Aktualności

  • "Przegląd Sportowy": Portowy tryb życia

Sebastian Kowalczyk to najmłodszy kapitan w ekstraklasie. W Pogoni jest od 11 lat. Od tłumaczeń przed wychowawcami z powodu bitwy na śnieżki, przez wstrząs mózgu, do strzelenia gola z Koroną w Kielcach - czytamy w Przeglądzie Sportowym.


To już był koniec. Może nie taki, że w Salosie Szczecin nie było niczego, ale na pewno miało brakować Piotra Łęczyńskiego. Kiedy zawodnicy rocznika 1998 usłyszeli o odejściu szkoleniowca do Pogoni, rozpłakali się jak na komendę. Przytulił ich, ale oczywiście decyzji nie zmienił. Mniej więcej miesiąc później wszedł w dwudrzwiową bramę kamienicy pamiętającej czasy, gdy miasto nazywało się Stettin. Przyszedł do jednego z tych zapłakanych 10-letnich chłopców, z którymi nie tak dawno się żegnał. Zaoferował przenosiny do Portowców. W ten sposób do klubu trafił Sebastian Kowalczyk, obecnie kapitan wicelidera ekstraklasy. 

Z boiska do szpitala

W pewnym sensie Łęczyński wciąż słuchał księdza Tadeusza Balickiego, założyciela i szefa Salosu. Po pierwszych zajęciach malca w salezjańskim zespole wziął trenera na bok i nakazał mu wyjątkowo dbać o chłopczyka. Duchowny rozpoznał w nim duży talent. To samo zobaczyli w Pogoni. Początkowo Kowalczyk występował w drużynie rocznika 97, jednak ponieważ ta rywalizowała w lidze z zespołami złożonymi z zawodników urodzonych w 1995, musiał cofnąć się do ekipy rówieśników. Kiedy usłyszał o tym w szatni, łzy znów napłynęły mu do oczu. Był zawzięty. Wolał walkę ze starszymi. Choćby nierówną.

Nie lubił odpuszczać. Bywało, że ulice Szczecina tonęły w ulewie i mama błagała, by zrezygnował z treningu, bo ze względu na opiekę nad młodszym synem nie miała czasu go zawieźć. Ale to były daremne prośby. Trzeba było wsiąść w auto i jechać. Nie posłuchał także wtedy, gdy zbliżały się eliminacje EURO U-17 i pani Anna radziła, by nie wystąpił w Centralnej Lidze Juniorów z Lechią. Przecież i tak był przeziębiony. Oczywiście nie było szans, by wybić Sebastianowi grę w piłkę z głowy. Nie zdołał tego zrobić także przeciwnik z Gdańska, który najpierw podjął próbę łokciem, a po sekundzie jeszcze spadł na Kowalczyka.

– Nie pamiętałem ani swojego imienia, ani rodziców. Ocknąłem się w szpitalu w czteroosobowej sali, już przebrany w piżamę. Miałem poważny wstrząs mózgu – wspomina pomocnik.

WIĘCEJ PRZECZYTASZ TUTAJ!

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Przegląd Sportowy
Żródło: Przegląd Sportowy
Wyświetleń: 6490

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...