
A przecież doskonale pamiętamy, że jeszcze jakiś czas temu cała akademia nie funkcjonowała zbyt dobrze.
- Nie funkcjonowała. Dziś ludzie przychodzący na staż mają swoje szkółki i podkreślają to, że przychodzą do Szczecina, bo chcą uczyć się od najlepszych. Jest to bardzo fajne, że Pogoń jest traktowana jako wzór do naśladowania, a przecież prawdziwe owoce funkcjonowania akademii dopiero nadejdą.
Dojrzałe owoce będą dopiero zbieranie, a jednym z takich owoców będzie zapewne Kacper Kozłowski, który już teraz imponuje. Wydaje się, że jest to materiał na klasowego piłkarza.
- Oby to był strzał w dziesiątkę, bo chłopak mi niesamowicie imponuje. Najważniejsze, by nie popełnić błędu z nim, bo jest to młody organizm i młoda głowa, a wiadomo, ze różnie to wygląda.
Do tej pory chyba wszystko idzie w dobrym kierunku. Ostatnio była taka historia, że zauważono Kacpra na jednym ze skuterów, które można teraz bez problemu wynająć w Szczecinie. O wszystkim został poinformowany klub, który wyjaśnił sobie całą sytuację z młodym piłkarzem, więc to tez świadczy o tym, że zawodnicy są w jakiś sposób monitorowani przez pracodawcę poza miejscem pracy, a szczególnie ci najmłodsi.
- To jest nieprawdopodobne. Kiedyś było zupełnie inaczej. Dziś przesył informacji jest tak błyskawiczny, że zawodnik nie dojdzie do domu i już w klubie wszystko wiedzą. Zupełnie inaczej wygląda współpraca ze sztabami trenerskimi oraz medycznymi. Treningi są monitorowane na znacznie wyższym poziomie niż kiedyś. Każdy z piłkarzy ma swój indywidualny tok przygotowań, a w naszych czasach wszystko wrzucało się do jednego worka.
Rozumiem, że takie wrzucanie wszystkich do jednego wora przynosiło mizerne skutki?
- Dla trenerów najważniejsze było to, by zrealizować to, co mieli wypisane na kartce. Kiedyś im to wypaliło i starali się to powielać z nie najlepszymi skutkami.
Jakieś szczegóły z Pańskich przygotowań do sezonu zapadły w pamięć?
- Jechaliśmy autobusem starszej generacji do Szklarskiej Poręby ze Szczecina. W autobusie było więcej bagażu niż ludzi. Po całym dniu podróży do Szklarskiej Poręby trener dodatkowo zaaplikował nam dodatkowo dwanaście razy siedemset na gaz. Kto się nie zmieścił, ten musiał powtarzać. Pamiętam, że po całym dniu jazdy autokarem umieraliśmy na tych bieżniach.
Przeskok pod względem organizacji klubu jest gigantyczny, ale brał Pan w tym czynny udział. Jeśli się nie mylę, to właśni Pan swego czasu dowiózł do Turcji sprzęt treningowy Pogoni na jeden z okresów przygotowawczych. Pamięta Pan, kiedy to było?
- Za cztery miesiące będą cztery lata. Była to najbardziej ekstremalna podróż w moim życiu i nigdy takiego czegoś nie przeżyłem. Przejechaliśmy ze szwagrem 3600 kilometrów na zmianę. Ekstremalna podróż przez Bułgarię, Serbię, Turcję. To jest coś, czego nigdy w życiu nie zapomnę. Bułgaria do dziś kojarzy mi się z Polską, tyle że 20-30 lat temu. Każdy celnik wyciąga rękę i nie wiadomo jak to traktować. Była to moja pierwsza moja poważniejsza wyprawa transportowa.
Chciałbym zapytać jeszcze o sztab trenerski, a dokładnie o główno dowodzącego, czyli trenera Kostę Runjaica. Czy stwierdzenie mówiące o tym, że trener Runjaic podniósł poziom ekstraklasy, byłoby przesadzone?
- Myślę, że podniósł poziom naszej ligi. Nie tylko swoim warsztatem trenerskim, ale całokształtem. Swoją charyzmą i respektem, który wypracował wśród zawodników. W szatni trenera Runjaica nie ma również tzw. nadąsanych, czyli piłkarzy, którzy obrażają się, bo nie grają regularnie. Nie można wszystkich zadowolić, ale każdy z osobna ma świadomość tego, że nawet jeśli nie będzie grał zbyt wiele, to i tak ma okazję nauczyć się wiele od trenera Runajca.
W takim razie trener Runjaic działa jak magnes na piłkarzy? Świetnym dodatkiem do bardzo dobrego trenera będzie także nowy stadion.
