Dwa razy z Szombierkami Bytom, dwa razy z Lechem Poznań i po razie z Hutnikiem Kraków, Górnikiem Wałbrzych, Polonią Warszawa, Stalą Rzeszów i Wartą Poznań. Tak 27 kwietnia wygląda w historii Portowców.
2019
Pogoń Szczecin - Lech Poznań 1:1
2005
Lech Poznań - Pogoń Szczecin 1:1
1996
Pogoń Szczecin - Hutnik Kraków 0:3
1994
Polonia Warszawa - Pogoń Szczecin 0:1
1986
Pogoń Szczecin - Górnik Wałbrzych 2:3
1983
Szombierki Bytom - Pogoń Szczecin 0:0
1969
Szombierki Bytom - Pogoń Szczecin 1:0
1968
Stal Rzeszów - Pogoń Szczecin 3:0
1958
Pogoń Szczecin - Warta Poznań 2:2
27.04.2005, dokończony mecz, który został przerwany po podaniu nieprawdziwej informacji o śmierci papieża, relacja z poznańskiego wydania Gazety Wyborczej.
Lech Poznań zdołał zremisować dokończony mecz z Pogonią Szczecin. Gola, który pozwolił poznaniakom opuścić strefę barażową, zdobył Damian Nawrocik
Takiego meczu nie było w Polsce od 50 lat (od dokańczanego w 1955 r. spotkania Lecha z Polonią Bytom), a zatem trzeba było do niego zastosować unikalne zasady. Pogoń, o której mówiło się, że ma kłopoty z wytrzymaniem kondycyjnym pełnych 90 minut, teraz mogła się tym nie przejmować. Lech mógł zaatakować z pełną determinacją, bo do wytrzymania miał tylko 51 minut.
- Nie możemy grać górnych piłek. Trzeba uruchomić skrzydła - mówił przed spotkaniem trener "Kolejorza" Czesław Michniewicz. W końcu Pogoń słynie z dobrej gry w powietrzu. Tyle, że przed poprzednim starciem obu ekip, 1 kwietnia, mówił podobnie. I Lech uparcie próbował sforsować szczecińskie szyki takimi właśnie zagraniami.
Wtedy, gdy sędzia Krzysztof Zdunek (nie mógł prowadzić powtórki, bo został zdyskwalifikowany za błędy w meczu Zagłębie Lubin - Dyskobolia Grodzisk Wlkp. w miniony piątek) przerywał mecz Lech-Pogoń z powodu informacji o śmierci Papieża, szczecinianie prowadzili 1:0. Gol padł po fatalnym błędzie bramkarza Waldemara Piątka, który zaczął się bawić z czeskim napastnikiem Pogoni Radkiem Divecky'm i stracił piłkę. Tyle, że wówczas, w 39. min Lech właśnie zaczął naciskać i zdobywać przewagę.
Sześć minut i przerwa
Mecz rozpoczął się nie od środka, ale od rzutu sędziowskiego. Pogoń zebrała pierwsze brawa za oddanie tej pierwszej piłki "Kolejorzowi". - Przez szacunek dla tego, co stało się tutaj 1 kwietnia, proszę o kulturalny doping dla swoich drużyn. Na nasze zachowanie patrzy przecież cała Polska, tak jak wtedy - apelował spiker. O zapowiadanym pojednaniu fanów Lecha i Pogoni, czy też o wyjściu szczecinian z klatki dla kibiców gości nie było jednak mowy. Mimo to, po spotkaniu spiker podziękował wychodzącym kibicom za spokój.
We wczorajszym drugim odcinku meczu Lech-Pogoń inne było niemal wszystko - składy, sędziowie (ostał się tylko jeden liniowy - Radosław Siejka), widownia (zamiast 15 tys. z tamtego meczu, tym razem o połowę mniej, mimo iż bilety z 1 kwietnia zachowywały ważność), a także warunki. Tym razem po deszczu było mokro i ślisko. To sprzyjało strzałom z dystansu. Zanim jednak gracze obu ekip zdołali skonstruować jakieś groźne akcje, sędzia... odgwizdał przerwę. - Szybko zleciała ta połowa - śmiali się obserwatorzy.
