Aktualności

Teksty o historii Pogoni Szczecin pisane przez użytkownika @Mial1986_87 mają swój unikalny urok. Dlatego nie pozostaje nam nic innego jak zachęcić Was do lektury tego najnowszego.


"Najgorzej będzie wtedy, gdy przyjedzie córka i zapyta:
Powiedz tato, dlaczego chłopcy zrobili tobie na złość?
- Nie twoja sprawa! - utnie krótko, mając już wszystkiego dość."
Lech Ufel, "Wodowanie "stutysięczników"", tygodnik "Sportowiec", 1985 rok

13 czerwca 1984 roku remisując na wyjeździe w meczu ostatniej kolejki sezonu 1983/84 Ekstraklasy z sięgającym po tytuł mistrza Polski Lechem Poznań drużyna Pogoni Szczecin prowadzona przez trenera Eugeniusza Ksola zakończyła ligowe rozgrywki na 3. miejscu w tabeli wywalczając w ten sposób po raz pierwszy w historii klubu awans do europejskich pucharów. Chyba w najbardziej pesymistycznych przewidywaniach nikt wtedy nie zakładał, że rok później "Portowcy" pod wodzą innego już szkoleniowca walczyć będą do końca sezonu 1984/85 w kiepskim stylu o utrzymanie w najwyższej klasie ligowych rozgrywek. Przed tym sezonem defensywa drużyny została znacząco osłabiona odejściem Jerzego Stańczaka. Wrócił za to z Legii Warszawa, w której grał odbywając zasadniczą służbę wojskową, Janusz Turowski. Nie obyło się przy tym bez walki o tego zawodnika między Pogonią a klubem z Warszawy godnej poświęcenia jej osobnego artykułu. Z grającej wówczas na drugim szczeblu ligowych rozgrywek Stali Stocznia Szczecin zakupiono kolejnego napastnika Jerzego Hawrylewicza. Udało się także ostatecznie zatrzymać w naszym klubie Marka Leśniaka, któremu przez pewien czas bardzo zależało na przejściu przed sezonem 1984/85 do Górnika Zabrze. Poświęciłem temu wydarzeniu osobny artykuł opublikowany na PogońSportNet.pl w ubiegłym roku. Można go przeczytać pod tym linkiem: https://pogonsportnet.pl/artykul/z-kart-historii-pierwsza-ucieczka-lesniaka. Przed rozpoczęciem sezonu odpowiadając na łamach "Głosu Szczecińskiego" na pytanie jednego z kibiców trener "Portowców" powiedział, że zamierza trenować Pogoń jeszcze przez rok.

Znakomity początek sezonu nie zapowiadał późniejszej katastrofy. W pierwszych pięciu meczach "Portowcy" 4 razy wygrali, remisując jedynie z mistrzem Polski, poznańskim Lechem. Z 9 punktami i bilansem bramkowym 8:2 liderowali wówczas w Ekstraklasie. Pokładane w nim nadzieje spełniał duet napastników Leśniak-Turowski, który strzelił 6 goli. Żelazny skład drużyny tworzyli od pierwszej kolejki poza wymienioną dwójką następujący zawodnicy: Marek Szczech, Krzysztof Urbanowicz, Janusz Makowski, Kazimierz Sokołowski, Zbigniew Czepan, Mariusz Kuras, Adam Kensy, Marek Ostrowski. Od 2. kolejki do pierwszego składu wszedł Hawrylewicz. Bardzo dobra postawa drużyny w pierwszym miesiącu rozgrywek nowego sezonu doceniona została przez tygodnik "Piłka Nożna", który wybrał Pogoń najlepszą drużyną sierpnia. Obszerny artykuł na temat naszej drużyny autorstwa Zygmunta Lenkiewicza opublikowany na łamach pisma w związku z tym wyborem kończył się słowami: "Czy Pogoń może być jeszcze lepsza? Sądzę, że tak. Ma bardzo dobrego, mądrego trenera, wielu piłkarzy o dużych możliwościach rozwojowych. Stoi za nią kilkunastotysięczna publiczność.". Rzeczywistość wkrótce brutalnie zweryfikowała te optymistyczne założenia. W 6. kolejce "Portowcy" ulegli u siebie Widzewowi Łódź 0:2. Mecz ten zapoczątkował serię 6 ligowych porażek i 8 meczów bez zwycięstwa. Do końca roku udało się w lidze wygrać jeszcze tylko raz i dwukrotnie zremisować. Ostatecznie nasz zespół zakończył rundę jesienną na 12. miejscu w tabeli z 13 zdobytymi punktami i bilansem bramkowym 15:20. Nad strefą spadkową Pogoń miała zaledwie 1 punkt przewagi, do drużyny zajmującej najniższe miejsce gwarantujące występ w europejskich pucharach traciła 6 "oczek". Fatalny bilans tamtego czasu uzupełniły wyeliminowanie w 1/16 finału z rozgrywek Pucharu Polski przez drugoligową Gwardię Warszawa i odpadnięcie w kiepskim stylu po dwóch porażkach z zespołem 1. FC Köln z rozgrywek Pucharu UEFA w wyczekiwanym debiucie "Portowców" w europejskich pucharach. Temu dwumeczowi z drużyną z Kolonii poświęciłem 2 artykuły opublikowane w ubiegłym roku na PogońSportNet.pl, które poczytać można tu: https://pogonsportnet.pl/artykul/byl-taki-dwumecz-cz-1-1-fc-koln-pogon-szczecin-21https://pogonsportnet.pl/artykul/byl-taki-dwumecz-cz-2-pogon-szczecin-1-fc-koln-01 

