Aktualności

  • Kibic pisze: Co nagonka na Pogoń miałaby przynieść konstruktywnego?

Jeden tekst napisany przez kibica już dziś zamieściliśmy. Drugi dotarł do nas przed chwilą. Jego autorem jest Paweł Drąg, kibic Pogoni, a od kilku lat jej pracownik. Całość nadesłaną przez Pawła znajdziecie poniżej.


Jest już późno, piszę. 1999 rok, maj. Pogoń toczy trudny boiskowy bój z GKS-em Bełchatów. Gramy w dziesiątkę, ponieważ drugą żółtą kartką został upomniany Maciej Stolarczyk. Mijają minuty, lecz nadal utrzymuje się wynik bezbramkowy. W końcu Andrzej Rycak urywa się rywalom, dośrodkowując na głowę Piotra Mandrysza, który strzela jedyną bramkę w tym spotkaniu. Wyjątkowym, bo z kilkoma kolejami losu; To ostatni domowy mecz Mandrysza w granatowo-bordowych barwach. GKS spada z ligi. Spotkanie ogląda 6 tysięcy osób. W tym ja.

Niewiele pamiętam z meczu, więc powyższy opis to przede wszystkim zlepek tego, co dowiedziałem się o nim wiele lat później. To wspomnienie chciałem koniecznie odtworzyć i zarazem zatrzymać w sobie, ponieważ to pierwszy mecz, który obejrzałem z wysokości trybun naszego stadionu. Razem z moim tatą, który był wtedy zapalnikiem nowych emocji, a inaczej ujmując, obdarował mnie iskrą, zrzuconą nagle na moje serce.

Później nastąpił ciąg zdarzeń. Teraz to taśma z obrazami, które pojawiają się, gdy myślę o rodzącej się wówczas pasji. Widzę wyprawy do Szczecina autobusem lub pociągiem. Trudne, ciągnące się w nieskończoność powroty po przegranych meczach i zaspane poranki w szkole kolejnego dnia. Wspieranie zespołu w najniższych klasach rozgrywkowych, obecność na meczach, gdy drużynie kompletnie nie szło, a na trybunach zjawiała się garstka kibiców. Zeszyty zasypywane notatkami z meczów czy zdjęcia Portowców wycinane z „Piłki Nożnej”. Pamiętam emocje, wiążące się z boiskowymi bohaterami, czyli Dymkowskim, Batatą, Edim, Aką czy Grzelakiem. O naszych piłkarzach wiedziałem wszystko. Nawet to, ile mają wzrostu i ile ważą. Z biegiem czasu nauczyłem się znosić wieloletnią dolę kibica, który musiał cieszyć się z małych triumfów. Duma Pomorza była rozszarpywana kolejnymi problemami i tym samym niezdatna do rywalizacji o najwyższe cele. Przez lata nie mieliśmy nawet podstaw, aby marzyć o włączeniu się do walki o puchary i medale, zatem największą radością były pojedyncze zwycięstwa z wyraźnymi faworytami. Drużyna zmieniała się, ja dorastałem wraz z nią. Do regularnych rytuałów należało ustawianie grafiku weekendu pod mecze Pogoni. Nie zliczę, ile razy oglądałem pojedynki Portowców na weselach, imprezach urodzinowych u znajomych i rodziny, a także ile razy czas z Pogonią odbywał się kosztem wielu innych, ważnych momentów w życiu. Nie zrozumcie mnie źle. Nie staję z wypiętą klatą do plebiscytu na najwierniejszego kibica klubu. Nie kupuję słów „Pogoń więcej niż życie” czy „my zginiemy, Pogoń nigdy”. To nie w moim stylu, to nie ten rodzaj identyfikacji, z którym się utożsamiam. Tak samo jak i nie czuję intonowania „Nasza Pogoń najlepsza w Polsce jest”. Tego nie śpiewam, bo wiem, że nie jest najlepsza. I tyle. Chcę jednak, by wyraźnie wybrzmiało, że Pogoń naprawdę ma dla mnie znaczenie, a ja jestem jej kibicem.

