Pracował w banku, spał w pokoju na stadionie, trenował MMA – oto historia lidera Pogoni Szczecin Srdjana Spiridonovicia - czytamy w dzisiejszym Przeglądzie Sportowym.
Bił, żeby zapomnieć. Raz, dwa, trzy uderzenia. Dzięki temu znów zaczynał czuć się sobą. Dawnym „Spirim”. Wyjazd do Włoch był wielką pomyłką. Chyba największą w jego życiu. Tam stracił pewność siebie, której wcześniej nigdy mu nie brakowało. Ale także tam z kolegą z zespołu powiesił na suficie worek i wyprowadził pierwsze ciosy. To było lekarstwo.
– Po powrocie do Austrii czułem się połamany w sensie psychicznym. Jakbym był kimś innym. W tamtym czasie znajomy, który studiował psychologię, poradził mi, bym spróbował zmęczyć umysł. Tak trafiłem na treningi MMA – wspomina Srdjan Spiridonović, dziś lider walczącej o mistrzostwo Polski Pogoni Szczecin.
Druga szansa
Każda godzina spędzona na macie pomagała zatrzeć w pamięci obrazy z Italii. Przede wszystkim mieszkanie w zimnym pokoju na stadionie Messiny, bez dostępu do ciepłej wody. W dodatku bez kasy. Jeśli Spiridonović chciał sobie przypomnieć, ile rzekomo zarabiał, musiał spojrzeć w kontrakt. Bo na koncie bankowym nie miał czego szukać. Jeszcze nie tak dawno jako 20-latek debiutował w fazie grupowej Ligi Mistrzów w barwach Austrii Wiedeń, by rok później biegać po boiskach III ligi włoskiej za darmo...
Nic dziwnego, że to zostawiło ślad w głowie piłkarza. Musiało. Trener Admiry Wacker Mödling – Oliver Lederer – wyciągnął pomocną dłoń. Sprowadził go do drużyny, mimo że Spiridonoviciowi przypięto etykietę „złego chłopca”. Bo w szatni Austrii bronił się, kiedy po zajęciach zaatakował go inny zawodnik – Roman Kienast. Doświadczony kadrowicz. Poczuł się zagrożony i chciał zaznaczyć terytorium. Młodziana osądzono pokątnie, sytuacja nie przedostała się do mediów, jednak w klubie swoje wiedzieli. Zresztą w innych również. Dlatego pomocnik po rundzie w rezerwach musiał wyjechać na Półwysep Apeniński.
Spiridonović nie wykorzystałby drugiej szansy, gdyby nie mieszane sztuki walki. O duszy już było, ale ćwiczenia z wojownikami okazały się korzystne także dla ciała. Najczęściej rano trenował na boisku, po południu lub wieczorem na macie. Dwa, czasem trzy razy w tygodniu.
– To był jeden z moich najlepszych sezonów w karierze. Te zajęcia bardzo pomagały mi w dojściu do świetnej formy i utrzymywaniu jej. Byłem gotowy na wszystko – przyznaje, a liczby potwierdzają jego słowa. W 25 występach strzelił sześć goli i miał cztery asysty. Wybrano go do jedenastki rozgrywek 2015/16 austriackiej Bundesligi.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...