Aktualności

  • Łęczyński: Jeśli wykonamy swoją robotę na boisku, to końcowy sukces nastąpi

Dwukrotny mistrz kraju z młodzieżowymi drużynami Pogoni Szczecin, uczestnik kursu trenerskiego UEFA Pro, koordynator ds. szkolenia w Zachodniopomorskim Związku Piłki Nożnej, ale przede wszystkim szkoleniowiec kobiecej Dumy Pomorza. Czy śni mu się mecz z Deportivo? Co chciałby dostać na przyszłoroczne czterdzieste urodziny? Czy obawiał się czegoś przed ligowym debiutem w roli trenera w kobiecym futbolu? Zapraszamy do przeczytania obszernego wywiadu z Piotrem Łęczyńskim opublikowanego przez media klubowe.


Kiedy u trenera Piotra Łęczyńskiego zaczęła się miłość do piłki nożnej?

- Jak każdy młody chłopak w latach 90. będąc zakochanym w piłce chciało się zostać właśnie piłkarzem. Tysiące, miliony przypadków pokazują, że jest to niezwykle trudne, a sama miłość do piłki istniała od kiedy pamiętam. Pierwsze migawki to Mistrzostwa Świata w 1990 roku, miałem wtedy 6 lat. W pierwszych latach moja przygoda z piłką opierała się jedynie na graniu z kolegami na szczecińskich podwórkach, a największym wydarzeniem z dzieciństwa, które wywołało najwięcej emocji były Igrzyska Olimpijskie w Barcelonie z 1992 roku. Srebro naszych piłkarzy sprawiło, że chciałem być związany z futbolem. I tak właśnie jest do dnia dzisiejszego.

A kiedy w głowie pojawiła się myśl - tak, chcę zostać w przyszłości szkoleniowcem, trenerem?

- Nie było jednego momentu, który o tym zadecydował. Zawsze patrzyłem na futbol z innych perspektyw, bardziej analitycznych, znacznie inaczej niż moi koledzy z dziecięcych lat. Bardzo szybko przekonałem się o tym, że chcę zostać trenerem, zwłaszcza, że nie zostałem piłkarzem grającym na wysokim poziomie. Poszedłem w stronę "trenerki" robiąc kolejne kursy - najpierw UEFA B, później UEFA A. Moim pierwszym klubem w roli trenera był SALOS Szczecin i był to dla mnie niesamowity czas nowych przeżyć, poświęcenia, zdobycia dużego doświadczenia w pracy z dziećmi, młodzieżą. Również, co bardzo ważne, z ich rodzicami. Ksiądz Tadeusz Balicki zbudował wtedy wspaniałą atmosferę, wpływał na wychowanie nie tylko zawodników, ale i trenerów z którymi znam się do dziś. Rozwinął ten Klub, w którym przecież wychowało się wielu bardzo dobrych piłkarzy.

Właśnie w SALOS-ie Szczecin spotkał się trener z wieloma zawodnikami, którzy w przyszłości reprezentowali barwy Pogoni Szczecin lub są po debiutach w najwyższej klasie rozgrywkowej. Podobnie w naszej kadrze wojewódzkiej, której również byłeś trenerem.

- W SALOS-ie prowadziłem, między innymi, Sebastiana Kowalczyka, który później został jednym z czołowych piłkarzy Pogoni, również jej kapitanem. W tym samym zespole mieliśmy Damiana Pawłowskiego, Krystiana Pedę, którzy są po debiutach w Ekstraklasie. I to prawda, nazwisk przewijało się sporo także, gdy wraz z Marcinem Łazowskim prowadziłem naszą kadrę wojewódzką – oprócz wspomnianego Sebastiana i Damiana byli także Mateusz Bochnak, Mateusz Bartolewski. Z kolejnego rocznika Adrian Benedyczak i Kacper Michalski (obecnie Ruch Chorzów), Kacper Smoliński (rocznik 2001). Z rocznika 2003, z którym zdobyliśmy mistrzostwo kraju kadr wojewódzkich można też wyróżnić Kacpra Kozłowskiego, Mateusza Łęgowskiego, Huberta Turskiego.

