Aktualności

  • Zwoliński: Runjaic to najlepszy trener z jakim pracowałem

- Znam to uczucie jak cię kochają, ale znam też, jak cię nienawidzą. Od razu podkreślam – gdy na stadionie było 10 tysięcy kibiców, to wiem, że 90% z nich życzyło mi dobrze. Ale zawsze słyszysz tych, którzy patrzą na ciebie negatywnie - powiedział w obszernej rozmowie z serwisem weszlo.com Łukasz Zwoliński. Poniżej fragment, oraz link do całości.


Ty negatywnych głosów z trybun akurat miałeś okazję się w życiu nasłuchać. Dochodziła do ciebie ta szydera szczecińskich kibiców?

Generalnie wyłączałem się podczas meczu. Nie słyszałem kibiców, gdy było dobrze, ani gdy było źle. Ale skłamałbym gdybym powiedział, że nie słyszałem tego, co działo się po bramce w meczu z Górnikiem. Jestem chyba pierwszym wychowankiem w historii Pogoni, który po strzelonej bramce usłyszał taką wymianę ze spikerem.

– Gola strzelił Łukasz!!!

(cisza)

– Łukasz!!!

(cisza)

– Łukasz!!!

(cały stadion gwiżdże)

To była pierwsza taka sytuacja, która mnie naprawdę zabolała.

Znam to uczucie jak cię kochają, ale znam też, jak cię nienawidzą. Od razu podkreślam – gdy na stadionie było 10 tysięcy kibiców, to wiem, że 90% z nich życzyło mi dobrze. Ale zawsze słyszysz tych, którzy patrzą na ciebie negatywnie. Korzystałem z trenera mentalnego – uważam, że to żadna ujma – zarówno wtedy, gdy było dobrze, jak i wtedy, gdy źle. Wiem, jak odbierać pochwały i negatywne głosy. Nic nie trwa wiecznie. Trzeba zaakceptować siebie i się tym nie przejmować, bo traci się tylko nerwy i energię.

Jak wyglądał powrót do domu po meczu z Zabrzem?

Byłem szczęśliwy, bo w końcu strzeliłem bramkę. Następnego dnia rano grałem w rezerwach i też mi się udało strzelić. Szczerze? Te gwizdy były kopem motywacyjnym. Zadziałało motywacyjnie, choć zabolało.

Łatwiej byłoby znieść szyderę, gdybyś grał – przykładowo – w Gdyni czy Niecieczy, a nie dla ludzi, z którymi chodziłeś do podstawówki czy grałeś na jednym osiedlu w piłkę?

Wychodzę z założenia, że szydera w piłce musi być, wiadomo. Chyba dla nikogo to nie jest przyjemne, jak się z ciebie szydzi, ale to kwestia indywidualna jak ty to odbierasz. Możesz jednym uchem wpuścić i drugim wypuścić albo obrócić to w motywację. Do wszystkiego dochodziłem ciężką pracą. Nie grałem w kadrach wojewódzkich czy młodzieżowych od u-15. Gdybym miał się przejmować każdym głosem, już dawno skończyłbym grać w piłkę i skoczyłbym z mostu.

Sam o sobie powiedziałeś, że jesteś od noszenia fortepianu.

Tak.

Uważasz, że nie masz talentu?

Tak, nie mam. Są piłkarze, którzy mają talent, ja jestem gdzie jestem tylko poprzez ciężką pracę.

W jaki sposób na zmianę otoczenia namówił cię trener Runjaić?

Spotkaliśmy się po ostatnim meczu ligowym razem z trenerem, dyrektorem sportowym Maciejem Stolarczykiem i Darkiem Adamczukiem. Odbyliśmy godzinną, szczerą rozmowę. Bardzo cenię trenera Kostę jako fachowca i człowieka, lepszego trenera chyba nie spotkałem w swojej przygodzie z piłką. Co mnie zdziwiło? Jego otwartość i to, jak rozmawia z zawodnikami. Podziękował, ile serca włożyłem w utrzymanie i zaczęliśmy analizować, co byłoby teraz dla mnie najlepsze. Trener powiedział wprost:

– Zwolak, masz wszystko, wykończenie, grę tyłem do bramki. Mówię ci to jako człowiek – czasami głupia zmiana powietrza może wszystko zmienić. Broń Boże cię nie wyganiam z klubu, bo chcę dla ciebie dobrze, ale mówię szczerze: będę chciał ściągnąć jednego, może dwóch napastników. Nie będziesz wyborem numer jeden, ale wiem, że zawsze możesz mi pomóc.

I wiedziałem, że to nie było na zasadzie „Zwolak, masz kontrakt i chcemy byś zszedł z pensji”, choć może zarząd patrzył na to z tej perspektywy. Bardzo mi się to spodobało. Mógł mi to powiedzieć w ostatnim tygodniu okienka transferowego, że na mnie nie będzie stawiał, ale zachował się bardzo uczciwie. Podziękowałem, bo dzięki temu miałem świadomość, w jakim miejscu jestem. Porozmawiałem z menedżerem, wyszedł temat Goricy i stwierdziłem, że faktycznie trzeba zmienić powietrze. Jak widać – to był strzał w dziesiątkę.

Żałujesz, że nie odszedłeś ze Szczecina wcześniej? Trener Michniewicz jeszcze w 2016 roku powiedział w Stanie Futbolu, że jego zdaniem w Szczecinie już się nie rozwiniesz.

