Aktualności

Ciekawą rozmowę z byłym bramkarzem Pogoni Szczecin, a później trenerem golkiperów, Siergiejem Szypowskim znaleźć można w serwisie pilkakarpia.pl. Kilka fragmentów dotyczących Pogoni i odnośnik do całej rozmowy znajdziecie poniżej.


Wybronił Pan jakieś sprzedane spotkanie?

- Było kilka meczów, nie będę mówił jakich. Część dało się uratować, część nie, niestety. Potwierdzając moją wersję, opowiem pewną historię. Po Sabrim Bekdasie Pogoń przejął Les Gordon. Zatrudnił na dyrektora byłego sędziego. Siedzieliśmy na imprezie, na której był cały zarząd, już trochę wypiliśmy. W pewnym momencie on wstał i powiedział: „Chciałem się napić za zdrowie Siergieja. Sędziowałem mecz, gdzie jego zespół sprzedał spotkanie, a on walczył jak tygrys”. Ja takie informacje dostawałem od innych ludzi. To było przyjemne uczucie, bo wiesz, kasa to nie wszystko. Jeśli masz głowę na karku, to wszystko sobie poukładasz. Ja robię to, co robię, robiłem to, co robiłem. Ludzie mnie szanują, wiedzą że nie wchodzę w żadne układy, nie handluje bramkarzami. Nie mam prawa tego robić. Ja tylko szkolę młodzież.

Dzieli Pan się doświadczeniem.

-  Kilka lat gry na najwyższym poziomie, gra w europejskich pucharach. Może tego nie ma za dużo, ale chciałem na tym bazować. Szkolę tych młodych ludzi, również ich wychowuje. Nie każdy z nich będzie bramkarzem, jednak muszą wiedzieć, że w życiu są pewne wartości.

Po europejskich pucharach nie pojawiła się żadna propozycja z zachodu?

- Były, były. Pojawiły się oferty z Brugge, Boavisty. Do Portugalii nie pojechałem, bo trener Kasalik nas tak zajechał, że ośmiu piłkarzom „poszły” achillesy. Przyjechał do Krakowa menadżer z Boavisty, a ja byłem w gipsie. Potrzebowali bramkarza na już, a ja musiałem się leczyć.

Zatrzymanie kariery?

- Mogło być lepiej, mogło być gorzej. Na razie jest dobrze, nie narzekam. Przede wszystkim robię to, co kocham. Gdy braliśmy z żoną ślub dziewiętnaście lat temu, to jej powiedziałem: moją pierwszą miłością jest piłka, ty kochanie jesteś druga. Zaakceptowała to i jesteśmy razem już ponad trzydzieści lat. Jest kierowniczką mojej szkółki, choć nie lubiła piłki. Na moim meczu była dwa razy- pierwszy i ostatni.

Za duży stres?

- Nie. Dla niej to była strata czasu. Żony piłkarzy w tamtych czasach, to było coś zupełnie innego, niż to, co teraz widzimy w telewizji. W ZSRR była specjalna loża dla żon. Wiesz, futra, brylanty, złoto. Przepych. Poszła tam raz, słyszała to „bla bla bla” i stwierdziła, że nie warto marnować swojego czasu. A teraz zaangażowała się w szkółkę, dzieciaki ją lubią. Jest w moim biznesie.

Czego zabrakło Pogoni, by osiągnąć stabilizację? Pieniędzy, pomysłu?

- Pieniądze były. Zacznijmy od tego momentu. Spadliśmy z Hutnikiem do pierwszej ligi. Jak wspominałem, mówiło się, że kapitan Rosjanin spuścił klub. Spytałem prezesa, czy widzi mnie w drużynie na nowy sezon. Ze swojej strony obiecałem, że zrobię wszystko, by Hutnik za rok awansował do ekstraklasy. Jednak byli testowani nowi bramkarze, mnie się kończył kontrakt, więc zacząłem szukać nowego klubu. Zgłosiła się po mnie Wisła Kraków, zaproponowali Hutnikowi pieniądze- Nie. KSZO Ostrowiec- Nie. GKS Bełchatów- Nie. Cracovia- Nie. Podszedłem zapytać o co w tym chodzi. Jeżeli chcą mnie zatrzymać, to niech mi to powiedzą, jeżeli nie, to niech pozwolą mi odejść. Nie było wtedy prawa Bosmana, więc jak kończył się kontrakt, to i tak dwa lata należałeś jeszcze do klubu. Powiedziałem wprost: jeżeli prezes mnie nie puści, to ja wracam do Rosji. Wtedy w Rosji była pierestrojka, więc wszystkie papiery można było załatwić raz dwa. Prezes był przekonany, że nie wyjadę, więc spakowałem się i pojechałem do swojego rodzinnego miasta. W drugiej lidze wtedy grał Gazprom Iżewsk. Kasa była bardzo dobra. Załatwiliśmy papiery, że trafiłem z jakiejś okręgówki (śmiech). Nikt wtedy tego nie sprawdzał. Zgłosili mnie do ligi, dziesięć tysięcy dolarów miesięcznie dostawałem i tak grałem półtorej roku.