24 października 1984 roku, w przerwie ligowych rozgrywek, po serii 6 porażek w lidze, odpadnięciu z rozgrywek Pucharu UEFA, a jeszcze przed spotkaniem Pucharu Polski z warszawską Gwardią, w Urzędzie Wojewódzkim odbyło się z udziałem lokalnych mediów spotkanie wojewody szczecińskiego Stanisława Malca z przedstawicielami Pogoni - grupą członków zarządu, trenerami pierwszego zespołu oraz czwórką zawodników. W relacji prasowej ze spotkania w "Kurierze Szczecińskim", którą w całości można przeczytać pod poniższym linkiem na stronie 6.:  https://zbc.ksiaznica.szczecin.pl/dlibra/publication/50917/edition/48668/content? wymieniono nazwiska trzech z nich - Kensego, Ostrowskiego i Leszka Wolskiego. Tematem tego spotkania była pogarszająca się z meczu na mecz sytuacja piłkarskiej drużyny Pogoni. Zabrał w jego trakcie głos m.in. trener Ksol. Wskazywał, że zmuszony był w różnych okresach do roszad w składzie z powodu kontuzji Marka Włocha, Ostrowskiego, Urbanowicza i Wolskiego. Zwracał nadto uwagę na słabą grę całego zespołu w defensywie i brak potrzebnych transferów. W odpowiedzi na pytanie wojewody stwierdził, że w drużynie jest dobra atmosfera. Kensy z kolei powiedział, że w sytuacji kiedy się przegrywa, trudno jest uniknąć wzajemnych pretensji. Nie występują one jednak na boisku. Wolski powiedział, że krytyka Pogoni przez prasę jest zbyt ostra, a trener, że wielu jej krytycznych uwag nie podziela.

