O Łukasz Zwolińskim znów jest głośno. Piłkarz zaczął regularnie trafiać do bramki rywali po zmianie klubu i dziś jest liderem klasyfikacji strzelców w lidze chorwackiej.
– Dobrze przepracowałem okres przygotowawczy, omijały mnie kontuzje. Szybko zaaklimatyzowałem się w zespole. Przed rozgrywkami rozegraliśmy aż 9 sparingów, a ja w siedmiu trafiałem do siatki. Zyskałem pewność siebie i łatwiej było zacząć rozgrywki – tłumaczy były zawodnik Pogoni Szczecin w rozmowie z Przeglądem Sportowym. - O Chorwacji mogę mówić w samych superlatywach. Przyjechałem do tego kraju, gdy zaczynały się mistrzostwa świata. Widziałem na własne oczy, jak Chorwaci żyją futbolem. Piłkę śledzą wszyscy, nie tylko młodzi, co robi na mnie ogromne wrażenie. Fajnie było oglądać na żywo na głównym placu w Zagrzebiu mecze mundialu z udziałem reprezentacji Zlatko Dalicia. Radość kibiców, fajerwerki, śpiewy, race, tańce, zablokowane ulice – to było coś niesamowitego. Pozytywnie zaskoczyła mnie też otwartość i serdeczność tych ludzi. Wszyscy w klubie byli bardzo pomocni.
Zwoliński pierwsze dwa sezony w Pogoni miał bardzo dobre. Zaczęło się mówić, że szybko może wyjechać do innego kraju, a klub zarobi spore pieniądze. Tak sę jednak nie stało.
– Dwa pierwsze sezony były fenomenalne. Nie wiem, co się stało później. Zawsze powtarzałem, że jako wychowankowi zależy mi na dobrej grze w Pogoni. Czasem gdy zbyt mocno czegoś pragniesz, przynosi to odwrotne efekty. Wiedziałem, że na trybunach siedzą członkowie mojej rodziny i przyjaciele. Chciałem przed nimi jak najlepiej wypaść, a nie wychodziło. Trudno mi to wytłumaczyć – przyznaje Zwoliński. Po czym dodaje: – Nie rozumiem, dlaczego przypięto mi łatkę piłkarza, który nie jest przygotowany mentalnie. Nie zgadzam się z tym. Całe życie marzyłem o występach w Pogoni i zrealizowałem ten cel. Kiedy grałem dobrze, klepano mnie po plecach i nagle pojawiły się głosy, że jestem słaby psychicznie. Ale nie przeszkadzało mi to, że gdy na stadion przychodzi kilka tysięcy, 10 czy 20 procent ma o mnie negatywne zdanie. Robiłem swoje. Nie warto przejmować się niektórymi opiniami, nie muszę nic udowadniać – mówi piłkarz.
Po ostatnim sezonie zawodnik podjął decyzję o odejściu z Pogoni i wydaje się, że był to dla niego bardzo dobry ruch.
– Spotkałem się z Kostą Runjaiciem i ówczesnym dyrektorem Pogoni, Maciejem Stolarczykiem. Nikt nie wypychał mnie na siłę ze Szczecina. To była moja decyzja, potrzebowałem zmiany. Trener Runjaić radził mi: „Change the air”, zmień powietrze. Czasem to może bardzo pozytywnie wpłynąć na formę. Przeprowadzka do HNK Gorica to strzał w dziesiątkę. Odżyłem - tłumaczy Zwoliński. - – Nikt nie powiedział, że na zawsze pożegnałem się z klubem i zamknąłem sobie drzwi. Życie piłkarza już takie jest, że nigdy nie wiesz, gdzie rzuci się los. Trzeba być przygotowanym na różne opcje. Nigdy nie zwątpiłem w to, że uda mi się odbudować. Robiłem swoje, ciężko pracowałem. Długo czekałem, aż karta się odwróci. Teraz wszystko wreszcie zaczyna się układać. To dla mnie najważniejsze.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...