Po SALOS-ie była Pogoń. Zanim trafiłeś do Dumy Pomorza były po Ciebie dwa podejścia.

- To dość dawna historia. Wiele lat temu Dariusz Adamczuk chciał mnie ściągnąć do Pogoni. I właśnie po jednym z turniejów zimowych w Gdańsku rozmawialiśmy, że pora na zmianę. Ale ja byłem młody, zakochany w ideałach, nie chciałem zmieniać klubu. Pogoń była wtedy w zdecydowanie innym miejscu niż jest teraz. Następnie przyszła nasza druga rozmowa i ostatecznie zdecydowałem się na dołączenie do Pogoni, a wraz ze mną do klubu trafił między innymi Sebastian Kowalczyk.

Z pracy w młodzieżowych strukturach Pogoni trener został zapamiętany z poprowadzenia juniorów starszych do pierwszego po trzydziestu pięciu latach mistrzostwa kraju.

- Ważna i cenna była przygoda ze zdobyciem mistrzostwa Polski juniorów, a później rywalizacja w eliminacjach do młodzieżowej Ligi Mistrzów, ale niezmiennie ważniejsze cały czas pozostają debiuty i bramki zawodników, z którymi się pracowało. To cieszyło i cieszy mnie zdecydowanie bardziej. Czekam z niecierpliwością na kolejnych reprezentantów Polski wychowanych również z moim udziałem.

Śni się jeszcze trenerowi ten mecz z Deportivo La Coruna w eliminacjach do młodzieżowej Ligi Mistrzów? Po pierwszym meczu prowadziliście 3:0, jednak w drugim na wyjeździe hiszpańska ekipa nie dała Wam żadnych szans i ostatecznie dwumecz padł ich łupem.

- Nie śni. Wiadomo, że z perspektywy czasu jest to wielka szkoda, że się nie udało przejść dalej, ale z drugiej strony to była ogromna nauka. Ci, którzy tego nie przeżyli mogą wyciągać swoje wnioski, ale jak w wielu sytuacjach mądrzejszy jest ten, który tego doświadczył na własnej skórze. Teraz Klub i ja jesteśmy mądrzejsi o wiele wniosków, na które bardzo ciężko trzeba było pracować. Mistrzostwo Polski juniorów starszych było bardzo cenną drogą dla wielu z nas, Klubu, ówczesnego sztabu, zawodników. Chciałbym, by ta droga była czymś, co wpłynie na ich dalszy rozwój w ich karierze piłkarskiej.

Czy jest jakiś trener na którym się wzorujesz, spoglądasz na jego pracę?

- Nie ma trenera idealnego, również ja nie mam takiego. Wielu zachwyca się grą zespołów prowadzonych przez Pepa Guardiolę, bo to dość powszechna opinia. Guardiola jest jednym z trenerów, który może być wzorem. Czerpać można jednak od wielu szkoleniowców, którzy cechują się innym stylem gry, ale mają swoją tożsamość i chcą przekazywać swoją filozofię piłkarzom.

Czyli filozofia hiszpańskiego stylu gry jest trenerowi dość bliska.

- Faktycznie, hiszpański futbol ma w sobie coś, co chciałbym wprowadzać do swoich drużyn, ale nie można też zapominać o niemieckim etosie pracy, więc takie połączenie byłoby idealne. 

Na ukończeniu jest również kurs UEFA Pro, czyli najwyższy dostępny certyfikat trenerski.

- Mój kurs UEFA Pro jest na ostatniej prostej, bo przede mną zaliczenie prac dyplomowych i egzamin końcowy. To ważny dla mnie okres jeśli chodzi o rozwój, a sama ilość i jakość zajęć wpłynęła na mój warsztat. Na pewne rzeczy spoglądam teraz inaczej, a w wielu kwestiach utwierdzałem się, że moje działania są właściwe. Ostatnie miesiące to czas spotkań z wieloma trenerami, którzy na co dzień pracują na bardzo wysokim poziomie.

I teraz przejdziemy do tematów, które są dla nas najbardziej aktualne. Jak to jest być trenerem grupy dwudziestu kilku dziewczyn, kobiet, wielu różnych charakterów?

