Twitterowe (i nie tylko) fora od jakiegoś czasu rozpala dyskusja na temat ESA18 i sensowności jej wprowadzenia. Mamy zwolenników pozostania w obecnym formacie mamy tych, którzy są zdecydowanie za powiększeniem ligi, ale też i tych, dla których liga powinna składać się z max 10-12 najmocniejszych klubów w Polsce. Ja chciałbym jednak zgłębić temat od innej strony i postawić tezę – dlaczego żadna z powyższych reform nie jest w stanie realnie wpłynąć na poprawę poziomu rozgrywek?
1. Młodzieżowiec jako temat zastępczy dla prawdziwych problemów
Przed obecnym sezonem PZPN przegłosował poprawki dotyczące zniesienia limitów obcokrajowców spoza Unii Europejskiej (co uważam za bardzo dobry ruch) i wprowadził obowiązek wystawiania w składzie co najmniej jednego młodzieżowca (ruch moim zdaniem niepotrzebny).
W temacie młodzieżowca jestem z tych, którzy uważają, że owszem, przepis pomoże w większej ilości występów młodych piłkarzy (bo taki jest przepis), ale jednocześnie uważam, że wyróżniający się zawodnik, w tak słabej lidze, jak nasza Ekstraklasa, musi grać i to bez względu na wiek. Przepis o obowiązkowym młodzieżowcu nie może być przymusem dla trenerów, by stawiać na wyróżniających się juniorów. Liga jest w takim miejscu i ma taki status, że prezesi klubów środki na słabej jakości obcokrajowców i ich agentów powinni przeznaczać na staże dla trenerów, rozwój skautingu, budowę boisk i centrów szkoleniowych. Moim zdaniem, to jedyna droga dla polskich klubów, by spróbować choćby odrobinę zbliżyć się do zachodu.
Wracając do tematu młodzieżowca. Dochodzimy do, bądź co bądź, patologicznej sytuacji, w której trener, mimo, że ma lepiej pracującego piłkarza na treningach, dającego więcej jakości, musi wystawiać tego słabszego, bo taki jest przepis. To na pewno nie pomaga w rywalizacji, a wręcz może powodować rozleniwienie młodego piłkarza, gdy w klubie liczba dobrze rokujących młodzieżowców jest na niskim poziomie. I tu wychyla się postać Grzegorza Szymusika, piłkarza Korony Kielce. Do momentu kontuzji Mateusza Spychały, innego prawego obrońcy i jednocześnie młodzieżowca:
Ostatnie minuty w lidze – 90 minut vs Wisła Płock 19.10.2019
Następne minuty w lidze – 90 minut vs Pogoń Szczecin 20.12.2019
W międzyczasie: 7 kolejek rozegranych, 0 minut.
Łącznie: 360 minut, 11 razy w kadrze (4 występy), 9 razy poza kadrą meczową.
Jak na dłoni mamy przykład zawodnika, który, gdyby nie przepis o młodzieżowcu, nie grałby. Takich przypadków jest więcej.
2. Polityka prowadzenia klubu wg polskich prezesów
Kluby Ekstraklasy, ale i niższych poziomów rozgrywkowych w Polsce w większości są uzależnione od władz miejskich i ich budżetów, które często są ich strategicznym partnerem (a tak naprawdę sponsorem). Ma to swoje plusy i minusy. Jednakże uważam, że kluby powinny być w rękach prywatnych, rozsądnych właścicieli lub akcjonariuszy-kibiców tzw. socios. Poza tym, dużym problemem w Polsce są agenci piłkarscy i ich „szybki towar”. Niestety, dzięki wszelkiego rodzaju układom „wkładają” swoich piłkarzy do klubów. Wszystko tańszym kosztem niż zatrudnienie skauta czy podwyżka dla trenera grup młodzieżowych. Właściciele i pion sportowy chodzą na łatwiznę, nie chcąc się rozwijać.
I w ten właśnie sposób dochodzimy do sytuacji, w której nieudolne rządy obecnego prezesa Arki Gdynia Dominika Midaka, doprowadziły do wstrzymania dotacji z budżetu miasta dla klubu. Specjalnie w akapicie wcześniej zaznaczyłem słowa „rozsądnych właścicieli” – za takiego nie można uznać Midaka, który, jak w zasadzie wielu polskich właścicieli lub większościowych udziałowców, dużo mówi, a mało robi. Rządy Antoniego Ptaka, Radosława Osucha czy Janusza Wojciechowskiego, to jedne z wielu przykładów nieudolności, niecierpliwości czy brudnych gierek właścicielskich.
Zostajemy w Trójmieście, przenosimy się kilkanaście kilometrów dalej, do Gdańska. Inny, ale tak samo niepokojący i dający do myślenia przykład, czyli Lechia Gdańsk. Wieczne problemy z wypłatą pensji, sięgające pół roku. Piłkarze mogący i składający wezwania do zapłaty. Właściciele klubu niszczący rynek transferowy, proponujący bajońskie sumy bez pokrycia naiwnym piłkarzom. Prezes podejmujący decyzje bez konsultacji ze szkoleniowcem lub po prostu nie biorąc pod uwagę jego opinii. Przykładów jest wiele, a wszystko ma wspólny mianownik – fatalne zarządzanie klubem nie mające żadnych perspektyw.
Dwa popularne kluby, a co za tym idzie duży potencjał w młodych zasobach ludzkich, rywalizacja, nowoczesne stadiony, rzesza kibiców. Oba trójmiejskie zespoły mają jedną wspólną wadę – niewykorzystany potencjał.