W pewnym momencie zadzwonił do mnie Albin Mikulski. Pogoń była wtedy biedna, więc dużych pieniędzy bym nie miał. Jednak Stolarczyk i Majdan mieli odejść do Widzewa, więc miałbym możliwość gry w ekstraklasie. Nie ma problemu, certyfikat miałem załatwiony, więc mogłem spokojnie jechać do Szczecina. A że Hutnik nie miał ani pieniędzy, ani bramkarza, to już ich sprawa.

Problem pojawił się już w pociągu, bo jechałem razem z Majdanem, który nie dogadał się z Widzewem i wracał do Pogoni. Albin poprosił, bym został w „Portowcach” jako drugi bramkarz, bo Radek wtedy był nie do ruszenia. Wiadomo, to był showman, związany z Pogonią, tatuaż z herbem na piersi. Musiał grać. Dodatkowo miałem być drugim bramkarzem, co byłoby dla mnie nowym doświadczeniem, więc się zgodziłem. Za pół roku padło hasło: przychodzi biznesmen, Turek. Pogoń będzie miała kasy jak lodu. Wszyscy w klubie byli w szoku. Sabri zrobił swoje powitanie w hotelu w Szczecinie. Sale wynajęte, bawimy się z żoną, nagle podchodzi dwóch Turków, kafary z bronią i mówią: „Pan Szypowski? Pan Bekdas Pana zaprasza”. (śmiech). Trenerem wtedy był Janusz Wójcik. Sabri z Wójtem na ósmym piętrze hotelu naradzali się, kto ma zostać w klubie. Te miśki odprowadziły mnie do pokoju narad i zaprosili do środka. Bekdas z cygarem siedział przy biurku, obok leżało kilka kopert. Wójcik wstał, przedstawił mnie, powiedział że widzi mnie u siebie w zespole. Sabri na to „Siergiej, witaj w rodzinie”. „Wójt” dał kopertę od „wujka Bekdasa”, wszystko zgadzało się co do złotówki. Część piłkarzy dostało koperty i za godzinę pożyczało od nas kasę, bo na górze było kasyno.

Sabri miał fajny pomysł na Pogoń. Miał nawet przygotowany już projekt stadionu. Całą bazę szkoleniową chciał przenieść poza Szczecin. Miał zrobić tam dwadzieścia boisk, hotel, internat. Pomysł niegłupi, zresztą Sabri był w zarządzie Besiktasu i na ten wzór miał zrobić całą infrastrukturę. To nie był przypadkowy gość z forsą. Wójcik zrobił piętnaście transferów, tak by zrobić skład na awans do pucharów. Tak naprawdę zostawił w składzie tylko bramkarzy. Zresztą, w jego książce był poruszany temat bramkarzy. Padło tam pytanie na kogo by postawił, na mnie czy na Radka Majdana? Napisał tam, że w jego zespole był Rosjanin, na którego by postawił w ciemno. U niego w sparingach nie bronił Majdan. Nie interesowało go, że ktoś jest gwiazdą. „Misiu, spierdalaj”, tak potrafił powiedzieć, jeśli ktoś gwiazdorzył. Dwa tygodnie przed ligą Sabri dowiedział się, że za każdy transfer, Wójcik dostawał jakiś procent pod stołem. Zespół został bez trenera. Zbigniew Koźmiński w trybie awaryjnym ściągnął do Szczecina Edwarda Lorensa. Mogliśmy zdobyć wtedy mistrzostwo, jednak Bekdas zobaczył, że miasto nie chce dać mu terenów pod infrastrukturę. Jednego prezydenta nakarmił, drugiego też i myślał, że oni wygrają wybory. Przyszedł jednak znów nowy prezydent, który też chciał pieniądze. Ileż można?

Po ośmiu miesiącach został przykręcony kurek z forsą. Kasa naprawdę była nieprawdopodobna wtedy. Kaziu Węgrzyn zarabiał czterdzieści tysięcy złotych w Wiśle. W Pogoni dostał sześćdziesiąt tysięcy złotych netto.

Wracając do Wójcika, to nie był trener na polskie realia. Gdyby dostał szansę na zachodzie, zrobiłby większą karierę.