Ten Czesiek Michniewicz, on zawsze ma rację! (śmiech)

Trener to bardzo w porządku człowiek, ale ciężko odnieść się do jego słów, w Szczecinie czułem się jak w domu. Nie po to jechałem do Łęcznej 800 kilometrów, by grać w innym klubie, ale by się przebić w Pogoni. Jestem wychowankiem z krwi i kości. Nie każdy ma możliwość strzelania dla swojego klubu. Nigdy nie czułem w Szczecinie, że muszę coś zmienić, bo w domu się nigdy źle nie czujesz.

Wpadłeś w strefę komfortu?

Moim marzeniem było zawsze grać w jak najsilniejszej lidze, więc nie czułem się tak, że jest mi dobrze i luzik. Wręcz przeciwnie. Miałem i mam ambicję, by grać jak najwyżej. Ale nie tak chciałem odchodzić z Pogoni. Milej by było dla wszystkich, gdyby klub mógł na mnie zarobić. Niestety, nie udało się, ale mam nadzieję, że moja przygoda z Pogonią to nie jest temat zamknięty i kiedyś jeszcze wrócę. Nie spaliłem za sobą mostów. Z prezesem i trenerem mam stały kontakt. Gdy jestem w Szczecinie, zawsze się spotkam na rozmowę.

Wracając – żałujesz, że tak późno odszedłeś?

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że tak. Ale może gdybym odszedł, nie byłbym tu, gdzie teraz? Wróżenie z fusów. Na pewno nie żałuję, że spędziłem tyle czasu w Pogoni. Od dziecka o tym marzyłem.

Skoro mówisz, że trener Michniewicz ma zawsze rację, mam kolejny cytat: – Łukasz bardzo się zamartwia. Po nim nic nie spływa. To nie jest piłkarz, który patrzy do przodu, a do tyłu.

Pamiętam te słowa i tutaj się kompletnie nie zgodzę. Gdybym był zawodnikiem, który się przejmuje, po tych dwóch sezonach skończyłbym z piłką. Trener Michniewicz bardzo mi ufał i bardzo go cenię, Zorro to jego twór marketingowy. Ale z tymi słowami nie potrafię się zgodzić.

A ja jak cię oglądałem, zawsze miałem wrażenie, że po zmarnowanej sytuacji kompletnie gasłeś.

Możliwe, że było coś takiego w głowie, zwłaszcza w tym okresie, gdy nie strzelałem. Jak masz długi okres i chcesz strzelić, nie trafiasz, broni bramkarz… Możliwe, że gasłem.

Wpadałeś w spiralę. Zmarnowałeś jedną, marnowałeś kolejne, problem się tylko pogłębiał.

To chyba prawo serii u napastnika. Jak jedna wpadnie, to już wpada. Trener mentalny nauczył mnie tego, że jak zmarnujesz sytuację, to po 10 sekundach możesz mieć kolejną. A jak będziesz myślał o tamtej, to ci ta kolejna przepadnie. Tego mi brakowało w tych dwóch sezonach.

Jesteś wdzięcznym materiałem dla trenera? Uważasz, że szkoleniowcy lubią z tobą pracować?

Wydaje mi się, że tak. Jestem rzetelny. Nie było tygodnia ,w którym bym nie został po treningu. Taką mam naturę. Żaden szkoleniowiec nie miał ze mną problemów.

Pytam, bo panuje o tobie opinia, że robisz wszystko, co się da, by się jak najlepiej przygotować do zawodu. Czasami aż do przesady.

Na pewno wszystkiego nie robie, bo byłbym alfą i omegą, popełniam błędy. Taki mam styl bycia. Od małego nauczony jestem, że jeśli się nie poświęcisz czemuś w stu procentach, to nie ma sensu w ogóle w to brnąć. Jeśli jakiś posiłek może ci dać 5% więcej energii na boisku, to dlaczego miałbym go nie zjeść? Byłbym głupi, gdybym tego nie zrobił. Jestem od noszenia fortepianu i staram się wdrażać wszystkie rzeczy, które mogą mi pomóc. W pewnym momencie jak nie strzelałem bramek pojawiały się myśli: kurczę, faktycznie trzeba coś zmienić, pójść na imprezę albo odżywiać się niesportowo. Bo co ty, Zwolak, robisz źle? Odżywiasz się dobrze, zostajesz po treningach, czekasz na swoją szansę, jesteś cierpliwy, a bramki nie przychodzą. Zaczynasz się zastanawiać, że może jesteś za bardzo profi.

Rzetelność i cierpliwość. Cały czas robiłem swoje i powoli to procentuje. Karma wraca.

To prawda, że w pewnym momencie aż przesadziłeś z siłownią?

To też trener Michniewicz! Kurczę, nie wiem. Gdy byłem w Pogoni, przez cztery lata mieliśmy tę samą panią dietetyk i zawsze wychodziło mi na testach to samo – ani wzrostu wagi, ani masy mięśniowej. Ciężko powiedzieć. Trener Michniewicz często żartował:

– Zwolak, na żadną siłownię masz mi nie iść!

Nie przerzucałem ciężarów, zwykła stabilizacja dla siebie. Przez całą karierę nigdy nie kupiłem karnetu na siłownię i nie trenowałem w ukryciu. Nie wiem, może to wytłumaczenie, dlaczego nie strzelałem bramek.

Siłownia miała zachwiać twoją dynamikę.

Nie wiem, nie czułem tego.

WIĘCEJ PRZECZYTASZ TUTAJ!

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: Daniel Trzepacz
Żródło: weszlo.com
Wyświetleń: 7688

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...