- Wziąłem na siebie odpowiedzialność, jaką powinien wziąć kapitan. Jeżeli ktoś ma ochotę krytykować Pogoń, niech w pierwszej kolejności krytykuje mnie - mówi Kamil Grosicki w obszernej rozmowie z Przeglądem Sportowym.
Początek nowego roku zawsze sprzyja podsumowaniom. Intryguje mnie więc pytanie, jak to się stało, że pierwszego gola w lidze w tym sezonie strzelił pan dopiero 23 września? I od tej pory w 14 meczach PKO BP Ekstraklasy i Pucharu Polski uzbierał pan 10 goli i 8 asyst (jeżeli uwzględnimy także zagrania, po których rywale posyłali piłkę do własnej bramki), czyli w klasyfikacji kanadyjskiej aż 18 punktów. Skąd tak drastyczna dysproporcja między pierwszą a drugą częścią rundy jesiennej?
Może dlatego, że jak grałem w zagranicznych klubach, to w lipcu zazwyczaj miałem jeszcze wakacje? A mówiąc poważnie, wpłynęło na to parę czynników: ciężar opaski kapitańskiej, a więc też większej odpowiedzialności za zespół oraz słabsza dyspozycja całej drużyny, nazwijmy to nawet dołkiem. Widziałem, że jeżeli mi nie szło, to na boisku cierpiał zespół, bo nie ma co ukrywać, że dużo ode mnie zależy, jeżeli chodzi o grę ofensywną. Kiedy wreszcie złapałem dobry rytm meczowy, to i cały zespół zaczął grać lepiej. W każdym razie w klubie dokładnie analizujemy sytuację i robimy wszystko, by na początku lutego od razu być w wysokiej formie, bo nie mogę pozwolić sobie znowu na czekanie. Osiągnąłem już taki wiek, że nie ma co chować się za innych. Jestem liderem Pogoni i ja muszę dawać pozytywny sygnał, zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się problemy. To moje najważniejsze zadanie.
Domyślam się, że osiągnięcie dwucyfrowego poziomu zarówno bramek, jak i asyst w obecnym ligowym sezonie to dla pana już łatwizna.
Na każdą bramkę i asystę trzeba ciężko zapracować, ale wierzę, że będziemy mieli wiele okazji z Pogonią do cieszenia się ze zdobywanych bramek. Gole i asysty zawsze dodawały mi animuszu niezależnie od tego, w jakiej drużynie grałem, w reprezentacji oczywiście też. Jeżeli jesteś ofensywnym zawodnikiem i brakuje ci liczb, musi cię to dręczyć, nie oszukujmy się. Nawet jeśli nieźle grasz, ale nic ci nie wpada, czujesz się źle.
W lipcu ubiegłego roku podczas podpisywania nowego kontraktu z Pogonią padła z pana ust niezwykła deklaracja. „Dla Pogoni chciałbym być jak Leo Messi dla Argentyny. On doprowadził Argentynę do mistrzostwa świata, a ja marzę, aby jako kapitan poprowadzić Pogoń do mistrzostwa Polski”. Niektórzy teraz złośliwie się uśmiechają na te słowa, uznając, że jednak trochę pan przesadził.
Z niczego się nie wycofuję. Wziąłem na siebie odpowiedzialność, jaką powinien wziąć kapitan. Jeżeli ktoś ma ochotę krytykować Pogoń, niech w pierwszej kolejności krytykuje mnie. To jeszcze jeden argument pokazujący, że warto było złożyć taką deklarację. Mam twardą skórę i z ewentualnymi złośliwościami na pewno sobie poradzę. Najważniejsze jednak, że w tym, co mówiłem, jest sama szczerość. Byłem na ostatnim mundialu i widziałem też, jak Messi ciągnął swoją drużynę do mistrzowskiego tytułu, dlatego – przy zachowaniu wszelkich proporcji – chcę się nim inspirować, walcząc o trofea z Pogonią. Nie twierdzę, że to się uda, ale zrobię wszystko, by zaistniała taka możliwość. Jeżeli nie podczas najbliższej wiosny, to podejmiemy próbę w następnym sezonie. Mój zespół wszedł na taki poziom, że już musi być w ligowej czołówce. Pogoń nigdy nie zdobyła mistrzostwa, ja też nie. Motywacja jest więc ogromna. Strasznie mi zależy, czasem aż za bardzo.