Za następny przykład może posłużyć Korona Kielce i jej wagony piłkarzy, głównie z zagranicy, przyjeżdzające co roku w okresie letniego okienka transferowego. Zero jakiejkolwiek stabilizacji, niewykorzystany świetny rocznik, który w 2019 wygrał Centralną Ligę Juniorów. Jak kibic może utożsamiać się z klubem, gdy co roku wymieniana jest praktycznie cała drużyna? Jak budować markę, zwiększać frekwencję i promować młodych piłkarzy, gdy jedynym, nadrzędnym celem klubu jest utrzymanie się w Ekstraklasie?
Przykładów takich jak wyżej w historii rozgrywek znajdziemy mnóstwo. Pierwszoligowe zespoły po awansie również nie są konkurencyjne. Większość z nich (jak choćby Zagłębie Sosnowiec, Sandecja, Raków, Termalica) wchodzi do Ekstraklasy warunkowo, nie spełniając wymogów licencyjnych. W panice, widząc swoje miejsce po rundzie jesiennej w tabeli, wymieniają pół składu w przerwie zimowej, z jasnym celem utrzymania, a gdy to się nie udaje, przyjeżdża nowy zaciąg latem. Oczywiście wraz z nowym trenerem, ma postawione kolejne cele na nowy sezon. I tak się to kręci. Liczy się tu i teraz. A to zgubne myśleć o tym, co było, a nie o tym, co będzie. Wszystko rozbija się o złą politykę transferową.
3. Co może dać nam ESA18?
Przede wszystkim muszę zacząć od tego, że moim zdaniem rozegranie w Polsce 34 spotkań w sezonie, to maksimum. Dzisiejsza ESA37 każe nam oglądać mecze 20 grudnia, gdzie w Polsce murawy wyglądają fatalnie, jest zimno, a przez niski poziom ligi kibiców na meczach jest garstka. Rozwiązanie z 18 zespołami mogłoby pozwolić skrócić rozgrywki jesienią i wznowić je później wiosną. PZPN uznał, że korzystniej będzie rozgrywać spotkania zimą, by skończyć rozgrywki wcześniej, dając tym samym więcej odpoczynku wyeksploatowanym piłkarzom. Generalnie uważam, że właśnie ta opcja prezentuje się korzystniej niż zmniejszenie ligi np. do 10 zespołów. Choć nie ukrywam, że jestem zwolennikiem skrócenia rundy „jesiennej” i skończenia ligi w połowie maja, w zamian za wrzucenie kilku spotkań w tygodniu. To jednak wcale nie oznacza, że pozwoli realnie podnieść poziom. Siłą rozgrywek są jej najmocniejsze kluby. Tak jest np. w Holandii, gdzie mocny jest Ajax, PSV, AZ. Tak jest w Belgii, Szwajcarii czy Portugalii. Topowe kluby podnoszą jakość ligi meczami w europejskich pucharach, z których mają pieniądze na kupno lub wychowanie i promocję młodych zawodników. Wszystko w oparciu o podnoszenie poziomu wcześniej wspomnianego szkolenia i skautingu. W Polsce obie te instytucje na dziś istnieją tylko formalnie. W wymienionych ligach nie znajdziemy wyrównanego poziomu całej ligi, tak jak u nas. Tam są 3-4 drużyny z górnej półki, regularnie grające w pucharach i reszta korzystająca z tego, próbująca gonić najlepszych. Problemem nie jest ilość, ale jakość. Jakość najlepszych klubów. A w zasadzie jej brak.
Jesteśmy ligą biedną, nie możemy pozwolić sobie na kupno wyróżniających się piłkarzy chociażby z Węgier, Chorwacji czy Słowacji, więc argument, że mniejsza ilość klubów w Ekstraklasie = wyższa jakość piłkarzy, nie trafia do mnie. Polskie kluby stać na piłkarzy drugiego czy nawet trzeciego sortu, do tego mających wysokie oczekiwania finansowe. Najprostszą drogą do zysku dla słabszych lig, gdy nie ma hojnych sponsorów, jest wyszkolenie i przygotowanie zawodnika do gry w silniejszej lidze. Wtedy zyski ze sprzedaży powinny stopniowo rosnąć. A tak, od 15 lat stoją w miejscu. Czyli w zasadzie mocno się cofają, bo najsilniejsze ligi sprzedają i kupują coraz drożej.
W całym tym zamieszaniu na główny plan wychodzi postać Zbigniewa Bońka. Prezesa, który jednocześnie chce zadowolić wszystkich, podczas, gdy nie słucha nikogo. ESA37 się nie sprawdziła? Zmieniamy. No to będzie więcej drużyn, które mogą mieć problem z uzyskaniem licencji na grę, bo zdaniem Bońka „kto nie ma stadionu przystosowanego do gry w Ekstraklasie, ten w niej nie zagra”. No właśnie. W pierwszej lidze więcej jest takich obiektów, które się wg podręcznika licencyjnego nie nadają niż nadają. Co PZPN zrobi w momencie, gdy bezpośredni awans uzyskają w tym sezonie Warta Poznań, Olimpia Grudziądz i GKS Jastrzębie? Żaden ze stadionów tych klubów nie ma szans uzyskać licencji. A szanse na awans mają bardzo realne. Brak w poczynaniach prezesa PZPN logicznych i przemyślanych ruchów. A mówienie, że mecze Norwich-Watford nie różnią się poziomem od spotkań Ekstraklasy uznajmy za kolejny dowód na to, że Boniek stracił kontrolę nad tym co mówi i robi.
Ryba psuje się od głowy – jeśli najwyższe władze czy to w związku piłkarskim czy klubie wciąż będą nieumiejętnie kierowały klubami, to poziom rozgrywek nie drgnie z miejsca nawet minimalnie.
#PogonSportNetWBelek2020 wspierają:
- Nauka Jazdy Magnet - emagnet.pl
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...