Po spędzeniu dwóch lat w Ekwadorze układałem sobie życie zawodowe, pracując w kilku miejscach jednocześnie. Mam to szczęście, że zawsze robiłem to, co sprawiało mi satysfakcję. Jestem dumny z drogi, którą kroczyłem. Marzyłem jednak o Pogoni. Jak wielu, wielu innych. Ja jednak miałem to szczęście ziścić swoje pragnienia.

Pracę w klubie znalazłem dzięki… Twitterowi. To tam ośmieliłem się napisać wiadomość prywatną do prezesa klubu – Jarosława Mroczka. Opisałem swoje doświadczenie zawodowe, składając gotowość do tego, by wykorzystać nabyte umiejętności na rzecz granatowo-bordowych. Po kilku dniach odezwał się do mnie Krzysiek - rzecznik prasowy Pogoni. Wkrótce rozpoczęła się przygoda, która trwa od września 2018 roku.

Jestem świadomy, że to dało mi szerszą perspektywę niż wcześniej. Łatwiej o pragmatyzm, gdy obserwuje się wydarzenia wokół Pogoni z pozycji jej pracownika. W danych działaniach mogę dostrzec mnogość zależności i zmiennych, a nie tylko sam efekt, czyli np. gotowy post w Internecie. Mam też ten przywilej, że czasem nie muszę snuć domysłów, bezpodstawnie szukając winnych, ponieważ wiem dlaczego do czegoś doszło. W tej służbowej drabince nie jestem umiejscowiony zbyt wysoko, ale na moim szczebelku widać trochę więcej.

Każdy tego typu tekst jak ten to niebezpieczna zabawa dla piszącego. Wszakże wszystko można kwestionować. Treść podlega ocenie i zawsze można obrać narrację niekorzystną dla autora. Słowa to broń obosieczna, a pogłębiona analiza zawsze wymaga wielowymiarowego podejścia do tematu. Nie celuję w głoszenie prawd objawionych. Wiem, że to obecnie misja straceńcza. Być może ten zapis to osobisty sposób na radzenie sobie z falą negatywnych emocji, których doświadcza Duma Pomorza. Chcę jednak, abyście wiedzieli, że w Pogoni Szczecin pracuje wielu ludzi, którzy kochają ten klub, poświęcając dla niego o wiele więcej niż można byłoby tego oczekiwać od kogokolwiek. Moja osobista, wyżej opisana historia, nie jest tu w żaden sposób wyjątkowa. Tu wiele postaci z drugiego planu, których nie znacie lub znacie powierzchownie, nie zasługuje na to, czym obecnie jest obdarowywana. Jasne, można uznać, że sami wybrali drogę emocji. I tu trudno z tym dyskutować. Mimo to dyskutujmy. Byle na zdrowych zasadach.

Nie kwestionuję prawa do krytykowania poczynań klubu. Problem zaczyna się w momencie, gdy robi się z tego sztukę dla sztuki, bo to najprostszy sposób, by raz za razem uderzać w Pogoń, atakując wszystko i wszystkich. Nietrudno oprzeć się wrażeniu, że co poniektórzy czerpią dziwny rodzaj satysfakcji z tego, że mogą bezkarnie poużywać sobie, polując przy tym na łatwe lajki. W takich chwilach warto odpowiedzieć sobie na pytanie, czy cokolwiek dało się zbudować opierając się na negatywnych emocjach? Co nagonka na Pogoń miałaby przynieść konstruktywnego? Czy aby na pewno troska winna być wyrażana właśnie w taki sposób? A przede wszystkim - czy za ostatnie lata, najlepsze w historii Dumy Pomorza, władze klubu nie zapracowały sobie na większy szacunek i kredyt zaufania niż jest im to obecnie okazywane?

Nie jestem od tego, aby namawiać do czegokolwiek innych kibiców. Ja zrobię to, co zawsze. Ubiorę się na galowo, czyli w najpiękniejszych możliwych barwach, i wybiorę się na mecz. Później na kolejny. I będę wierzył, że za moment znów zaczniemy wygrywać. A w tygodniu pójdę do biura i oddam serducho dla Pogoni.

Paweł Drąg

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: własne
Wyświetleń: 9742

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...