Tymczasem jesteście na szóstym miejscu w tabeli z 11 punktami straty do liderującego Śląska.
A ile punktów straciliśmy jesienią w meczach, które powinniśmy wygrać albo zremisować? Po takim spotkaniu jak z Legią, w którym trzy razy wychodzimy na prowadzenie, a jednak przegrywamy 3:4, albo ze Stalą Mielec, w którym jest 2:1, a kończy się 2:3, i z Wartą, kiedy z 3:1 robi się 3:3, potrzebowałem paru dni, by dojść do siebie, bo byłem rozbity, nie potrafiłem się z tym pogodzić, bo wypuszczone z rąk punkty już nieuchronnie przepadły. Po takich spotkaniach wracasz do domu i nie wiesz, co ze sobą zrobić. Gdybym był młodszy, pewnie inaczej bym do tego podchodził, myślałbym o następnym meczu, który mógłby przybliżyć mnie na przykład do zagranicznego transferu. A teraz jestem w innym momencie kariery – chcę być zapamiętany nie tylko z powodu dobrej gry, ale również dlatego, że coś po naszej drużynie zostało w klubowej gablocie.
Nie opuści pan już Pogoni? Załóżmy, że zgłaszają się po pana bajecznie bogaci szejkowie.
Jestem nakręcony na grę w Pogoni. Podpisałem kontrakt obowiązujący jeszcze przez dwa i pół roku po to, żeby go wypełnić.
W ubiegłym tygodniu napisał pan na platformie X intrygujące zdanie: „Ten rok będzie wyjątkowy”. Co oznacza ten komunikat?
To sygnał dla nas wszystkich – nie tylko dla mojej drużyny i jej kibiców, ale dla całej Polski – że będzie dobrze. Kto potrafi czytać ze zrozumieniem, ten wie, o co chodzi.
A czy oficjalna informacja klubu, że Pogoń za poprzedni sezon wykazała stratę finansową przekraczającą 27 mln złotych, nie zaniepokoiła pana?
Nie widzę podstaw do martwienia się, bo w żadnym momencie jako piłkarze nie odczuliśmy, że może dziać się coś złego, wszystkie należności są regularnie realizowane, naprawdę trudno byłoby nawet na siłę się do czegokolwiek przyczepić. Zdaję sobie sprawę, że klub żyje też z transferów, to musi się odbywać na bieżąco, ale podkreślam, że nie mamy prawa narzekać. Gdyby coś było nie tak, na pewno zostałbym poproszony przez władze klubu o przekazanie złych informacji drużynie, bo i taka jest moja rola. Nie było żadnych niepokojących rozmów i jestem przekonany, że klub jest właściwie zarządzany.
Byłoby więcej optymizmu, gdyby młodzi piłkarze z waszej akademii naciskali na pozycje starszych zawodników. Na przykład Adrian Przyborek. Są tacy, którzy widzą w nim następcę Kamila Grosickiego.
Adrian dopiero co skończył 17 lat, więc bądźmy cierpliwi. Akurat jego datę urodzin łatwo zapamiętałem, bo jest z 1 stycznia. Już pokazał, że jak na swój wiek jest dojrzały. Jesienią zachowywał się na boisku tak, jakby miał za sobą kilka sezonów w Ekstraklasie. Tych minut nie miał za dużo, więc tym bardziej doceniam, jak grał. To się rzuca w oczy – nie biegnie na chaos, nie kiwa się z trzema rywalami, tylko potrafi mądrze reagować. Wie, kiedy należy wstrzymać piłkę, kiedy zdecydowanie ruszyć. Dużo w tym, powiedziałbym, boiskowej elegancji, a więc też mądrości. Adrian może być przyszłością polskiej piłki. Mówię o potencjale i już pokazywanych zadatkach. Zobaczymy, jak się będzie rozwijał.
