Przed rozpoczęciem sezonu wielu skazywało drugi zespołów Pogoni na walkę o utrzymanie. Portowcy tymczasem – z zupełnie odmłodzoną kadrą i nowym sztabem szkoleniowym - rozegrali znakomitą rundę jesienną, bijąc się nawet o miejsce na ligowym podium. – Brakowało mi postawienia kropki nad „i”. Wskoczenie na podium byłoby fajnym zwieńczeniem dobrej rundy w naszym wykonaniu. Wtedy w skali szkolnej postawiłbym zespołowi 4+. A tak stawiam po prostu mocne 4 – mówi trener Paweł Cretti.
Drugi zespół Pogoni przeszedł latem sporą rewolucję. Drużynę opuścili bowiem bardziej doświadczeni zawodnicy, którzy dotychczas tworzyli jej trzon – Fabian Pach, Bartosz Boniecki, Oskar Kalenik czy dwaj nestorzy – Bartosz Ława i Wojciech Lisowski. W kadrze pojawili się natomiast gracze występujący dotychczas w drużynach juniorskich, a rolę liderów wzięli na siebie Mateusz Bąk, Błażej Starzycki czy nastoletni wciąż Jędrzej Góral. W oczach postronnych obserwatorów tak niska średnia wieku nie dawała nadziei na ligowy sukces, a wręcz skazywała Portowców na walkę o utrzymanie.
- Muszę uczciwie powiedzieć, że nie podzielałem tych obaw. Wchodząc do zespołu miałem plan, żeby z tego młodego wieku zrobić atut, a nie deficyt. Sztab zaufał w tę wizję, potem to samo zrobili zawodnicy. I dzięki temu to się udało - opowiada trener Cretti. – Na własny użytek nazywamy się watahą młodych i głodnych wilków – bo właśnie takie wilki biegną najdalej. Oczywiście to tylko metafora, ale ja ją lubię, bo jest bardzo obrazowa. Myślę, że udało nam się pokazać jesienią swoje najlepsze cechy – mieliśmy pomysł na grę, byliśmy odważni, tworzyliśmy bardzo wiele sytuacji i strzeliliśmy najwięcej bramek. W tym kierunku chcemy dalej iść, żeby grać – jak powiedział kiedyś Jurgen Klopp – „sexy football” – dodaje.
Początek sezonu nie był dla Portowców najłatwiejszy. W dwóch inauguracyjnych spotkaniach szczecinianie ulegli na wyjazdach Cartusii Kartuzy i Sokołowi Kleczew, by następnie przegrać na własnym boisku z KP Starogard Gdański. Przełamanie przyszło dopiero w Nowych Skalmierzycach, gdzie granatowo-bordowi rozgromili ówczesnego lidera III ligi.
– Można powiedzieć, że to był nasz mecz założycielski. Wygrać tak wysoko z zespołem, który miał wówczas na koncie komplet punktów, to była nie lada sztuka. Tamto zwycięstwo sprawiło, że wszystko ruszyło. Oczywiście zdarzały nam się później momenty, po których czuliśmy niedosyt – jak w meczach ze Świtem, Elaną czy ostatnim starciu z Cartusią. Ogólnie jednak wyglądaliśmy bardzo dobrze – mówi Paweł Cretti. – Wiedzieliśmy, że ta liga nie jest na tyle wymagająca, żeby wykraczać poza możliwości chłopaków. Nawet po tych trzech pierwszych meczach czuliśmy, że gramy nieźle, a tracone bramki są raczej pokłosiem pewnej młodzieńczej naiwności. Znałem większość zawodników z poprzedniego sezonu i wiedziałem, że są bardzo plastyczni, podatni na coaching. Ta adaptacja na poziomie seniorskim przebiegła więc bardzo szybko –może nawet szybciej niż się spodziewałem – dodaje.
Następującą z tygodnia na tydzień przemianę zespołu widać było w aspektach piłkarskich, ale również motorycznych. Dane zbierane z pierwszych meczów dalekie były od ideału – zarówno jeśli chodzi o liczbę przebiegniętych kilometrów, jak również liczbę wykonanych sprintów czy pracę na wysokiej intensywności. Wraz z upływem czasu granatowo-bordowi zaczęli jednak osiągać parametry zbliżone do tych, które obserwujemy na boiskach PKO Ekstraklasy.