Zmotywować, organizacyjnie poukładać klub?

- Tak jest. Miał dużą wiedzę piłkarską, był profesjonalistą. Przypominały mi się czasy Szachtara Donieck, tak to było poukładane. Organizacja to podstawa. Dam Ci przykład. Teraz zabieram na obóz pięćdziesięciu bramkarzy. Pięćdziesięciu! Myślisz, że bez organizacji dałbym radę to ogarnąć? Oczywiście mam asystentów. Zatrudniłem teraz trenera z Manchesteru City, będzie też pracował trener bramkarzy reprezentacji Uzbekistanu. Dodatkowo pięciu moich asystentów.

Transfer Salenki to był pokaz siły Bekdasa?

- Oleg przede wszystkim przyjechał się bawić. Szum oczywiście się pojawił. Pytano, dlaczego taki piłkarz nie trafił do Legii, Wisły. Kogo interesowało czy on grał czy nie? Faktem jest, że tym transferem Begdas chciał pokazać, że coś robi na polskim rynku. Kolejnym krokiem było to, że Pogoń, jako pierwszy polski zespół, pojechał na Antalya CUP. Grała tam elita klubowa, jednak Sabri zapłacił sto tysięcy dolarów i mieliśmy możliwość również tam wystąpić.

To nie jest tak, że duże pieniądze trochę zaszkodziły młodym piłkarzom Pogoni? Zaczęły się wycieczki do kasyna.

- Młodych piłkarzy było mało, bo była tam konkretna czystka. Bartek Ława był na pewno młodą gwiazdą. Zresztą, to dobry przykład, jak pieniądze psują młodzież. Bartek zarabiał trzy tysiące, jednak zaczął grać w pierwszym składzie i przyszedł po podwyżkę. „Ile chcesz zarabiać” zapytał prezes, na co Ława odpowiedział, że siedem tysięcy. Wiesz ile mu dał Bekdas? Piętnaście (śmiech). I zaczęło się kasyno, zabawy. Chciał dobrze, jednak nie znał mentalności młodych piłkarzy.

Sparingi Pogoni w Turcji, nie licząc Antalya Cup, były bardzo specyficzne.

- Zgadza się. Sabri Begdas załatwił nam wyjazd do Turcji, miał tam zresztą swój hotel. Problem tkwił w tym, że nie było sparingpartnerów. Wszystko poustawiała już wcześniej rosyjska mafia. Jak nie wejdzie się w tamtym rejonie w struktury czy układy, to ciężko znaleźć drużyny do sparingów. Trafiliśmy do hotelu „Bilek”, który był położony nad morzem. Nie mieliśmy z kim grać, więc rozgrywaliśmy mecze z reprezentacją taksówkarzy, kucharzy i Bóg wie z kim jeszcze. Wygrywaliśmy wszystko po siedem, osiem do zera. W gazetach oczywiście pojawiały się nasze wyniki (śmiech).

Nagłówki „Pogoń idzie na mistrza”.

- A żebyś wiedział (śmiech). Cały Szczecin huczał, że Pogoń wszystkich waliła w sparingach, bo przyszedł nowy prezes. Następnie zagraliśmy z Zorią Ługańsk, przegraliśmy trzy do zera. Jechali z nami jak chcieli, choć trzeba przyznać, że ukraiński futbol był wtedy bardzo mocny. Albin Mikulski poprosił dziennikarzy, by nie podawać tego wyniku w gazecie (śmiech). Szukaliśmy dalej jakiegoś sparingpartnera, bo mimo wszystko trzeba z kimś grać. Akurat wtedy byłem drugim bramkarzem, jak i trenerem golkiperów, więc zaproponowałem Mikulskiemu, byśmy zagrali ze Spartakiem Moskwa, bo akurat mieszkali w hotelu niedaleko nas. On na to: „Jaki kurwa Spartak? Jak my z Zorią przegraliśmy”. Zebraliśmy więc znów jakąś kadrę kelnerów, którą okazale pokonaliśmy. Polska piłka tak wyglądała.

W Pogoni też miał Pan pierwsze doświadczenie związane z trenowaniem. Między innymi trenował Pan właśnie Majdana.

