- Dla nas, chłopaków ze Szczecina, to było coś nowego. Dla tych, którzy przyszli do Pogoni może nie, bo grali w pucharach wcześniej - mówił Leszek Pokładowski o ostatnich występach Pogoni Szczecin w pucharach, które miały miejsce 20 lat temu. Leszek Pokładowski był gościem wtorkowej audycji #PogońFM - w drodze do Europy.
Ciężkim dniem dla Pogoni był 12 czerwca 1996 roku. Porażka z GKS-em Bełchatów w zadziwiających okolicznościach. W tym meczu obejrzałeś czerwoną kartkę w 23. minucie spotkania. Po jesieni zajmowaliście dobre miejsce i nic nie wskazywało, że spadniecie. Jak wspominasz tamten dzień?
- Nic na to nie wskazywało, wysoko staliśmy w tabeli, a w zimowym okresie były też wzmocnienia. Z tego co pamiętam to takie, które mogły pozwalać myśleć o grze o wyższe cele. Nie udawało nam się na początku, przegrywaliśmy mecze. Zawsze chciałem być daleko od "złych historii" piłki, nie postrzegać tak jej. Po paru latach okazało się, że pewne rzeczy były. Co do tego meczu w Bełchatowie? Może gdybyśmy wcześniej lepiej grali, to do tego meczu w takich okolicznościach by nie doszło. Nie mogliśmy go przegrać. Pierwszą kartkę dostałem za pierwszy faul w meczu. Drugą, za odrzucenie piłki. Teraz czasami sobie to oglądam, bo jest to na YouTubie, czy to było takie granie na czas, aby dać żółtą kartkę? No, nie wiem. Grając w dziesiątkę mogliśmy ten mecz zremisować. Przy stanie 1:0 dla Bełchatowa Robert Dymkowski strzelił wyrównującą bramkę po podaniu Andrzeja Rycaka. Później gol z rzutu wolnego Berensztajna... Może gdyby wtedy były takie boiska jak dzisiaj, to ta piłka by się nie odbiła i byśmy się utrzymali. Z takiego spadku też trzeba pozytywy wyciągnąć, bo większość chłopców została i po roku awansowaliśmy. Historia pokazała, że w kolejnym sezonie też mieliśmy decydujący mecz z GKS-em Bełchatów i też dostaliśmy czerwoną kartkę. Gdy Maciek Stolarczyk dostał czerwoną kartkę to pomyślałem, że historia zatacza koło. Ale udało nam się wygrać ten mecz nawet w dziesięciu. Emocje były niesamowite. Człowiek miał w głowie to, co się stało dwa lata temu.
(...)
Jak wspominasz zespół zbudowany przez Begdasa? Zdobyliście wicemistrzostwo. To ostatni medal Pogoni.
- Begdas wszedł do Pogoni zimą, sezon wcześniej. Ten sezon przed wicemistrzostwem też był trudny. Pogoń była zawsze rodziną, ale nie było bogato. Pamiętam, że przed sezonem wyjechaliśmy na zgrupowanie do Sosnowca i po 2-3 dniach musieliśmy z niego wrócić, bo w klubie nie było pieniędzy, aby za niego zapłacić. Musieliśmy wrócić do domu na własny koszt. Przygotowując się na obiektach Pogoni, fajnie szło nam w lidze. Byliśmy w czubie tabeli po jesieni. Trenerem był Albin Mikulski, który sprowadził kilku fajnych piłkarzy, takich jak Rysiek Remień. Stworzyliśmy fajną grupę. Nieoczekiwane wyniki spowodowały, że zainteresowanie klubem wzrosło. Begdas wszedł jako sponsor i poukładał wszystko. Po sezonie można powiedzieć, że było jednak trochę nerwowo, bo mówiło się, że właściciel chce zbudować nowy, mocny zespół, a wiadomo, że w takiej sytuacji trzeba będzie komuś podziękować za grę. Udało mi się zostać i kilku innym chłopakom. Ten sezon wicemistrzowski był dla mnie trudny. Nie byłem podstawowym zawodnikiem. Zaliczyłem 11 meczów, drugie tyle na ławce, a kilka na trybunach i w rezerwach. Nie było łatwo. Przyszło wielu zawodników z takich klubów jak Wisła i Legia. Dostali szansę przed nami, aby zagrać. Cieszę się, że byłem częścią tej drużyny i zdobyć wicemistrzostwo, ale miałem większe ambicje, aby mocniej się do tego przyczynić, ale nie udało się. Cieszę się, że nie było w tym okresie kontuzji. Kilku tych chłopców, którzy tu przyszli byli fajnymi ludźmi. Grzesiek Mielcarski, Kaziu Węgrzyn czy Jacek Bednarz, który siedział obok mnie w szatni i często dyskutowaliśmy. Czasami się spotykamy bo prowadzi taki program dla dzieciaków "Akademie Klasy Ekstra" przy Ekstraklasie. Mamy wtedy okazję do wspomnień.
Awansowaliście do pucharów tak jak Pogoń teraz, ale ta Wasza przygoda nie była udana...
- Nie była udana. Fylkir... Wszyscy wiedzą jak to wyglądało. Dla nas, chłopaków ze Szczecina to było coś nowego. Dla tych, którzy przyszli do Pogoni może nie, bo grali w pucharach wcześniej. Myślę, że można było osiągnąć w tym wcześniejszym sezonie mistrzostwo. Nie zwalam tego, na problemy na linii klub-miasto, bo to my walczyliśmy na boisku. Dziwny to był sezon, bo chyba nikt nie chciał tego mistrzostwa zdobyć. Gdy my przegrywaliśmy, to przegrywali też inni. Wracając do pucharów, to były czasy gdzie były tarcia. Do nas to też dochodziło, bo wiadomo, że to nasze życie, bo z tego się utrzymywaliśmy. Na boisku jednak o tym nie myśleliśmy. Na Islandii przegraliśmy 2:1. Wyrównany był to mecz. Z tego co pamiętam, pół roku wcześniej graliśmy z tym zespołem sparing na zgrupowaniu w Portugalii i wygraliśmy 3:0. Może podeszliśmy lekceważąco do tego meczu, bo wszyscy mówili też o nich "amatorzy z Islandii". W Szczecinie mieliśmy awans pewny, ale w końcówce straciliśmy bramkę na 1:1 i to się oddaliło. Nie było miło później słyszeć tych wszystkich komentarzy, czy przekręcanych nazwisk jak "Podkładson" i inne <śmiech>.
CAŁĄ AUDYCJĘ MOŻESZ ODSŁUCHAĆ PONIŻEJ!
SoundCloud
YouTube
Spotify
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...