Gra się dla zwycięstw, rywalizacji, sławy, pieniędzy, kobiet. Gra się dla rodziców i rodzeństwa, przyjaciół, kolegów z drużyny, trenera. Gra się dla kibiców, ich oklasków, skandowania nazwisk. Chodzi się na mecze dla herbu, barw, klubu. Dla emocji. Chodzi się na mecze dla piłkarzy, dla kilku okrzyków i piosenek. Jeśli nie zaznaczyliśmy żadnej z powyższych odpowiedzi, to znaczy, że ten raj został już utracony.
Kiedyś podczas zamkniętego treningu na siatce oddzielającej trybuny od boiska, wisiał kibic. Trzydzieści metrów nad ziemią, trzymał się tam w samych spodenkach i koszulce, a padał deszcz. Zaczęliśmy w niego celować piłką. Trener poprosił ochronę, by przyprowadziła tego chłopaka. Był trochę niedorozwinięty. Trener zapytał go, co robił. Odpowiedział, że jesteśmy jego idolami, że uwielbia drużynę i nie chce przegapić żadnego treningu. - A w piłkę grasz? - zapytał trener. Chłopak grał i to całkiem nieźle, o czym przekonaliśmy się następnego dnia, gdy na polecenie trenera dołączył do drużyny. Dostał kompletny strój i opaskę kapitana, wybierał składy razem z naszym bramkarzem. Po zajęciach Trener poprosił, by już więcej nie przychodził na zamknięte treningi, bo ci idioci - i wskazał na nas - zrobią wszystko, by go zrzucić z tej siatki.
Kiedy chłopak opuścił trening, trener powiedział: - Może macie to, czego on nie ma. Może jesteście bogaci, a on nie ma domu. Ale on ma coś, co jest dużo cenniejsze od tego, co macie wy. On ma miłość do klubu. Wy tylko samochody, sławę i luksusy. Jeżeli to zrozumiecie, będziemy mistrzami, inaczej jesteśmy bez szans. Milczeliśmy. Znowu staliśmy się tacy mali. Trenera tłumaczył jego asystent. Myślę, że później w swojej pracy czerpał z tych lekcji motywacji garściami. Taki drobiazg, jak z tym kibicem, został przekuty w czynnik mobilizujący. Mieliśmy potem serię chyba dziesięciu meczów bez straconego gola. Zrozumieliśmy, jak niewiele mamy.
Komu i kiedy to się przytrafiło, o tym później. Istotne jest, że z pozoru błaha sytuacja treningowa potrafiła zostać przekuta w coś trwałego. Potrafiła nauczyć pokory. W końcu to na błędach wynikających często z własnej głupoty uczymy się najlepiej. Oczywiście uczymy się, pod warunkiem, że swoją głupotę zrozumiemy, lub ktoś przekonująco nam ją wyjaśni.
Kilku zrozumiało to po ostatnim gwizdku. Leżeli na murawie, uderzali w nią, odważyli się podejść w stronę kibiców. Reszta nie miała tej odwagi, może im nie zależało, może po prostu czuli wstyd, złość. Część z nas już tego nie widziała bo wyszła, bo miała po ludzku dość. Do tego stopnia dość, że gwizdała na wychowanka, który po chwili strzelał bramkę. Wspólna droga dla wielu na jakiś czas się rozeszła. Część jeszcze myśli jak się teraz zachować. I to jest najtrudniejsze pytanie, bo można przeczekać, odpuścić na jakiś czas, szydzić, obrażać, itd... Tak samo można czekać, aż to kolega z zespołu zaskoczy, aż ktoś weźmie wszystko na swoje barki, aż pomoże zwyczajne szczęście.
Większość z Was nie zagra w reprezentacji, nie zarobi na zagranicznym kontrakcie takich pieniędzy by do końca życia nie robić już nic. Nie otworzycie super biznesu i nie ulokujecie z głową wysokich zarobków. Na dziś, większość z Was będzie zapamiętana jako przeciętni ligowcy. Tacy, którzy może i mieli jakiś tam talent, ale niestety go nie wykorzystali. Niektórzy być może złapią kontuzję i szybciej skończą karierę, czego oczywiście nie życzę. Jak może wyglądać przyszłość przeciętnego ligowca? Spytajcie Andrzeja Miązka. Albo nawet nie pytajcie. To chodzący drogowskaz jak tego wszystkiego nie spieprzyć. Dostał swoje drugie życie, szansę, bo kiedyś coś zrobił dla herbu i barw. Przez wiele lat nawet tego nie wiedział, ale pracował, by ktoś kiedyś mógł mu dać szansę. Większość z Was jeszcze na to nie zapracowała i większość prawdopodobnie nie zapracuje.
Wspomnianą na początku historię opisał Grzegorz Mielcarski, dotyczyła jego, szatni i Jose Mourinho. Sprawcą zajścia był Bobby Robson, wybitny trener-wychowawca. Jak niewielu innych, potrafił uczyć miłości do futbolu, uświadamiać jej w tym gąszczu pokus, blichtru i pychy. Na prostych przykładach tłumaczył, czym jest życie i czym jest dla niektórych jest piłka nożna. Czym powinna być dla prawdziwych zawodowców, którzy od małego marzyli tylko o tym, by grać w piłkę. Bo tylko miłość do piłki się liczy. Tą jedną sytuacją ukształtował kawałek charakteru. Fragmencik. Mourinho słuchał, jak buduje się drużynę. Mielcarski szlifował charakter i nawet po przyjściu do Pogoni nie odpuszczał z serducha. Co się stało z kibicem, tego już się raczej nie dowiemy. Ten jeden trening był dla niego zapewne czymś wyjątkowym. Opaska kapitańska również. Jeśli go nie wpuścili na kolejny, to pewnie bardzo szybko o tym zapomniał. Miał swoje ułomności, ale był kibicem i w tym momencie tylko takim go odbierali. Ten żar zawsze tli, raz mocniej, raz słabiej, rzadko kiedy wygasa do końca. Możesz być tysiące kilometrów od Twardowskiego, ale w godzinie meczu pojawi się ten mały dreszczyk. A, żeby się udało. Prawdziwe bogactwo to ten herb, te barwy, ten klub. A dla Was co jest tym prawdziwym bogactwem?
Ps. Właśnie czytam, że obniżono ceny biletów. Dobrze. Powinno to pójść z kieszeni piłkarzy, trenerów oraz zarządu i byłaby to chyba najlepsza dziś możliwa lekcja wychowawcza. Ale nie była i nie o lekcji wychowawczej te kilka zdań.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...