- Na każdym szczeblu praca motoryczna w Pogoni jest wykonywana bardzo dobrze. Nie mam przekonania, że chłopcy zderzyli się ze ścianą, bo już na etapie juniorskim wykręcali niezłe liczby. Przejście każdego etapu wymaga jednak adaptacji. My teraz biegamy bardzo dobrze, ale gdy zawodnicy trafią do I zespołu, to ta intensywność będzie jeszcze wyższa. – tłumaczy szkoleniowiec Pogoni. – Pierwsze spotkania rundy jesiennej nie wyglądały tak, jak byśmy chcieli – w kontekście proaktywności, działania, inicjatywy. Byliśmy nieśmiali, podchodziliśmy do rywala z respektem. To znajdowało też odzwierciedlenie w wynikach motorycznych. Uważam bowiem, że bez mocnej psychiki nie ma dobrej motoryki. Na osiągane przez nas rezultaty trzeba też patrzeć przez pryzmat poszczególnych meczów. Teoretycznie słabsze wyniki mogą być bowiem pokłosiem stylu gry rywala. Jeśli przeciwnik stoi w niskiej obronie, to trudno jest nabiegać wiele kilometrów i wykonać wiele sprintów. Paradoksalnie najlepsze wyniki wykręcaliśmy więc w meczach przeciwko zespołom z czołówki, które zostawiały nam nieco więcej przestrzeni – dodaje.
Łyżką dziegciu w beczce miodu była dla Portowców postawa w Fortuna Pucharze Polski. Losowanie wydawało się dla szczecinian łaskawe, kojarząc ich z beniaminkiem II ligi – Polonią Bytom. Pogrążony w kryzysie zespół z Górnego Śląska, który przez całą rundę jesienną nie zdołał opuścić strefy spadkowej, odniósł jednak przy Twardowskiego przekonujące zwycięstwo.
- Czuliśmy po tym meczu duży zawód. Spodziewaliśmy się, że drugoligowiec postaw nam trudne warunki, ale rozmiary tej porażki były trochę za wysokie. Byliśmy wtedy na fali, graliśmy dobrze w lidze i liczyliśmy, że dzięki temu zdołamy przejść dalej. Znów jednak pojawiła się ta nieśmiałość w naszej grze, związana z przeskoczeniem kolejnego poziomu. Dlatego w okresie przygotowawczym zaplanowaliśmy mecz kontrolny z Kotwicą Kołobrzeg, by adaptować się do wymagań, które stawiają zespoły ze szczebla centralnego – tłumaczy Cretti. – Dla nas mecze Fortuna Pucharu Polski to znakomite doświadczenie. Dlatego mogę otwarcie powiedzieć, że w tym sezonie znowu będziemy chcieli wygrać puchar na szczeblu wojewódzkim, by za rok powtórzyć tę przygodę – może wtedy z innym skutkiem – dodaje.
W trakcie rundy jesiennej w zespole zaczęli się pojawiać nowi liderzy, którzy wzięli na siebie odpowiedzialność za losy zespołu. Sztab szkoleniowy mógł liczyć nie tylko na najbardziej doświadczonych graczy, ale również tych, którzy jeszcze niedawno występowali w Centralnej Lidze Juniorów U19. Jednymi z kluczowych postaci drugiego zespołu stali się chociażby Dawid Kroczek, Gracjan Hyl czy Kamil Jakubczyk, którzy jeszcze do niedawna stali w cieniu swoich kolegów.
- Słowo klucz to „zaufanie”. Każdy z zawodników potrzebuje poczucia, że jest potrzebny, że sztab w niego wierzy. Tylko wtedy jest w stanie pokazać wszystkie swoje walory. My z tymi chłopcami staramy się tak pracować, by oni czuli się ważni, znali swoje mocne strony i nie bali się ich eksponować. Nie wymagamy od nich wyłącznie realizacji wymyślonych przez nas założeń, tylko dostrzegamy ich pomysł na siebie i staramy się go wdrożyć do zespołu – mówi Cretti.
Rozwój zawodników w drugim zespole zaowocował również zaproszeniami na treningi pierwszej drużyny. Oprócz wymienionego wcześniej trio pod wodzą trenera Jensa Gustaffsona pracowali również Bartosz Urbaniak, Kacper Gołębiewski, Mateusz Kaczorek czy Antoni Klukowski. Niewykluczone, że część z nich w I zespole zobaczymy również na wiosnę.