Po zakończeniu rundy jesiennej pojawiła się pogłoska, że funkcję szkoleniowca Pogoni obejmie były trener olimpijskiej reprezentacji Polski Waldemar Obrębski. Nie znalazła ona jednak pokrycia w rzeczywistości. 17 grudnia 1984 roku odbyło się posiedzenie Zarządu Morskiego Klubu Sportowego Pogoń Szczecin, którego głównym tematem była ocena pracy i wyników sekcji piłki nożnej. Wg słów ówczesnego prezesa klubu Ryszarda Kargera, jakie padły w rozmowie z "Kurierem Szczecińskim", dokonano na tym posiedzeniu wstępnej analizy występów piłkarzy pierwszego zespołu w rozgrywkach ligowych i skierowano określone zalecenia pod adresem trenera, zawodników i aktywu sekcji piłki nożnej. Nie podjęto natomiast żadnych decyzji personalnych uzależniając je od tego, jak wypadnie start drużyny w nadchodzącej wiosennej rundzie rozgrywek. Całą rozmowę z Ryszardem Kargerem można przeczytać pod poniższym linkiem na stronie https://zbc.ksiaznica.szczecin.pl/dlibra/publication/50959/edition/48710/content "Portowcy" przystąpili do rozgrywek ligowych wiosną, poza odejściem niemającego miejsca w pierwszej jedenastce Andrzeja Burchackiego, bez zmian personalnych w składzie. Zmienił się za to dyrektor klubu. Ze stanowiska tego ustąpił Roman Wilczek, a z dniem 1 lutego 1985 roku jego miejsce zajął, jak się później okazało na krótko, były dyrektor Przedsiębiorstwa Handlu Zagranicznego "Rybex" i Przedsiębiorstwa Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich "Gryf" Maksymilian Jędrzejczyk. Przed rozpoczęciem drugiej części ligowego sezonu trener Pogoni przyszłość prowadzonej przez siebie drużyny widział, przynajmniej deklaratywnie, pozytywnie. W wypowiedzi dla tygodnika "Piłka Nożna" zamieszczonej w numerze 10 (613) tego pisma stwierdził: "Drużyna się skonsolidowała, zapomniała o bolesnych jesiennych przejściach. (…) Wiem, że stać Pogoń na znacznie lepszą grę, że tkwią w drużynie spore rezerwy. Zostałem w Szczecinie, gdyż wierzę, że z tym zespołem można jeszcze wiele zdziałać.". Z kolei w wypowiedzi która ukazała się w Skarbie Kibica katowickiego "Sportu" szkoleniowiec naszej drużyny mówił: "Po pierwsze, chcielibyśmy zdobyć wiosną więcej punktów niż jesienią. Po drugie, oczekuję od zespołu większej stabilności formy. I po trzecie, chcemy już na początku wydostać się z zagrożonej strefy i być może potem powalczyć o miejsce w górnej strefie tabeli.". W rozmowie z Kazimierzem Marcinkiem, dziennikarzem "Przeglądu Sportowego", który odwiedził "Portowców" w lutym 1985 roku na zgrupowaniu w Świnoujściu, trener Ksol powiedział: "Wydaje mi się, że jesteśmy dobrze przygotowani do sezonu. Potwierdza to wygrana z Zagłębiem Sosnowiec. Oby tylko z Lechem na inaugurację było równie dobrze. Głownie chodzi o psychikę.". W numerze 10 z 6 marca 1985 roku w regionalnym tygodniku "Morze i Ziemia" ukazała się obszerna rozmowa redaktora Kazimierza Jordana z Eugeniuszem Ksolem pod tytułem "Dlaczego pan nie odszedł?". Tytuł rozmowy stanowiło jedno z pytań zadanych w niej trenerowi naszej drużyny. Odpowiedział na nie następująco: "Zastanawiałem się nad taką decyzją i miałem oferty z innych klubów. Ponętne oferty. Możemy sobie powiedzieć szczerze, że jestem jednym z najniżej opłacanych trenerów w pierwszej lidze. Klub ma takie a nie inne możliwości. Ale chcę jeszcze raz się sprawdzić. Czy zespół wyjdzie z tego dołka i czy ja będę jednym z tych, którzy tego dokonają. I dlatego tylko nie odszedłem. A że jestem związany ze Szczecinem - zostałem. Może jeszcze na pół roku.". W rozmowie pt. "Winnych nie ma?" opublikowanej w wydaniu magazynowym "Kuriera Szczecińskiego" z dnia 1-3 marca 1985 roku na pytanie z iloma zawodnikami trudno jest się mu porozumieć, Eugeniusz Ksol odpowiedział, że z jednym, nie chcąc wymienić jego nazwiska. Wskazał na wagę spraw socjalno-finansowych jako pośrednio wpływających na samopoczucie zawodników i ich chęć dawania z siebie wszystkiego. Stwierdził nadto, że są w drużynie zawodnicy, którzy nie chcieliby się zbytnio wysilać, niezadowoleni, gdy stawia im się wymagania. Za powód dla którego nie odszedł z funkcji szkoleniowca "Portowców" podał swoje przekonanie, że w ten sposób wziąłby całą winę za niepowodzenia na siebie oraz wiarę, że jego styl trenowania i sposób pracy z zespołem jest prawidłowy, czego potwierdzeniem jego zdaniem była lepsza postawa w ostatnich jesiennych meczach. Jako cel zespołu w nadchodzącej rundzie rozgrywek wskazał wyjście z dolnych rejonów tabeli, przesunięcie się do jej środka i zaatakowanie wyższych lokat. Powiedział też, że brak jest pieniędzy w klubie na potrzebne dla wzmocnienia drużyny transfery zawodników. Całość tej rozmowy dostępna jest do przeczytania pod poniższym linkiem na stronie -  https://zbc.ksiaznica.szczecin.pl/dlibra/publication/51327/edition/48988/content 

 

