- To dla nas duże wydarzenie, 14 lat minęło od ostatniej takiej możliwości. Tylko możliwości, bo zdajemy sobie sprawę, że jeszcze tego pucharu nie mamy - mówi Jarosław Mroczek w rozmowie z Jakubem Sewerynem dla Sport.pl.
Czy rozmawiam z najszczęśliwszym dziś człowiekiem w polskiej piłce?
- Myślę, że dzisiaj jest w całym Szczecinie pełno takich ludzi.To dla nas duże wydarzenie, 14 lat minęło od ostatniej takiej możliwości. Tylko możliwości, bo zdajemy sobie sprawę, że jeszcze tego pucharu nie mamy. Mamy tę pokorę i pamiętamy o tym, że cieszyć się będziemy dopiero, gdy wygramy 2 maja na Stadionie Narodowym.
Jak pan ocenia ten półfinał? Siedział pan obok selekcjonera Michała Probierza, na pewno wymienialiście się uwagami.
- Piłkarsko ten mecz stał na bardzo wysokim poziomie. Szczególnie pod względem tempa i intensywności gry. Tak samo twierdził selekcjoner. Szkoda, że takie spotkanie nie miało miejsca w finale, bo myślę, że to było widowisko godne właśnie finału. I ze strony publiczności i właśnie jakości gry.
No i do tego zwycięskie dla Pogoni.
- Tak... Super, to była bardzo fascynująca noc, choć oczywiście także wyjątkowo stresująca. Takie mecze przeżywa się bardzo mocno. W drodze do domu wydawało mi się, że nie zasnę przez pół nocy, ale jak tylko to całe napięcie zeszło, to błyskawicznie zasnąłem. Co prawda, obudziłem się niestety o 6 rano, jak co dzień, ale bardzo radośnie, a i dzisiejszy dzień jest piękny. Myślę, że nie tylko dla mnie, ale też dla wszystkich w Szczecinie.
Dużo było nerwów u pana na trybunach?
- Oj, strasznie dużo, bardzo dużo... Przez cały czas byłem oczywiście pełen wiary, że nam się uda, ale przez tyle lat nauczyłem się, że piłka nożna jest wspaniałą grą także dlatego, że nieraz o wszystkim decyduje przypadek. Nieraz drużyna może grać super, a przegrywa, bo wpada jej przypadkowa bramka, czy przeciwnikowi wychodzi jedna akcja w ostatniej minucie i strzela gola.
Akurat wiosną mieliśmy sporo takich emocjonujących meczów. Sami weszliśmy do tego półfinału, strzelając gola praktycznie w ostatniej minucie dogrywki w Poznaniu. Tak że trzeba pamiętać o tym, że to jest bardzo fajna dyscyplina właśnie dlatego, że niesie z sobą tyle emocji i tak wiele może zależeć od przypadku. Chciałbym tu też pochwalić sędziego, bo choć sam nie czuję się odpowiednią osobą do oceny jego pracy, to prowadził tak mecz, że pozwalał obu drużynom grać w piłkę, co też przełożyło się na jakość tego spotkania.
Czy finał z Wisłą Kraków będzie najważniejszym meczem w historii Pogoni?
- Myślę, że tak. Już trzy takie mieliśmy, tak że to będzie czwarty najważniejszy.
A czuliście i czujecie obciążenie związane z tym, że jednak ciągle czekacie na ten pierwszy tytuł w historii klubu?
- No tak, tak... To znaczy może bardziej na kibicach, bo ja byłem na ostatnim treningu drużyny przed tym półfinałem. Nie chciałem wygłaszać przemówień, ale zamieniłem po dwa słowa z każdym z chłopaków. I nie sądzę, żeby udawali, gdy mówili: "Spokojnie, prezes się nie denerwuje. My wiemy, o co gramy, jesteśmy skoncentrowani, tworzymy fajną drużynę i wierzymy w to". Wtedy wiedziałem, że będzie dobrze, jeśli chodzi o nasz zespół, ale z tyłu głowy oczywiście było to, że to jest tylko sport.
Tym bardziej, że ten sezon to dla was sinusoida. Co kibice zdążyli uwierzyć, że drużyna jest w stanie powalczyć o coś więcej, to zaraz dwoma, trzema meczami byli sprowadzani na ziemię.
- Rzeczywiście, od jakiegoś czasu tak jest. Na szczęście te spadki nie są tak bolesne, co pozwala nam ciągle wierzyć, że wciąż mamy szansę na podium. Dlatego też wciąż wierzę gorąco, że sezon skończymy nie tylko z Pucharem Polski, ale jednak też z jakimś dobrym miejscem w tabeli.
Czy ten finał Pucharu Polski i szansa zdobycia historycznego trofeum sprawiają, że liga mimo wszystko schodzi dla was na nieco dalszy plan?
- Nie, nie. Finał Pucharu Polski to jest tylko jeden mecz. Z kolei już w niedzielę gramy w Poznaniu z Lechem i musimy tam dobrze wypaść, żeby zachować szanse na to dobre miejsce. Myślę, że mamy wbrew pozorom naprawdę taki skład, który pozwala trenerowi rotować zawodnikami, żeby niektórzy mieli czas na wypoczynek. W lidze też chcemy osiągnąć dobry wynik.
Wahania nastrojów dotyczyły także trenera Jensa Gustafssona, a wygląda na to, że może on się zapisać złotymi zgłoskami w historii klubu.
- Tak, ale to dotyczy tylko kibiców. Zarząd stał murem za trenerem, który miał przez cały czas jasno wyznaczone cele. Myślę, że mogę powiedzieć za zarząd, że nie mieliśmy ani przez sekundę wątpliwości, że to, co robi Jens Gustafsson, musi w końcu dać owoce w końcu i tak się stało. Widać wyraźnie jego rękę na tym, jak ta drużyna gra, a po tym półfinale już można powiedzieć, że się w jakiś sposób zapisał w historii Pogoni.
Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.
Trwa ładowanie komentarzy...