- Miałem zdecydowanie inne postrzeganie futbolu kobiecego kiedyś, a mam inne teraz. Kiedyś niezwykle trudno było mi siebie wyobrazić w tej roli, jednak bardzo szybko się nauczyłem tej szatni i pracy z dziewczynami. Elementy czy aspekty, które wydawały mi się trudne do zrealizowania, okazały się bezproblemowe. Uważam, że mam dobry kontakt z zawodniczkami, ale nie ukrywam, że ta praca delikatnie różni się od tego, gdzie pracowałem wcześniej. Nie są to jednak aż tak kolosalne różnice w kontekście treningowym i meczowym – ich podejścia, czy zaangażowania, ale jest to praca z grupą kobiet, z którymi często inaczej trzeba rozmawiać. Inaczej niż z młodymi facetami.

Z pewnością to, co trzeba wyróżnić u naszych dziewczyn to ich poświęcenie na boisku oraz poza nim.

- To prawda i uważam, że piłka kobieca jest jednak niedoceniana w Polsce. Poświęcenie, świadomość, pracowitość, zdolności organizacyjne dziewczyn bardzo często są na wyższym poziomie niż u mężczyzn. Dziewczyny są niedoceniane biorąc pod uwagę właśnie te aspekty. One mają niesamowity charakter i to często pokazują na boisku. Wiele zawodniczek dorastało w bardzo małych klubach, gdzie poziom organizacyjny był dużo słabszy niż w poważnych Akademiach. Przez to są nauczone samodyscypliny, pokory, cieszenia się i doceniania tego, w jakim miejscu aktualnie się znajdują.

Jaki był pierwszy cel, który sobie trener wyznaczył? Co chciałeś wprowadzić do drużyny?

- Na pewno wyższy poziom profesjonalizmu u dziewczyn w treningu, na boisku, ale również poza. Moim celem było również podniesienie świadomości piłkarek i ich wiary w siebie. Chcę moim zawodniczkom podkreślać, że nieodłącznym elementem ich rozwoju jest etos pracy, który towarzyszy nam od naszego pierwszego spotkania. One powinny być przekonane o swoich wysokich umiejętnościach i o tym, że każdy wspólny mecz będzie meczem o zwycięstwo. To nie jest zwykły slogan, lecz prawda na którą pracujemy każdego tygodnia. 

Wydaje mi się, że głowa i to, co się w niej dzieje odgrywa zdecydowanie większą rolę niż w męskiej odmianie piłki nożnej.

- To właśnie jedna z różnic męskiego i kobiecego futbolu, uważam, że sfera mentalna odgrywa większą rolę niż u mężczyzn. Kobiety zdecydowanie bardziej potrzebują wsparcia, dobrego słowa, poczucia zaufania ze strony trenera. U kobiet czy dziewczyn widać większe wahania właśnie w sferze mentalnej i nad tym trzeba mocno pracować.

Kilka miesięcy temu trafiłeś do nowego środowiska, lecz z pewnością możesz już wysnuć na ten temat kilka wniosków. W jakim kierunku i czy w dobrym idzie piłka kobieca w naszym kraju?