Początek rundy wiosennej brutalnie rozwiał wszelkie nadzieje na poprawę dyspozycji "Portowców". Na inaugurację rundy wiosennej, 10 marca 1985 roku grając bez pauzujących za żółte kartki Janusza Makowskiego i Krzysztofa Urbanowicza, przegrali u siebie w obecności 15000 widzów z zajmującym wówczas trzecią pozycję w tabeli Lechem Poznań 1:2. Tydzień później w wyjazdowym spotkaniu przeciwko przeciętnie spisującemu się wówczas w rozgrywkach Ruchowi Chorzów Pogoń uległa aż 0:4, spadając wskutek tej porażki na ostatnie miejsce w tabeli. Dzień po tym meczu, 40 lat temu, 18 marca 1985 roku, odbyło się spotkanie przedstawicieli kierownictwa klubu z piłkarzami. Trener Ksol został urlopowany, a prowadzenie drużyny przejął Maciej Hejn, który dotychczas był trenerem koordynatorem sekcji piłkarskiej Pogoni. Z funkcji kierownika tej sekcji odwołano Krzysztofa Lewanowicza, którego przeniesiono do pracy poza klubem. Jeszcze w sezonie 1984/85 Eugeniusz Ksol rozpoczął pracę w drugoligowym wówczas Stilonie Gorzów. M.in. to jak wyglądało rozstanie Eugeniusza Ksola z Pogonią po meczu z Ruchem znakomicie w szczegółach opisał Lech Ufel w poświęconym sytuacji w naszym klubie na początku 1985 roku artykule "Wodowanie "stutysięczników"" opublikowanym w 1985 roku w tygodniku "Sportowiec". Z tego właśnie artykułu pochodzi cytat rozpoczynający niniejszy tekst. Niestety, nie jest on dostępny nigdzie indziej poza numerem pisma, w jakim się ukazał. Po utracie stanowiska szkoleniowca Pogoni ton wypowiedzi Eugeniusza Ksola z czasem uległ zmianie. W numerze 55 z dnia 9 maja 1985 roku krakowskiego pisma sportowego "Tempo" ukazał się artykuł pt. "Urlop Ksola" autorstwa redaktora Waldemara T. Piątka. Zawierał on m.in. wypowiedzi byłego szkoleniowca "Portowców", jakie padły podczas rozmowy z autorem artykułu. O rundzie jesiennej sezonu 1984/85 Eugeniusz Ksol powiedział "Jesienią '84 mnożyły się kontuzje, na skutek pustej ławy zabrakło rywalizacji wśród zawodników. Byli zbyt pewni siebie. Niektórzy zarabiali więcej, inni mniej. Zrodziły się konflikty na tle finansowym. Znaczna część piłkarzy była i jest przekonana, że wystarczy tylko solidnie przykładać się do treningu, a sukcesy przyjdą same. Jest to błędne rozumowanie, bo w I lidze rywalizacja jest ostra. Wielu zapomina o prowadzeniu higienicznego trybu życia. Żaden trener nie może przecież pilnować dorosłych ludzi. Te wszystkie przyczyny zaważyły na powolnym upadaniu Pogoni.". Za moment załamania zespołu uznał przegrany w ostatniej kolejce rundy jesiennej wyjazdowy mecz przeciwko Legii Warszawa. Wtedy jego zdaniem miała pęknąć więź drużyny i trenera. 28 maja 1985 roku w 103 numerze "Przeglądu Sportowego" opublikowano wywiad, jaki z byłym trenerem "Portowców" przeprowadził dziennikarz tego pisma Kazimierz Morcinek. Nosił on tytuł "Ludzie są okrutni" wzięty od jednego ze zdań wypowiedzianego w nim przez Eugeniusza Ksola. Padły w nim sformułowania bardzo ostre. Personalnie skrytykował piłkarzy Kazimierza Sokołowskiego i Jacka Duchowskiego jako tych, którzy poza boiskiem mieli robić dużo zła wysuwając zbyt wiele żądań finansowych i socjalnych, co psuło atmosferę w drużynie. Wskazał, że rezygnacja z nich jesienią 1984 roku mogłaby zapobiec kłopotom, w jakie wpadła Pogoń. Ujawnił również, że w tamtym czasie sprawy pozapiłkarskie dominowały w zespole. Więcej uwagi miały wg niego zaprzątać piłkarzom sprawy zabezpieczenia sobie bytu niż futbol. Krytyczne uwagi wygłosił również pod adresem zachowania po powrocie do klubu niedoszłego uciekiniera do Górnika Zabrze Leśniaka oraz boiskowej formy jesienią Turowskiego, Kensego i Ostrowskiego. Wysunął też pogląd, że początkiem problemów w drużynie był decydujący o mistrzostwie Polski w sezonie 1983/84 wyjazdowy mecz Pogoni z Lechem Poznań, w którym część szczecińskich piłkarzy miała grać dla zespołu gospodarzy, a część dla rywalizującego z nimi o tytuł mistrza Polski Widzewa Łódź. Powtórzył znane już z artykułu w "Tempie" zarzuty nieprofesjonalnego prowadzenia się swoich byłych podopiecznych. Ponownie wskazał na wpływ kontuzji, które wobec krótkiej ławki rezerwowych doprowadziły do zaniku rywalizacji w drużynie. Na przykładzie kłopotów podczas podróży na wyjazdowy mecz Pucharu UEFA przeciwko 1. FC Köln mówił o słabości organizacyjnej klubu. Wspominał też o braku po poprzednim sezonie transferów wartościowych zawodników, których chciał mieć w zespole. Swojej winy nie widział w kwestiach szkoleniowych, ale w nieumiejętności rozwiązania problemów finansowych i socjalnych nurtujących drużynę oraz przeciwstawienia się kalkulacjom i próbom przejścia zawodników do innych klubów.               

