Od uwięzienia przez bośniackich żołnierzy po jazdę na trening z robotnikami – historia Zvonimira Kožulja w "Przeglądzie Sportowym".
Dzisiaj nie wiadomo, czy bośniaccy żołnierze, którzy złapali przy próbie wyjazdu z ogarniętego wojną Mostaru Ilkę Kožulj zgłosili przełożonym dwoje czy troję więźniów. Bo jak liczyć kobietę w ciąży? Niespełna trzyletni Krešimir okazał się najmłodszy spośród wszystkich przetrzymywanych. Zvonimir dopiero czekał na narodziny. Zresztą teraz nikt nie pamięta, czy rodzice już wiedzieli, że będzie właśnie Zvonimirem. Familia niczym nie zasłużyła na pojmanie, zabrakło jej fartu, po prostu miała inną narodowość niż napotkani wojskowi. Wolność odzyskała po trzech miesiącach, została wymieniona na podobnych pechowców capniętych przez ich rodaków – Chorwatów.
– Wiem, to szalona historia, ale taka była wojna. Na szczęście żyjemy, jesteśmy zdrowi i trzymamy się razem. Kiedy ktoś mi narzeka na słaby mecz albo trening, wystarczy, że przypomnę sobie tamte czasy. Nic lepiej nie przywraca świadomości, że futbol to nie wszystko – opowiada Przeglądowi Sportowemu Zvonimir Kožulj, pomocnik Pogoni z Bośni i Hercegowiny.
W tej historii nie ma głowy rodziny, bo Gordan chwycił za karabin i walczył w obronie najbliższych. Linię frontu opuścił po zawieszeniu broni. Później znowu go nie było – przez większość roku pracował w Niemczech w fabryce samolotów pod Ulm na odbudowę domu w Bijelo Polje, miejscowości oddalonej od Mostaru o 10 kilometrów. Kožulje przyjechali tam zaraz po zakończeniu konfliktu i znaleźli gruzy.
– Nic z niego nie zostało. Zrównano go z ziemią. Kilka lat zajęło rodzicom postawienie go z powrotem – wspomina pomocnik Portowców.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...