- Wiesz co jest ważne? Żeby mieć pociechę z roboty. I ja ją znowu mam. Ogromna w tym zasługa trenera Runjaica - powiedział w rozmowie z Przeglądem Sportowym Radosław Majewski. Fragment i link do całej rozmowy poniżej.
Dla pana początek był słaby. W starciu z Zagłębiem Sosnowiec uszkodził pan bark.
W dwóch-trzech spotkaniach wystąpiłem z kontuzją. Biegałem jakby bez ręki, nie mogłem nią machać przy biegu czy kopaniu. Do minimum ograniczyłem ruch. Chciałem dobrze, jednak wyszło inaczej. Po prostu słabo.
Dlaczego pan grał z urazem?
Bo myślałem, że pomogę drużynie. Kiedy trener pytał, czy jestem gotowy, odpowiadałem: „Tak”. Niepotrzebnie. Dzisiaj, z perspektywy czasu, to wiem. Byłem krytykowany, ale nie chciałem mówić o urazie. Wyglądałoby to na łatwą wymówkę. Nie idzie, więc oczywiście kontuzja. Skoro zdecydowałem się grać, wziąłem na siebie to, co z tego wyszło. Na szczęście dzięki pracy z fizjoterapeutami udało się odzyskać sprawność. Nie pierwszy raz zdarzyło mi się zacisnąć zęby i robić swoje.
Jak to?
Przez te wszystkie lata było kilka sytuacji, w których powinienem pauzować trzy-cztery tygodnie, a tego nie robiłem. Raz miałem palec u nogi złamany. Lekarz zagrał mi na ambicji. „Co ty, p..ą, jesteś?”. Tak zapytał. A ja mówię: „Nie, no chyba nie...”. No to owinąłem specjalistyczną taśmą, tydzień brałem ketonal i przeszło. Tak jak mówił. Początkowo było to bardzo niewygodne, jednak dałem radę i przyzwyczaiłem się.
Od meczu z Górnikiem jest pan sprawny i pojawiły się gole oraz asysty.
Gdzieś tam zamieszany jestem w zdobywane bramki. Jakoś tam się kręci. Teraz przed nami trudne mecze. Teoretycznie fajny kalendarz, ale na początku też miał być fajny i co? I zdobyliśmy dwa punkty. Mamy niezły okres, jednak w Lechu też takie mieliśmy, a nic z tego nie wynikło. A bywaliśmy kozakami, jak wiosną 2018. Po 30. kolejce byliśmy pierwsi, a potem lipa. Takich dobrych okresów musi być jak najwięcej. Jeden to mało. W każdym spotkaniu trzeba być głodnym wygranej, szukać sobie indywidualnych celów. Teraz presja będzie zupełnie inna. A jak każdy będzie myślał, że jest najlepszy, to nic z tego nie będzie.
Na co stać Pogoń?
Nasz potencjał to pierwsza piątka. Od początku to mówiłem.
Spodziewał się pan, że tak bardzo odżyje w Szczecinie?
Z czasem to przychodziło. Moja żona ogląda piłkę nożną tylko, kiedy gram. Gdy schodzę w 15. minucie, to ona przełącza kanał albo wyłącza telewizor. I po którymś z meczów napisała do mnie: „Wygląda, jakbyście się lubili i dużo ze sobą rozmawiali”. A wcześniej nigdy czegoś takiego nie powiedziała. We wtorek obejrzałem trzy mecze, a przecież nie tak dawno, w Lechu, miałem kryzys i dość futbolu. Wszystko robiłem automatycznie. Tu chodzę zajarany. Po treningach zostajemy. Na boisku czy na odnowie biologicznej. Zawsze się coś znajdzie. Wiesz co jest ważne? Żeby mieć pociechę z roboty. I ja ją znowu mam. Ogromna w tym zasługa trenera Runjaica.
W jaki sposób to osiągnął?
„Have fun and be flex” – tak nam powtarza. Bawcie się i bądźcie elastyczni. To jest najważniejsze. Przede wszystkim gra ma nam sprawiać radość. Ponadto pilnuje, byśmy się nie zatrzymali. Jak jest dobrze, musi być lepiej. Jak jest lepiej, to musi być ten poziom utrzymany. Analizy mamy ciągle. Przed Lechem z pięć ich było.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...