Nowy arbiter Robert Werder z Warszawy widocznie nie skonsultował się z poprzednim - Krzysztofem Zdunkiem z Łodzi. Do pierwszej połowy nie doliczył bowiem ani minuty, a przecież sam Zdunek musiał mieć zanotowane liczne przerwy w grze z 1 kwietnia. Króciutka była też sama przerwa - przesiadywanie w szatni po zaledwie 5 minutach gry nie miało przecież większego sensu.
Nerwy Panika
W drugiej połowie wrzały trybuny, obrzucając wyzwiskami kogo popadnie. Wrzało też na murawie. Mecz się zaostrzył. Pogoń kontynuowała atak, gdy na boisku leżał kontuzjowany Radek Divecky. W polu karnym, w starciu z Rafałem Lasockim, padł Urugwajczyk Claudio Milar. Sędzia nie podyktował karnego, a urugwajski piłkarz aż bił ze złości pięściami w ziemię. Po tej i kilku kolejnych akcjach w szał wpadli ludzie na ławce rezerwowych szczecińskiego klubu. Trener Bohumil Panik to machał rękoma w stronę boiska, to znów odwracał się do odgrodzonych kordonem policji kibiców Pogoni i także ... machał rękoma, by protestowali przeciw decyzjom sędziego! Brzydkie zagrania z obu stron i żółte kartki zaczęły się mnożyć, a atmosfera robiła się gęsta.
W tym wszystkim jednak Lech, choć zepchnął Pogoń do defensywy, znów nie potrafił zrobić jej krzywdy. Do 72. min nie oddał celnego strzału. Dośrodkowania, także te z rzutów rożnych, bez trudu wybijali bardzo dobrze grający głowami obrońcy ze Szczecina.
Zaproponowanie Pogoni takiej gry nie sprawdziło się już 1 kwietnia. Tym razem Lech próbował być aktywniejszy na skrzydłach - temu miało służyć m.in. szybkie wprowadzenie na plac gry Pawła Sasina. Zagrożenie jednak nie powstawało. Trener Czesław Michniewicz w 67. min zagrał więc va banque i wpuścił na boisko dodatkowo Damiana Nawrocika. To miał być sygnał do totalnego szturmu. A jednak Lech nadal nie mógł stworzyć przewagi liczebnej na połowie Pogoni.
Wszedł zatem Marcin Wachowicz, który zmienił nieprzydatnego w tej sytuacji Pawła Bugałę. Z kolei trener Panik jeszcze wzmacniał i tak skuteczną defensywę. Z czasem "stan posiadania" Pogoni zwiększał się - zaczynała ona także kontrolować wypadki w środku pola i zbierać piłki także tutaj.
Po błędzie Peskovicia
Gola dla Lecha nieoczekiwanie przyniosło jedno z tych bezsensownych zagrań - długich wrzutek z głębi pola na rosłych obrońców Szczecina i jeszcze roślejszego bramkarza Borisa Peskovicia. Tyle, że w 80. min w powietrznym starciu z Piotrem Reissem po takiej właśnie wrzutce słowacki bramkarz popełnił błąd. Bezpańską piłkę dobił do siatki Damian Nawrocik.
Niesieni euforią po tej bramce lechici natarli z determinacją. Pojawiły się udane próby tak wyczekiwanych prostopadłych podań. Okazało się, że z takimi zagraniami Pogoń ma kłopoty, a np. Nawrocik jest na nią wystarczająco szybki. Trwało to krótko, bo szczecinianie nie dali sobie narzucić takiego stylu gry. - Gramy do końca, Kolejorz, gramy do końca - wołali kibice Lecha. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że wbicie Pogoni drugiego gola i wygranie meczu ze stanu 0:1 byłoby dla Lecha psychologiczna trampoliną. Nawet jednak jeden punkt pozwolił mu odetchnać i wydostać się wreszcie ze strefy baraży. Dlatego trener Michniewicz cieszył się po końcowym gwizdku. Przy takich warunkach postawionych przez Pogoń i nieporadności "Kolejorza" w ofensywie, miał z czego.
Lech Poznań - Pogoń Szczecin 1:1 (0:1)
Nawrocik 80' - Divecky 10'
Lech: Piątek - Lasocki, Telichowski, Wójcik, Topolski Ż - Sasin, Scherfchen, Świerczewski, Wachowicz - Nawrocik, Reiss
Pogoń: Pesković - Michalski, Julcimar, Magdoń, Poledica, Kuchar Ż, Kaźmierczak, Matlak, Łabędzki, Milar, Divecky
Widzów: 15 tys.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...