- W pewnym sensie Radka wyprostowałem. Później pojechał na Mistrzostwa Świata. Wyeliminowałem u niego pewne nawyki i naprawdę fajnie wyglądał. Miałem jeszcze drugiego chłopaka, czternastoletniego. Niestety złapał kontuzję i skończył karierę. Masz rację, dzięki tym doświadczeniom szkolenie mi się spodobało. Myślałem przez pewien czas, że będę szkolił bramkarzy w seniorach. Choć mam pewne doświadczenia z pracą w pierwszym zespole. Trenowałem bramkarzy w Pogoni, GKS-ie Katowice. W Polonii Warszawa z Markiem Motyką utrzymaliśmy ekstraklasę. Potem przyszedł Kubicki i spuścił „Czarne Koszule”. To jest trener-specjalista od spadków. Z piłki seniorskiej zostały mi tylko kwity z kwotami, jakie kluby są mi dłużne. Pogoń- czterysta tysięcy, Polonia – pięćdziesiąt pięć tysięcy, GKS- sześćdziesiąt pięć tysięcy.

Pieniądze widmo. Nie do zobaczenia.

- Zostały mi tylko na papierze. Powstały nowe spółki i nic z tym nie zrobię. Mogę sobie powiesić te kwity w kiblu i przy goleniu na nie patrzeć.

Codziennie rano pierwsza myśl „Jestem bogaty”.

- (Śmiech) Jestem szczęśliwy, jestem bogaty. Wirtualnie, ale jestem. Doszedłem na szczęście do wniosku, że warto zrobić coś samemu. Szkółka, którą prowadzę, ma już osiemnaście lat. Już za czasów mojego pobytu w Pogoni prowadziłem w niej zajęcia. Od dziesięciu lat robię obozy w Polsce i zagranicą. Nigdy nie myślałem, że będę pracował z młodzieżą. Ale to jest najlepsza praca. Najlepsza!

Widać z dnia na dzień rozwój umiejętności u młodego piłkarza?

- Czasami piłkarz odchodzi ode mnie i po powrocie widzę tę różnicę. Ja widzę postępy. Nie u wszystkich, bo to są plastyczni bramkarze, ludzie do pracy nad umiejętnościami. Ja byłem w ekstraklasie, wiem jakie są wymagania i co trzeba zrobić, by im sprostać. Współpracuję z akademią Manchesteru City. Byłem u nich, wiem jak trenują bramkarzy i to też wdrażamy u siebie. Wiem, co zrobić, by część chłopaków zaistniała w ekstraklasie. Nie każdy będzie, bo to są jednostki. Po otwarciu szkółki, nawiązałem współpracę z Pogonią Szczecin. Na początku mówili, że wprowadzam starą metodykę pracy, rosyjski styl szkolenia. Potem okazało się, że w Pogoni w każdym roczniku są moi bramkarze. Czyli jest efekt. A czy szkoła polska, rosyjska, taka czy siaka, to już nieistotne. Trenerzy nałapali się teraz tematów wideo, naczytali się książek marketingowych. Chcą trenować w sposób hiszpański, portugalski, niemiecki. Nie ma problemu, ale najpierw trzeba zrobić bazę pod to. Później można szkolić w wybranym modelu. Teraz robi się to odwrotnie. Szkoli się bramkarza w sposób hiszpański w momencie, gdy on nie potrafi złapać piłki. Moja szkółka polega na tym, że naciskamy na technikę, zwinność, szybkość, refleks. A siła? Po co robić siłę w wieku piętnastu lat. Zacznij robić technikę. Jak za młodu opanujesz zagadnienia techniczne, to do końca życia ich nie zapomnisz. Czytałeś wywiad Marcina Cabaja, w którym o mnie wspomina?

Nie przypominam sobie.

- Wspomina, że siedział w krzakach i obserwował, w jaki sposób bronię. Nie było dźwięku przy interwencji (tu Siergiej Szypowski klaszcze w ręce). Była cisza. Obojętnie czy to był strzał z pięciu metrów, czy trzydziestu. Trzeba się tego nauczyć. Teraz za moim bramkarzem, Kubą Morawskim, chodzi Legia. Chce go też Lech, Zagłębie, kluby z zagranicy. Co z tego że rocznik 2004? Ma technikę, zwinność, na każdym turnieju się wyróżnia. Ja go nie sprzedam, bo to zawodnik Gwardii Warszawa. Ale mam satysfakcję, że moja praca przynosi efekty.

Zresztą, nie tylko z juniorami moja praca przynosi efekty. Grzegorz Kasprzik, Sergiusz Prusak, Konrad Forenc, Radek Janukiewicz, Bartek Fabiniak to są ludzie, którzy ze mną pracowali. Zapytaj trenera bramkarzy reprezentacji, Jarosława Tkocza, kto go naprostował, kto go wypromował do Szynnika Jarosław.

CAŁĄ ROZMOWĘ ZNAJDZIESZ TUTAJ!

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: pilkakarpia.pl
Wyświetleń: 8695

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...