Zastanawiająco o kryzysie Pogoni w sezonie 1984/85 wypowiedział się z nieodległej perspektywy czasowej jeden z filarów drużyny Adam Kensy w obszernym wywiadzie autorstwa Artura Daniela Liskowackiego ukrywającego się pod pseudonimem Marian Stecki pt. "Całe życie futbolisty", jaki ukazał się w 1986 roku w tygodniku "Morze i Ziemia". Stwiedził wtedy: "Dlatego mówimy dziś, że stało się tak, jak się stało, gdyż klub nie podołał organizacyjnie. Sukces zamiast scementowywać nas wszystkich zaczął prowadzić do nieporozumień. Każdy cenił teraz siebie wyżej, rodziły się niesnaski na linii klub - piłkarze, no i nic dziwnego, że w pracy nam to nie pomogło, a efekty były widoczne na boisku. (…) Problem dotyczył sfery bardzo zwyczajnej, organizacyjnej. Wielu z nas gra w piłkę od lat i widzieliśmy jaka potrafi być organizacja w niektórych klubach. A u nas? (…) Powiedzmy, że wyeliminowalibyśmy FC Koeln. Ale ludzie wymagaliby od nas wtedy jeszcze więcej - a przecież w klubie wszystko byłoby po staremu. Prędzej czy później sytuacja stałaby się taka jaka się stała. (…) Taka jest rzeczywistość. Klub nie wytrzymałby sukcesu finansowo bo tak jak już mówiłem cały ten sukces nie został wykorzystany propagandowo. Nie była więc Pogoń przygotowana na takie zdobycze. A jeśli zawodnicy przekonywali się o swojej wartości i tę ich wartość widzieli inni, jeśli grali w którejś z reprezentacji lub się o nie ocierali, to normalną koleją rzeczy byli kuszeni przez inne kluby, a i sami chcieli sobie zapewnić maksymalnie godziwe warunki. (…) W końcu każdy piłkarz wie, że grać wiecznie nie będzie i że sukcesy nie zawsze się trafiają... Więc myślę, że choćby z tego względu katastrofa prędzej czy później musiałaby nastąpić.". O bohaterze niniejszego tekstu powiedział w tym samym wywiadzie m.in.: "Trener Ksol bardzo się troszczył o zawodników, bardzo o nas walczył, i myśmy chyba nie potrafili tego czasem docenić.".      

Eugeniusz Ksol wrócił do pracy w szczecińskiej Pogoni jako szkoleniowiec pierwszej drużyny piłkarskiej wiosną 1989 roku podejmując się wówczas trudnej misji utrzymania jej w Ekstraklasie. Niestety, bez powodzenia. W drużynie znajdowało się wówczas kilku zawodników, których prowadził podczas poprzedniego okresu pracy w naszym klubie, a wśród nich Kazimierz Sokołowski. Ale to już zupełnie inna historia...

tekst alternatywny

DOŁĄCZ DO NAS NA WHATSAPP! KLIKNIJ TUTAJ!

Autor: @Mial1986_87
Żródło: fot. ze zbiorów Piotra Więcława
Wyświetleń: 2204

Komentarze w serwisie www.PogonSportNet.pl zamieszczane przez jego użytkowników są ich prywatną opinią. Serwis nie ponosi odpowiedzialności za ich treść. Jeśli jednak administratorzy dostrzegą naruszanie dóbr osobistych, zmuszeni będą do usunięcia komentarza, a w przypadku powtarzania się sytuacji, zablokowania konta użytkownika.

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zarejestruj się lub zaloguj tutaj.


Trwa ładowanie komentarzy...