Kacper Kostorz przebywa obecnie na wypożyczeniu z Pogoni Szczecin do FC Den Bosch. Serwis TVP Sport opublikował wywiad z napastnikiem w którym porusza też czas spędzony w Szczecinie.
Jak sądzisz – dlaczego nie przekonałeś do siebie trenera Pogoni, Jensa Gustafssona?
– Gdyby trener Kosta Runjaic został w Pogoni, na pewno tych szans pojawiłoby się więcej – zacząłem już u niego łapać minuty, widziałem coraz większe zaufanie. Ale niestety – na moje nieszczęście, choć gratuluję mu tego – trener odszedł do Legii. Zacząłem od czystej karty. Pojechaliśmy na obóz, wyglądałem dość dobrze. Ale trener Gustafson ściągnął Pontusa Almqvista, który od razu wskoczył do składu, potem odpalił, strzelał gole. A mi było trudno rywalizować. Zawsze byłem trzecim, a może nawet piątym wyborem – trener wolał na dziewiątce wystawiać Michała Kucharczyka i Aleksa Gorgona. Cały czas o siebie walczyłem. Rozmawiałem z chłopakami o tym, że zasługuję na szansę. Ale gdy są wyniki i gra się układa – nie trzeba na siłę szukać zmian. Mogę mieć tylko żal o to, że trochę zostałem oszukany.
W jaki sposób?
– Przed zimową przerwą rozmawiałem z trenerem o tym, jaki jest mój cel. Powiedział mi, że jeden z zawodników przyznał, że jego celem jest gra w TOP5. A ja podszedłem do tego bardzo realistycznie. Powiedziałem, że o TOP5 nawet nie myślę, bo na razie nie gram w ogóle w Ekstraklasie. Przyznał, że na pewno nie zagram, bo jestem trochę niżej w hierarchii niż inni zawodnicy. Powiedział też, że jeżeli pojadę do domu na urlop, to na pewno nie zagram. Dlatego gdy inni się rozjechali, ja zostałem na trzy tygodnie w klubie. Pracowałem ciężko z trenerem Rafałem Burytą. Trzy tygodnie biegania, siłowni... Potem wszyscy wrócili z urlopów, pojechaliśmy na obóz. A ja byłem chyba jedynym zawodnikiem, który w trakcie obozu nie zagrał ani minuty. Nie możemy więc mówić tutaj o żadnej rywalizacji i otrzymaniu jakiejkolwiek szansy. Wtedy zrozumiałem, że w Pogoni mi się nie uda i muszę coś zmienić. Byłem u trenera – powiedziałem, że chcę odejść na wypożyczenie do Korony. I nie została udzielona mi zgoda.
Dlaczego?
– Usłyszałem od trenera, że widzi we mnie szanse na rozwój i muszę zostać. Od tamtego momentu zagrałem może pięć minut. Dalej ciężko pracowałem, ale nie dostałem możliwości pokazania się w Ekstraklasie. Dużo pracowałem i nie mogę mieć do siebie o nic pretensji. Myślę, że do kogokolwiek byś nie zadzwonił, każdy z Pogoni powiedziałby, że wkładałem wszystko, żeby dobrze grać. Ale to trener decyduje o składzie. Krótko mówiąc, nie byłem raczej zawodnikiem, który mu się podobał.
Czy mimo niewielkiej liczby występów, mógłbyś powiedzieć, że w Pogoni poczyniłeś kroki do przodu?
– Wrócę do momentu, gdy odchodziłem z Legii, bardzo dużego klubu. Wiedziałem, że nie jestem już młodzieżowcem i chciałem znaleźć drużynę, w której na pewno mógłbym się rozwijać. Pogoni na mnie zależało, dyrektor Adamczuk oglądał mnie na meczach rezerw Legii. Uznaliśmy, że Pogoń to najlepszy możliwy ruch. Patrzyłem na historię Kacpra Kozłowskiego i innych piłkarzy, którzy w ostatnich latach się rozwinęli w tym klubie. Oczywiście myślę, że przychodząc do Pogoni nie byłem od razu w stu procentach przygotowany do rywalizacji. Musiałem się odbudować. Trwało to jakiś czas, ale wszedłem po pewnym czasie na odpowiedni poziom. Nauczyło mnie to walczyć o siebie.