- Tak. Wszystko wskazuje na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Tak jak we wszystkim trzeba wyrozumiałości i cierpliwości. Każdy sukces rodzi się w bólach. Wszyscy będziemy pamiętali, że zawodnicy grali praktycznie na budowie, ale wszyscy wiedza, ze warto poświęcić czas oraz energie, bo przecież zaraz będą rywalizować na super arenie.
Zbliżamy się do końca, a więc w pełni wracamy do teraźniejszości. Przed nami spotkanie w Białymstoku i chyba nikogo nie trzeba przekonywać do tego, że będzie to bardzo trudny mecz.
- Ostatnie mecze graliśmy w roli faworyta, a teraz będzie trochę inaczej. Jedziemy na bardzo trudny teren i Jagiellonia nie zwykła oddawać punktów. Upatruję w tym dużej szansy, bo będziemy mogli pograć z kontry, a to ostatnimi czasy rzadko się zdarzało.
Faktycznie. W ostatnich rywalizacjach, szczególnie w Szczecinie nie było możliwości grania z kontrataku, bo przeciwnicy często bronili nawet w 11 i liczyli tylko na kontrataki.
- Nigdy nie widziałem tak cofniętego Górnika, jak w ostatnim meczu przeciwko Pogoni. Angulo nie przebywał nawet obok środkowego koła boiska.
W zasadzie każdy, kto w ostatnim czasie przyjeżdża do Szczecina postanawia zamurować swoją bramkę i postawić przed nią autobus, a to tez o czymś świadczy.
- Pogoń budzi respekt, mimo że nie zachwyca stylem szczególnie swoich kibiców. Ja jestem w stanie przełknąć słabszy styl już kilka godzin po meczu, jeśli tylko dopisujemy punkty do tabeli.
W takim razie - styl nad wynik, czy wynik nad styl?
- Ja wiem, że ten styl przyjdzie. Najważniejsze jest, aby punktować, gdy go nie ma.
Szczególnie jeśli sięgniemy w pamięć do tego, co osiągnęła Lechia Gdańsk w poprzednim sezonie. Jeśli wygrywali to skromnie, a jeśli nie mogli wygrać, to remisowali.
- Nie wierzę, że w tym sezonie trener inaczej przygotował zespół i nie będzie już punktował do końca roku. Myślę, że to jest twarda niemiecka szkoła i nie ma przebacz. Nie ma minuty treningu, podczas której ktoś może pozwolić sobie na bardzo duże rozluźnienie i luzackie podejście. Takiego czegoś nie ma.
Teraz już nie ma, ale było. Pamiętam chociażby sytuację z Dariuszem Formellą.
- Tak buduje się swój autorytet. Jeśli nie zrobi się tego na początku, to później jest już za późno. W imię przysłowia, że pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz. Trener ma sina pozycje w oczach piłkarzy, działaczy i kibiców. Rzadko się zdarza, aby wszyscy byli za trenerem. Trenera Runjaica wspierają wszyscy.
Weźmy pod uwagę, jak to wyglądało w przypadku poprzednich trenerów. Maciej Skorża okazał się niewypałem, Kazimierz Moskal przekładał styl nad wynik, a z kolei Czesław Michniewicz zdobywał sporo punktów, ale bez porywającego stylu gry. Wydaje się, że Kosta Runjaic połączył dwa aspekty, czyli styl i punktowanie.
- Strasznie podoba mi się współpraca zarządu z trenerem. Jest to styl pracy zachodni, od razu na myśl przychodzą mi Arsen Wenger i Sir Alex Ferguson. Oni byli tymi, którzy w porozumieniu z zarządem decydują w zasadzie o wszystkim.
W ekstraklasie jest to rzadkość. Nie wiem nawet, czy byłbym w stanie wskazać drugi tak zdrowo prosperujący klub.
- Myślę, że bliskie modelowi Pogoni jest Zagłębie Lubin. Mają fajne podwaliny w postaci akademii, która podobnie jak w Szczecinie, prosperuje bardzo dobrze.
Warto wspomnieć, ze Zagłębie zatrudniło ostatnio nowego trenera. Jest to szkoleniowiec bardzo uznany na Słowacji. Jeśli się nie mylę, to poprowadził już nawet Zagłębie w derbach przeciwko Śląskowi.
- Właśnie się tak śmiałem, że zatrudnili trenerów z miejsc, w których króluje hokej i od razu wynik taki czesko-słowacki.
Ostatnie pytanie, którego odpowiedzi jestem bardzo ciekaw. Na co według Pana stać Pogoń w sezonie 2019/2020.
- Stać nas na pudło. Zdecydowanie tak. Ta drużyna po kilku fajnych transferach się dopiero ze sobą zgrywa, a z czasem stworzą jeszcze większy i solidniejszy monolit. Nie obawiam się tego, czy są dobrze przygotowani, bo biorę to jako pewnik. Ufam trenerowi, piłkarzom oraz wszystkim, którzy pracują nad dobrem Pogoni.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...