- Gdy sprawdzasz tabelę kobiecej ligi przykładowo angielskiej czy niemieckiej, to są tam znane marki w świecie piłkarskim, które powodują duże zainteresowanie kibiców, mediów, sponsorów. To pokazuje, w którym kierunku powinna iść ta piłka. Angielskie, kobiece Leicester miało dość niedawno w ciągu jednego tygodnia trzy mecze - z Tottenhamem, Manchesterem City i Chelsea. Jestem dość nowy w tym środowisku i nie chciałbym być źle zrozumiany, ale poziom naszej kobiecej klubowej piłki jest niski też ze względu na niską masowość tej dyscypliny, małego rozreklamowania piłki dziewczęcej i młodzieżowej oraz dużo niższych nakładów finansowych na jej rozwój. Wystarczy spojrzeć na ilość zgłoszonych zawodniczek i klubów w Niemczech - ponad milion kobiet i dziewcząt oraz ponad 9 tysięcy klubów. Niezwykle ważnym elementem jest wprowadzanie przez PZPN „Strategii rozwoju piłki nożnej kobiet w Polsce na lata 2022-26”. Jest w niej zawartych wiele działań, które mają wpłynąć właśnie na jej rozwój. Wracając do angielskiej, kobiecej Premier League niezwykle trudno znaleźć klub, którego podwaliną nie jest męski klub z tradycjami. Tak jak my. I uważam, że to jest odpowiedź, w jakim kierunku to powinno iść. Patrząc chociażby na nasz Klub, jego szybki rozwój, coraz większe zainteresowanie kibiców i opinii publicznej naszą drużyną uważam, że w tę stronę powinna iść piłka kobieca. Aby tworzone były drużyny w dużych klubach z silnymi tradycjami, co jest gwarantem większego zainteresowania kibiców, sponsorów. Nieodłącznym elementem, który jest gwarantem rozwoju jest, jak już wcześniej podkreśliłem, zbudowanie zainteresowania społeczeństwa, z jednoczesnym zbudowaniem środowiska do właściwego rozwoju młodych zawodniczek. Za tym idzie rozwój ligi i polskiej piłki. 

Czego się trener obawiał przed debiutem?

- Niczego się nie obawiałem. Po prostu zależało mi i nam na tym, by dobrze wystartować. Cieszyły mnie słowa naszych zawodniczek, które po pierwszych meczach mówiły mi, że nie spodziewały się tak dobrej gry z naszej strony. Nie wierzyły chyba, że możemy dominować, a przez kilka tygodni było im to mówione, że taki jest nasz styl. Mecz w Krakowie był ważnym momentem, gdzie te dziewczyny uwierzyły w swoje umiejętności. Na bazie tego meczu mogłem dalej wzmacniać zasady, które chciałem przekazywać. Jedna z zawodniczek dwa dni po meczu powiedziała mi, że nie wierzyła w to, że pomimo wielu tygodni wpajania chęci dominacji to nam się uda. Dziewczyny były zdziwione, że tak to wygląda.

Rundę jesienną w lidze kończymy bez porażki, na szczęście obyło się bez zbyt wielu słabszych chwil.

- To prawda, złych momentów nie mieliśmy wiele. Na jednym z pierwszych spotkań z dziewczynami, gdzie rozmawaliśmy o wielu rzeczach, również o aspektach profesjonalizmu, pojawił się też temat dotyczący tego, jak radzić sobie z trudnymi momentami. Momentami, które mogą nadejść. To są chwile, gdzie poznaje się drużynę o wysokiej świadomości. I rzeczywiście wiele zawodniczek i ja, pamiętamy moment straconego meczu w Sosnowcu.

Straconego?

- Nazywamy go straconym, bo tak wspólnie wszyscy w szatni zadecydowaliśmy. To był jeden z ważniejszych momentów tej rundy, bo zespół pokazał, że przegrywając na trudnym terenie 0:2 chce wygrać i odwrócić złą kartę. Zremisowaliśmy, ale atmosfera była grobowa, niemalże podobna, jak przy zagrożeniu spadkiem z ligi. Po kilku dniach zawodniczki same stwierdziły, że już nigdy nie będzie ich cieszyć remis i chcą wygrywać w każdym meczu. To też pokazało, że świadomość, którą chciałem u nich uzyskać była na takim poziomie, że byłem przekonany o zwycięstwach w kolejnych spotkaniach. Tak też się stało, bo od wyjazdu do Sosnowca wygraliśmy wszystkie spotkania w lidze.

I właśnie później, po meczu z Czarnymi, rozpoczęliście marsz w górę tabeli, wygraliście siedem meczów i straciliście w tym czasie tylko jednego gola w lidze, dzięki czemu rundę jesienną kończymy na pozycji lidera.

- Reakcja po meczu w Sosnowcu była niezwykle ważna. Drużyna pokazała wtedy charakter i chęć walki o zwycięstwo w każdym spotkaniu. Kolejnymi elementami, które chciałbym wyróżnić były wygrana z Górnikiem Łęczna oraz zwycięstwo u siebie z GKS-em Katowice. To były mecze, które pokazały, że stać nas na to, by być tym liderem. Jest nam dobrze na tej pozycji, nie stanowi to dla nas powodu do hurraoptymizmu lub obaw przed stratą pierwszego miejsca. U dziewczyn ta świadomość jest na tyle wysoka, że to je dopinguje do jeszcze cięższej pracy.