To bardziej skrzydło czy „dziesiątka”?
Pojawiał się i tu, i tu, ale myślę, że bardziej skrzydłowy.
Czyli nowy Grosicki.
Bardziej Kuba Błaszczykowski, nawiązuję do tej elegancji w grze. Staram się pomagać naszym młodym piłkarzom, podpowiadać, dodawać animuszu, ale czasem trzeba też podnieść głos, użyć mocniejszych słów, bo wcale nie o to chodzi, by ich zawsze głaskać. Ciągłe głaskanie i bezkrytyczne pochwały mogą być bardzo szkodliwe.
A pana coraz częściej będziemy widzieć na boisku w pobliżu napastnika?
Cały czas mam wystarczająco dużo energii, by zasuwać po skrzydle. Kto się tym interesuje, może sprawdzić, że wszystkie parametry biegowe, szybkościowe są u mnie w porządku. Dopóki utrzymają się na takim poziomie, będę skrzydłowym, choć oczywiście następują różne sytuacje i fazy meczu, kiedy mogę być drugim napastnikiem. Decyzja należy do trenera.
O co, ale tak realnie, Pogoń może walczyć w tym sezonie?
Miejsce dające start w europejskich pucharach to jest minimum. Ciągle jesteśmy w grze o Puchar Polski, a to daje nam jeszcze jedną drogę do celu. Tak naprawdę znacznie więcej będziemy wiedzieć na początku marca. Będziemy mieli już za sobą mecze we Wrocławiu, w Radomiu, u siebie z ŁKS, pucharowy w Poznaniu i w końcu z Legią w Warszawie. Wtedy już z większą precyzją da się ocenić, na co wiosną stać Pogoń.
W zeszłym sezonie miał pan 13 ligowych goli i sam pan przyznawał, że przy odrobinie lepszej skuteczności byłby królem strzelców. Co zdarzy się teraz?
Nie wiem, ale wiem, że jeżeli ja ustanowię swój strzelecki rekord, również Pogoń zajdzie wysoko, bo to są naczynia połączone, jedno z drugiego wynika.
Wielu komentatorów i ekspertów mówi, że najbardziej lubi oglądać mecze z udziałem Pogoni, bo w nich zawsze dzieje się coś ciekawego, Pogoń zawsze naciera, jeżeli nawet wiąże się to z niefrasobliwością w defensywie. Mam jednak wrażenie, że waszym kibicom podoba się to coraz mniej – oni zapewne wolą Pogoń bardziej wyrachowaną, ale za to mającą więcej punktów na koncie.
Całkowicie się zgadzam, my musimy się zmienić, znaleźć odpowiedni balans między atakowaniem a bronieniem, zwłaszcza wtedy, gdy mamy korzystny wynik. Fajnie jest zawzięcie dążyć do strzelania goli niezależnie od tego, jaki jest wynik, ale powinniśmy też umieć zważyć ryzyko, zagrać z zimną krwią. Oczywiście gdy będziemy prowadzić 2:0 i poczujemy, że rywal jest już nasz, postaramy się o strzelanie kolejnych goli, ale nie można iść na wymianę ciosów w każdych warunkach. Pouczającą wskazówką jest nasz ostatni mecz w ubiegłym roku z Widzewem w Łodzi. Strzeliliśmy gola na 2:1 i przez 40 minut rozsądnie pilnowaliśmy wyniku, skupiając się na obronie i wyprowadzaniu kontrataków. W takich momentach znowu najważniejsza rola należy do doświadczonych piłkarzy i kapitana. Na Widzewie pokazaliśmy, jak trzeba wygrywać takie mecze. Wierzę, że wiosną będziemy to pokazywać znacznie częściej.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...