- W jednym z wywiadów w trakcie meczu powiedziałem, że fajnie się przy tym bawię. Potem przegraliśmy, słowa źle się zestarzały i wyciągano mi je przez jakiś czas. A ja po prostu lubię grać w piłkę. Właśnie w takiej drużynie, która chce przeważać - mówi Mariusz Malec w rozmowie z portalem TVP Sport.
Jaką drużyną jest dziś Pogoń Szczecin?
– Odkąd trafiłem do Szczecina, to celem było dominowanie, prowadzenie gry. To styl, który zdecydowanie do mnie pasuje. Lubię takie założenia i całkiem dobrze się w nich odnajduję. W jednym z wywiadów w trakcie meczu powiedziałem, że fajnie się przy tym bawię. Potem przegraliśmy, słowa źle się zestarzały i wyciągano mi je przez jakiś czas. A ja po prostu lubię grać w piłkę. Właśnie w takiej drużynie, która chce przeważać. To wszystko sprawia, że jeszcze lepiej czuje się możliwość pracy w dziedzinie, którą się kocha.
Jest dopiero zima, a ty już spędziłeś na murawie więcej czasu niż choćby przez cały poprzedni sezon. Obecnie notujesz najlepszy wynik odkąd trafiłeś do Pogoni w 2018 roku.
– To miła statystyka. Doszedłem do momentu, w którym naprawdę wiele gram. To przecież mój szósty sezon w Pogoni, ale początki nie były idealne. Najpierw trzeba było oswoić się z PKO BP Ekstraklasą. Potem pojawiały się kontuzje. Był czas, że musiałem się leczyć przez pół roku. Do tego w Szczecinie nigdy nie mogłem narzekać na brak rywalizacji. Zawsze udawało się zagrać po kilkanaście spotkań, ale trudno było mnie nazwać podstawowym zawodnikiem.
Defensywa Pogoni przez długi czas kojarzyła się z Konstantinosem Triantafyllopoulosem czy Benediktem Zechem. Teraz szczecińska obrona ma twarz Mariusza Malca?
– Przez długi czas byłem zmiennikiem. Ktoś miał kontuzję, wypadł za kartki, pojawiała się rotacja – wtedy wskakiwałem do składu. Grałem raz na jakiś czas. Taka była moja rola, choć w pewnym momencie zaczęło się to zmieniać. Teraz poczułem, że jestem pierwszym wyborem trenera i mogę pomagać drużynie od początku do końca. To wyjątkowy sezon i bardzo podoba mi się ta sytuacja.
Jesteś największym beneficjentem odejścia Kosty Runjaica i pojawienia się Jensa Gustafssona?
– Moja sytuacja zmieniła się po zmianie szkoleniowca. Jens Gustafsson na mnie postawił. Gram regularnie, a taka sytuacja musi po prostu cieszyć. W Pogoni współpracowałem z dwoma dobrymi trenerami, którzy z pewnością mieli pewne różnice. Nie chodzi jednak o to, że jeden był lepszy, a drugi gorszy. Kosta Runjaic rozwijał klub, drużynę i zawodników. Wiele mu zawdzięczam.
Trener Gustafsson robi dobrą robotę. Oczekiwania są większe, każdy chce kolejnego kroku, ale wierzę, że wraz z nim jesteśmy w stanie tego dokonać. To inny charakter od Runjaica, który bywał impulsywny. Trudno było go nie słyszeć, robił sporo szumu. Do tego dochodziły częste rotacje. Nasz obecny szkoleniowiec zazwyczaj patrzy na wiele kwestii ze spokojem i mnóstwo analizuje w głowie.
Krzykliwy nie jesteś, ale możesz powiedzieć, że reprezentujesz tak zwany śląski charakter?
– Na pewno istnieje coś takiego. Może to wręcz pomaga stoperom? Charakter na tej pozycji z pewnością pomaga i się przydaje. Mamy w lidze kilku obrońców ze Śląska. Jest choćby Miłosz Trojak, z którym znam się z Ruchu Chorzów. Śmieszne jest tylko to, że kiedy wspólnie występowaliśmy, to on wówczas był ustawiany jako ofensywny pomocnik lub napastnik. Kolejne lata sprawiały, że był cofany, zbliżał się do defensywy, ale to zaprocentowało, bo z czasem był nawet wspominany przez Michała Probierza.
(...)
Pogoń ma za sobą długą drogę w kwestii rozwoju.
– Wiele się zmieniło od momentu mojego transferu do Szczecina. Najlepszą wizytówką jest stadion, który może być świadectwem postępu. Z czasem rozwijała się też drużyna, pojawiły się wyniki i możemy nawiązywać do najlepszych czasów. Dwukrotnie zdobyliśmy brązowe medale, choć faktycznie bywało, że mieliśmy chrapkę na więcej. Każdy z nas pamięta sezon, w którym liderowaliśmy, a jednak nie zdołaliśmy wywalczyć mistrzostwa Polski. Kibice chcą teraz dalszego progresu i zupełnie się temu nie dziwię.
Pogoń nie dotarła do szklanego sufitu?
– Pierwszy medal był czymś wielkim dla Szczecina, ale też samej drużyny. To nie było już jakieś szóste miejsce, lecz lokata na dobrze smakującym podium. Odnieśliśmy sukces, złapaliśmy właściwy kierunek, ale… zwiększyliśmy też oczekiwania. Z tego powodu kolejne trzecie miejsce w lidze nie było już tak zadowalające. Wszyscy mieli ochotę na więcej. To nie było coś wybitnego. Pogoń jest teraz w topie najlepszych drużyn w Polsce i na pewno ma apetyt na coś dodatkowego.
Wiosną można spodziewać się ewolucji czy rewolucji w waszej grze?
– Powiedziałbym, że szlifowaliśmy nasz styl gry. Podobają nam się te rozwiązania, choć bywa, że nie umiemy ustrzec się przed błędami. Jesienią straciliśmy zbyt wiele głupich bramek. Musimy poprawić grę w defensywie. Chcemy zrobić wszystko, by wiosną tego uniknąć. Mamy mocną ofensywę i stać nas na zdobycie wielu punktów.
W kontekście defensywy pracowaliśmy nad świadomością, że atakowanie jest ważne, ale kluczowy zdaje się boiskowy balans. Gramy dobrą piłkę dla oka. Kibicom mogą podobać się mecze, ale chcemy też więcej punktować. Fajnie byłoby wygrywać 5:0, a nie 5:4. Kilka rzeczy było do poprawy, ale wierzę, że to wszystko będzie funkcjonowało lepiej. Od świadomości po boiskową współpracę.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...