Mecz w Sosnowcu zapamiętamy również dzięki przepięknemu trafieniu Martyny Brodzik z ponad trzydziestu metrów.

- Nie wiem, czy była ładniejsza bramka w tej rundzie. Ten gol Martyny w Sosnowcu to, moim zdaniem, najładniejsze trafienie w całej ekstralidze. Cieszę się ogromnie z jej postępów, jest filarem naszej drużyny i wróżę jej dużą karierę.

Który mecz według trenera był Waszym najlepszym w minionej rundzie?

- Zagraliśmy kilka bardzo dobrych spotkań. 3:0 w Łęcznej, 3:0 w Łodzi, gdy kończyliśmy w dziewiątkę po dwóch czerwonych kartkach. W pewnym sensie były to przełomowe dla dziewczyn mecze, bo nie wygrywały w takich rozmiarach na tych terenach. One same wtedy uwierzyły, że możemy być wysoko w tabeli. Kluczowy mecz ligowy z GieKSą zagraliśmy bardzo dobrze, ale pamiętam również nasze spotkanie w Tczewie. Wysokie zwycięstwo 6:1 z naprawdę niezłym zespołem jest godne uwagi.

A rok zakończyliśmy meczem pucharowym w Katowicach. Nieudanym dla nas. Była to też dopiero pierwsza porażka kobiecej Pogoni w tym sezonie.

- Ten mecz pokazał, że tego dnia wygrała drużyna lepsza od nas. Zagraliśmy słabszy mecz, to fakt. W październiku to my byliśmy zespołem, który w Szczecinie był bardziej zdeterminowany, by wygrać, później w Katowicach role się kompletnie odwróciły. Po wspólnej analizie tego spotkania rozmawialiśmy na temat podejścia i jesteśmy przekonani, że tak słaby mecz w naszym wykonaniu już się nie powtórzy.

Kiedyś przeczytałem, że lubi trener takie zdanie - "drużyna piłkarska jest jak fortepian - potrzeba ośmiu ludzi, by go nieść oraz trzech, którzy potrafią na nim grać". Czy w naszej drużynie jest już ta wymarzona trójka?

- Jest, zdecydowanie tak. Najbardziej cieszy mnie to, że do niesienia tego fortepianu i grania na nim jest coraz więcej chętnych. Mam nadzieję i liczę na to, że po sezonie chętnych właśnie do grania będzie więcej niż trzy. 

A już za kilkanaście dni, bo na początku stycznia wracacie wraz z dziewczynami do przygotowań do rundy wiosennej.

- Już od kilku tygodni mamy bardzo dobrze zaplanowany cały okres przygotowawczy. Wiemy, jak będziemy trenować, jaka będzie struktura treningów, mamy również zaplanowane sparingi z bardzo mocnymi przeciwnikami. Z zawodniczkami rozmawiamy, tak jak jesienią, o tym jednym najważniejszym, najbliższym meczu. A jeśli wykonamy swoją pracę na boisku to jesteśmy przekonani, że końcowy sukces nastąpi. Nie patrzymy absolutnie na ostatni mecz, nie wybiegamy w przyszłość. Dla nas, dla sztabu, dla zawodniczek nie będzie liczyć się nic innego niż ciężka praca na treningach, pierwszy wiosenny mecz, a po nim kolejne.

I na sam koniec muszę zapytać - czy mistrzostwo Polski będzie idealnym prezentem na czterdzieste urodziny, które trener będzie obchodzić w przyszłym roku?

- Przekornie powiem, że nie. Biorąc pod uwagę, że jestem z września to zdecydowanie lepszym prezentem na te urodziny będzie awans Pogoni Szczecin do kolejnej rundy w eliminacjach do Ligi Mistrzyń!

Dziękuję za rozmowę.

rozmawiał Damian Kosiński

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Pogoń Szczecin SA
Żródło: własne
Wyświetleń: 2179

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...