- Cieszymy się, że chłopcy mają okazję trenować w I drużynie. Dla nich to bowiem ogromne doświadczenie. Nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat, ale liczę, że kilku z nich pod wodzą trenera Jensa rozpocznie przygotowania do rundy wiosennej. Dla sztabu będzie to dobra okazja, by przyjrzeć im się w dłuższej perspektywie czasowej i na tle całego zespołu – mówi Paweł Cretti. – Współpraca z I zespołem układa się bardzo dobrze. Regularnie wymieniamy się informacjami, po zwycięstwach płyną gratulacje – zarówno w jedną, jak i drugą stronę. Czuć, że siedzimy w jednej łodzi i płyniemy w tę samą stronę – dodaje.
Przed rozpoczęciem sezonu do tej łodzi wsiadł również jej były kapitan – Adam Frączczak. 36-letni napastnik zdecydował się powrócić na Twardowskiego, by z jednej strony wspierać zawodników drugiego zespołu swoim doświadczeniem, a z drugiej uczyć się powoli trenerskiego fachu.
– Miałem poczucie – i myślę, że Adam to potwierdzi – że na początku czuł się dziwnie w naszej szatni. Przez lata przyzwyczaił się bowiem pewnie do innego funkcjonowania zespołu, nieco innych tematów. O czym innym rozmawiają bowiem osiemnastolatkowie z Akademii, a o czym innym doświadczeni gracze I zespołu. Myślę jednak, że ta adaptacja przebiegła u niego bardzo szybko. W pewnym momencie zaczął czerpać frajdę i radość z tego, że jest w tej szatni – wyjaśnia szkoleniowiec Pogoni. – Adam to taki typ człowieka, który nie próbuje nikomu udowodnić, że jest najważniejszy. W szatni, na treningu czy podczas meczu bierze jednak na siebie odpowiedzialność i staje się liderem. Często dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami, a my staramy się z jego wiedzy i doświadczenia czerpać. Mam nadzieję, że Adam również czuje, że się rozwija – zarówno piłkarsko, jak i trenersko – dodaje.
Runda jesienna obecnego sezonu była seniorskim sprawdzianem dla wielu młodych zawodników, ale również… dla trenera Crettiego. Doświadczony szkoleniowiec w swoim CV ma bowiem wiele sukcesów na szczeblu młodzieżowym, lecz w profesjonalnej piłce nie odnosił dotychczas sukcesów.
- Nie straciłem wiary w swoje umiejętności. Wprost przeciwnie – uważam, że doświadczenia z Wigier i Olimpii sprawiły, że dzisiaj jestem lepszym trenerem niż przed wyjazdem ze Szczecina. Do wielu rzeczy podchodzę w inny sposób. Bardzo mi zależy na wyniku, mecz wciąż jest dla mnie sytuacją stresową, jestem zły po porażkach i gdy widzę, że ktoś nie realizuje swoich zadań lub nie angażuje się w odpowiednim stopniu. Ale ogólnie mam większy dystans do niektórych rzeczy, zyskałem trochę luzu. I dzięki temu lepiej się ze sobą czuję – tłumaczy. – Nie wiem, czy chcę odczarowywać dla siebie piłkę seniorską. Nie wróciłem do Pogoni, żeby się odbudować, tylko dać temu klubowi jak najwięcej. I czerpać przyjemność ze swojej pracy – dodaje.
Na początku grudnia zawodnicy drugiego zespołu rozpoczęli trzytygodniową przerwę zimową. Na Twardowskiego wrócą ponownie 2 stycznia, by serią badań i testów motorycznych rozpocząć okres przygotowawczy do rundy wiosennej.
- Wciąż są rzeczy, nad którymi musimy pracować. Jeśli chodzi o defensywę, to nacisk położymy na obronę pola karnego, stałe fragmenty gry czy powrót za linię piłki. W atakowaniu chcemy być natomiast jeszcze bardziej odważni, kreatywni i skuteczni. Spróbujemy również przygotować zespół, by był bardziej elastyczny i potrafił płynnie przechodzić przynajmniej na dwa alternatywne ustawienia – mówi szkoleniowiec Pogoni. – Zobaczymy, jak zmieni się zespół w trakcie zimowej przerwy. Mamy nadzieję, że nasi zawodnicy zaczną odgrywać coraz ważniejszą rolę w I zespole, a wtedy my – być może – sięgniemy po kogoś z juniorów. Myślę jednak, że kręgosłup zostanie podobny do tego, który oglądaliśmy w poprzedniej rundzie. A jakie stawimy sobie cele wynikowe? Jesień chcieliśmy zakończyć na podium i podobnie będzie teraz. Myślę, że jest to cel w naszym zasięgu – podsumowuje.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...