– Z drugiej strony, Pogoń mnie zahartowała pod względem mentalnym. To nie jest łatwe dla zawodnika, gdy jeździsz na wycieczki dziewięć godzin w jedną i drugą stronę, a lądujesz na trybunach. Nawet nie jesteś na ławce rezerwowych. Potem wracasz i słyszysz: dobrze pracujesz, pracuj tak dalej. Oczywiście, taki jest mój zawód i czasem trzeba się z tym pogodzić. Ale w pewnych momentach robi się ciężko. Słyszałem od trenera, że zawodnik nie musi wcale grać, żeby się rozwijać. Byłem innego zdania.
Wiem, ile trudnych momentów przeżyłeś, nie tylko biorąc pod uwagę sprawy sportowe. Czy sprawiły one, że podchodzisz do życia z większym dystansem?
– Chyba dopiero teraz rzeczywiście nabrałem dystansu. Zrozumiałem, że każdy piłkarz ma jakąś swoją drogę. To, co przeszedłem w Legii i Pogoni, na pewno mnie zahartowało. Tak samo to, co przeżyłem w życiu prywatnym. Patrzę na niektóre rzeczy pod innym kątem i inaczej je postrzegam. Ale wiadomo – na samym końcu wychodzisz na boisko. Teraz czuję się innym piłkarzem i innym człowiekiem niż wcześniej.
Zmieniłeś się pod względem charakteru?
– Tak, nauczyłem się porozumiewania ze sztabem szkoleniowym, innymi piłkarzami. Przychodząc do Pogoni byłem osobą bardzo zamkniętą. Nie byłem żadnym wodzirejem ani człowiekiem, który chce się przypodobać innym. Usłyszałem nawet w Pogoni od jednego z trenerów, że szatnia mnie nie akceptuje – choć było to totalną bzdurą. Miałem dobry kontakt z Pawłem Stolarskim, którego poznałem jeszcze w Legii. Dobrze się znałem też z paroma innymi chłopakami. Dzisiaj z takich rzeczy mogę się po prostu śmiać, ale wtedy mnie to bolało. Na pewno nie jest miło coś takiego usłyszeć. Ale dziś nie zwracam już uwagi na takie sprawy. Dochodzę do wniosku, że trzeba robić swoje i jak w jednym miejscu życie ci tego nie odda, to odda w drugim. Teraz w Holandii znalazłem swoje miejsce i bardzo się z tego cieszę.
– Spójrzmy na przykład Adama Buksy, o którym też mówili, że się nie nadaje, a dziś widzimy, gdzie jest. Gdzieś usłyszałem fajne zdanie – kiedy wszystko przychodzi łatwo, to tych rzeczy nie doceniamy, a gdy jest to wypracowane po trudnościach – jest to dla nas trochę ważniejsze. Tego się trzymam.
Jest coś, co chciałbyś udowodnić sobie?
– Od samego początku wiedziałem, że potrafię grać. Słyszałem w Pogoni od Kamila Drygasa: Kosti, ty to jesteś piłkarz, tylko musisz zacząć grać. Takie słowa mnie motywowały. Czy teraz chciałbym coś sobie udowodnić? Nie, bo wiem, jaką drogę przeszedłem i ile kosztowało mnie to wysiłku, nieraz łez. Gdy po osiemnastu godzinach podróży po meczu znów musiałem "wsiadać na rower" i pedałować pod górę… Sobie nic udowadniać nie muszę, bo wiem, że ciężko na to pracuję. Jak będzie dalej? Życie pokaże. Ale nie chcę spocząć na laurach.
A może chciałbyś coś udowodnić innym?
– Gdy przychodziłem do Holandii, chciałem od razu coś udowodnić. Miałem na to mocną ochotę! Ale po rozmowie z trenerem Tomkiem Kaczmarkiem podchodzę do tego spokojniej. Powiedział mi: Kacper, ty nic nikomu nie musisz udowadniać. I te słowa zostały mi w głowie. Trener wprowadził we mnie taki spokój, że skupiam się na piłce, żeby grać, a nie żeby coś komuś udowadniać. Cieszę się, że trafiłem na takie osoby jak on, Damian Korba, William van Overbeek, Ruud van Nistelrooy. Chcę robić swoje. Widzę, że teraz idę w dobrą stronę, żeby coś pokazać i zrobić coś z moją karierą.
Wiem, że jesteś w Holandii dopiero pół sezonu, ale myślisz o tym, żeby zostać tu dłużej?
– Na pewno fajnie byłoby zostać za granicą. Wiem, że już zimą było kilka konkretnych zapytań z innych klubów, ale zostałem w FC Den Bosch i chciałbym tutaj strzelać dalej.
Miałeś propozycje z Polski?
– Nie, z Polski nie było żadnej, wszystkie z zagranicy, widocznie nie spełniam kryteriów napastnika poszukiwanego przez polskie kluby <śmiech>.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...